Ostatni etap rywalizacji w Rajdzie Faraonów był dramatyczny dla najmłodszego spośród zawodników Orlen Team. Na siedemdziesiąt kilometrów przed metą zaczął przerywać silnik w jego motocyklu. Nieukończenie etapu byłoby równoznaczne z nieukończeniem rajdu i wówczas Przygoński nie uzyskałby wystarczającej liczby punktów, aby zająć drugą pozycję w Mistrzostwach Świata.
Na szczęście z pomocą przyszedł mu Marek Dąbrowski, który doholował go do mety.
- Ostatni odcinek w rajdzie Faraonów i jednocześnie ostatni odcinek tegorocznych Mistrzostw Świata nie był dla mnie szczęśliwy. Po pokonaniu około czterdziestu dni startowych na bezdrożach Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Tunezji, Sardynii i Brazylii ostatniego dnia, 70 kilometrów przed metą mój motocykl zaczął przerywać. Miałem duży problem. Próbowałem motocykl zreperować, jednak w tych warunkach nie byłem w stanie. Było realne zagrożenie, że nie ukończę etapu. Przyjechał jednak Marek Dąbrowski, który przyszedł mi z pomocą. Związaliśmy nasze motocykle liną, którą złączyliśmy z dwóch sznurków o długości około pół metra. I tak holowaliśmy się aż do mety. Było to ekstremalnie trudne. Normalne holowanie dwóch motocykli nie jest najłatwiejsze, a my jechaliśmy po miałkim piasku typu fesz fesz. Cały czas zakopywało nam się koło. Tylko dzięki pomocy Marka ukończyłem ten etap i jemu zawdzięczam moją drugą pozycje w Mistrzostwach Świata – ocenia Przygoński.
Rewelacyjnie też zakończył również sezon rajdowych zmagań kapitan Orlen Team Jacek Czachor, który do końca rywalizował z czołówką o pozycję. Finalnie Rajd Faraonów zakończył na drugim miejscu co dało mu trzeci stopień na podium w Mistrzostwach Świata i drugi w Pucharze Świata.
- Na dojazdówce zauważyłem, że Kuba ma problemy z motocyklem. Próbowałem mu pomóc. Wystartowaliśmy do odcinka specjalnego i jechaliśmy przez 100 kilometrów razem. Później się rozłączyliśmy. Wiedziałem, że pomoże mu Marek, który jechał z tyłu. Ja postanowiłem gonić Rodriguesa. OS był bardzo szybki więc mogłem wykorzystać możliwości mojego motocykla i udało mi się z nim wygrać na odcinku. Zająłem drugie miejsce w rajdzie. Jestem bardzo zadowolony z tego sezonu. Tylko Przygoński i Coma byli poza zakresem moich możliwości, ale to są najszybsi Motocykliści Świata – powiedział Jacek Czachor.
Bohaterem nazwać trzeba Marka Dąbrowskiego, który nie przystępując do wszystkich rajdów cyklu sezon zakończył na wysokiej piątej pozycji.
- Sezon Mistrzostw Świata dobiegł końca. Cały Orlen Team wykonał założony plan. Ja nie przystąpiłem do wszystkich eliminacji. Cieszę się jednak z mojej formy. Jeszcze brakuje mi trochę oesowych kilometrów, aby wypracować optymalną formę na Dakar. Jedziemy jeszcze z Kubą treningowo Rajd Maroka i mam nadzieję, że do końca roku poprawię jeszcze swoje czasy – mówi Dąbrowski.
Aż 15 kapci w ciągu pięciu dni. Ostatnie pięć rajdów w tym sezonie nie wywołało takiej ilości kłopotów jak ten jeden. Rajd Faraonów na pewno na długo pozostanie w pamięci Rafała Sonika, jako ten pechowy, ale determinujący tym samym do maksymalizacji działań. Taki prezent na koniec przed wręczeniem Pucharu Świata. Bilans piątego etapu: po raz drugi pękł amortyzator w tylnym kole, kolejne złapane kapcie. Do grona nieszczęść dołączył wypadek spowodowany... ponownie pękniętym amortyzatorem skrętu.
- Na trzydziestym kilometrze straciłem wczoraj właśnie zamontowany nowy tylny amortyzator. Zaczął on działać jak huśtawka, albo kanapa. Później złapałem kapcia z lewej strony. To już któryś raz chyba siódmy, czy ósmy lewy tył…. Naprawiłem go, później złapałem kapcia jeszcze raz. Na punkcie serwisowym, który ulokowany było około 206 kilometra, po 170 km, od kiedy jechałem właściwie bez amortyzatora tylnego, tylko na tylnej sprężynie, wymieniliśmy koła.
Zaraz po wyjechaniu z tego punktu serwisowego coś się stało z amortyzatorem skrętu. Na dojeździe do takiej kamienisto-piaszczystej skarpy, na hamowaniu i na takich właściwie w normalnych okolicznościach sympatycznych nierównościach wysadziło mi tył.
Leciałem tak na lewym przednim kole i brak amortyzatora skrętu spowodował, że zabrało mi to tylne koło w prawo i przeleciałem przez przód. Spadłem na plecy i na lewy bark. Właściwie byłem zaskoczony tym, co się stało.
Miałem o tyle dużo szczęścia, że zaraz za mną jechał motocyklista, który pomógł mi podnieść quada. Potem było już tylko weselej, bo roadbooka był coraz mniej dokładny i zaczęły się takie prawdziwe rajdowe przygody z nawigowaniem. Kiedy dojechałem na metę okazało się, że bark jest niestety uszkodzony i quad też mocno. - powiedział na mecia Rafał Sonik.
Quadowy Puchar Świata i tytuł Mistrza Świata w tej kategorii po raz pierwszy w historii powędruje w ręce naszego polskiego zawodnika Rafała Sonika. Jest to również, jak sprawdziliśmy pierwszy puchar w historii polskich sportów motorowych zdobyty na czterech kołach. Cały tegoroczny sezon był ciężki, ale również taki, który przyniósł Rafałowi i nam wszystkim satysfakcję. Abu Dhabi, Tunezja, Sardynia, Brazylia i Egipt. Nikt z nas nie spodziewał się takiej ciężkiej i prawie ekstremalnej końcówki. Ale jak sam Rafał powiedział: ” nie może cały czas być łatwo”.
Jedyna kobieta w Egipcie jadąca z supportem naszych polskich mechaników Camelia Liparoti uplasowała się na czwartej pozycji w klasie quadów i uzyskała tytuł Mistrza Świata i Puchar Świata FIM Kobiet na quadach po raz drugi.