Ja trafiłem tę drugą z możliwości i skorzystałem z zaproszenia, jakie wystosowało do redakcji OnetMoto Porsche Polska. W grupie wybranych dziennikarzy z Polski trafiłem do Estonii na tor Audru nieopodal Parnawy. Jedyny tor wyścigowy w Estonii nie imponuje nowoczesnością, ale i tak w porównaniu do najlepszego polskiego toru w Poznaniu jest trzy razy lepiej. Albo cztery. Ale ja nie o tym.
Podzieleni na grupy mieliśmy pół dnia na zrealizowanie dość napiętego planu. Moja grupa zaczęła od tego, co wolałbym zostawić na koniec, ale i tak nie zamierzam narzekać. Pierwszym zadaniem była… jazda po torze. Polegało to na tym, że po skróconej pętli (pozostała część toru służyła do innego "ćwiczenia") jeździliśmy za instruktorem – profesjonalnym kierowcą wyścigowym – modelami Porsche 911 - Carrera S, Carrera 4S i wersją Turbo S.
Tor Audru ma ciekawą charakterystykę, z lekkimi wzniesieniami, ślepymi zakrętami, szybkimi partiami i ciasnymi nawrotami. We wszystkich jego fragmentach 911 czuły się doskonale i jak przyklejone do drogi pokonywały kolejne metry asfaltu. Choć nasz instruktor nie pozwalał na naprawdę szybką jazdę, i tak prędkości dochodziły miejscami do 200 km/h, a prawa fizyki określające granice przyczepności wydawały się tego dnia nie istnieć.
Oczywiście największe emocje budziło we wszystkich Porsche 911 w wersji Turbo S, w którym potężna moc uwalniana wduszeniem pedału gazu powoduje przyjemne dreszcze na całym ciele i mocne wciskanie w fotel. Niemniej jednak również Carrera S i 4S pokazały, że należą do ekstraklasy i są mistrzowsko dopracowanymi samochodami.
Po emocjach związanych z "lataniem" po torze trzeba było zejść na ziemię, ustabilizować poziom adrenaliny we krwi i po prostu ochłonąć. Chodziło tu bowiem o zwykłą przejażdżkę modelami Cayman, Panamera Hybrid i Macan po okolicznych drogach. Emocji stosunkowo niewiele - w porównaniu do mocnego uderzenia na początku dnia - ale hej! - przecież to wciąż Porsche! Przyjemny dla ucha bulgot wydechu sprawił, że już sam widok kolumny siedmiu porszaków mijających estońskie wioski wywoływał bardzo pozytywne emocje i życzliwe uśmiechy u "miejscowych", którzy ochoczo do nas machali i pokazywali skierowane w górę kciuki.
Wiele spodziewałem się po sekcji off-road, jednak to zadanie okazało się niewiele mniej spektakularne, niż przejażdżka z prędkościami 50-90 km/h kilkusetkonnymi potworami. Wsiadłem do Porsche Cayenne, które skądinąd dysponuje imponującym potencjałem do jazdy w terenie, i niemal równie szybko wysiadłem. Nie dlatego, że mi się znudziło. Nie zdążyło. Wjechałem na trawers o sporym nachyleniu, podjechałem pod górę po piaszczystym podłożu, gdzie dla zwiększanie atrakcyjności celowo zatrzymałem się w połowie i spróbowałem ruszyć – zresztą z powodzeniem. Na koniec wykonałem zjazd stormym zboczem zakończony kąpielą w niezbyt głębokim brodzie.
Chodziło bardziej o pokazanie możliwości opcjonalnego pakietu off-road. A pakiet ten potrafi zwiększyć prześwit auta, wesprzeć kierowcę utrzymując stałą prędkość zjazdu po stromym zboczu czy sprawnie przekazać moment obrotowy na koło o najlepszej w danej chwili przyczepności.
Najbardziej emocjonującym ćwiczeniem w sekcji off-road okazał się przejazd przez stromą i wąską stalową rampę, który wykonywali jednak… instruktorzy.
3 sekundy do setki, w 15 sekund 0-200-0 km/h...
O mały włos zapomniałbym o najciekawszym, jak się okazało, ćwiczeniu. Na terenie pobliskiego lotniska, nieczynnego w tym dniu, mogliśmy wypróbować system kontroli startu Launch Control, zainstalowany w tym przypadku w Porsche 911 Turbo S. Zadanie polegało na ekspresowym starcie, rozpędzeniu samochodu do ponad 200 km/h i gwałtownym wyhamowaniu do zera.
Włączony tryb Sport Plus. Wciśnięty do oporu hamulec i pedał gazu. Po osiągnięciu maksymalnych obrotów zwolnienie hamulca i… samochód wyrywa do przodu jak z katapulty, osiągając po niespełna trzech sekundach 100 km/h. Niemal liniowe przyspieszenie sprawia, że czuję jak policzki falując przemieszczają mi się w tył twarzy, a narządy wewnętrzne owijają się wokół kręgosłupa.
215 km/h i… gwałtowne, awaryjne hamowanie z użyciem gigantycznych ceramicznych tarcz. Potężne opóźnienie sprawia, że ciało dosłownie zawisa na zablokowanych pasach bezpieczeństwa, głowa leci do przodu, oczy chcą wyskoczyć z orbit, a samochód, utrzymując tor jazdy, staje po chwili jak wryty. Nastaje cisza przełamywana jedynie cichym basowym pomrukiem wydechu. Niesamowite doznanie. A wszystko w zaledwie 15 sekund...
Co ciekawe, jak poinformowali nas instruktorzy, taka procedura startu może być w Porsche 911 Turbo S powtarzana… tysiące razy. Wspominali o 22 tysiącach wykonanych już w tym egzemplarzu, w co trudno do końca uwierzyć, ale niechby to nawet było 2,2 tysiąca… Wiele modeli jest zaprogramowanych na zaledwie kilka użyć systemu Launch Control. Po przekroczeniu tej liczby traci się gwarancję, a czasem i więcej. Porsche jest jednak pancerne.
Przedostatnie zadanie to slalom za kierownicą Porsche Boxstera S. Doskonale wyważone auto z centralnie umieszczonym silnikiem pozwala na sprawne lawirowanie między ciasno rozmieszczonymi słupkami. Mimo że krótkie, to ćwiczenie wywołało wiele emocji i przyprawiło o szybsze bicie serca. Boxster to świetny samochód.
Na koniec udaliśmy się na wydzieloną część toru, gdzie na partii szybkich lewych zakrętów mieliśmy przekonać się, jak dobre są Porsche Boxster S, Panamera GTS i Cayenne GTS. Każde inne, a wszystkie świetnie "dają radę". Boxster to klasa sama w sobie. Zwinne, lekkie i świetnie dopracowane auto o idealnym rozkładzie masy.
Zaskakujące jednak jest, jak duża limuzyna, jaką jest Panamera, czy potężny SUV – Cayenne, potrafią śmigać po torze, na limicie przyczepności. A ten okazuje się być przesunięty dalej, niż mogłoby się komukolwiek wydawać. Ceramiczne hamulce Panamery i potężne tarcze Cayenne zatrzymują te kolosy dosłownie w mgnieniu oka. Kilka razy, kiedy przy dużej prędkości hamowałem tuż przed zakrętem, myśląc że jest za późno i wyląduję za moment na trawie, okazywało się, że było to o wiele za wcześnie...
Na sam koniec zorganizowano tzw. taxi ride. Nie chodzi bynajmniej o spokojną podróż Mercedesem Klasy E w kolorze budyniu. Wręcz przeciwnie. Na fotelu pasażera mogliśmy przekonać się, ile można wycisnąć z seryjnej 911. Za kierownicą instruktorzy – kierowcy i mistrzowie wielu serii wyścigowych.
Powiem jedno – mnie wydawało się, że momentami jeździłem na granicy przyczepności i możliwości tego samochodu. Bzdura. Granice te, jak okazało się podczas okrążeń z zawodowcami, są nieosiągalne dla większości zwykłych kierowców, a nawet – założę się – wielu właścicieli 911.
Przygoda na torze, jak ta moja, dostępna jest dla każdego. Cena dla członków Klubu Porsche wynosiła na przykład 700 euro, z przelotem. To pozornie duże pieniądze, jednak dla posiadaczy Porsche jest to niewielki wydatek. W tej cenie mogą przecież bezkarnie "upalać" samochody, nie dbając o paliwo, opony i klocki, czerpiąc przy tym niemal nieograniczoną radość z obcowania z arcydziełami inżynierów ze Stuttgartu.
Następne Porsche On Track w październiku, na torze Slovakiaring.