Jeżeli jakimś cudem zobaczycie na ulicy Phantoma Coupé – najrzadszego z obecnie produkowanych Rolls-Royce’ów – to wiedzcie, że właściciel miał dobry powód, żeby wyciągnąć ten pojazd z garażu. Choć prawdopodobnie sam tego i tak nie zrobił. Auto raczej czekało na niego na podjeździe willi, a może zamku lub pałacu, przygotowane przez opiekuna kolekcji ruchomości. Następnie u celu podróży też pewnie ktoś przejął od właściciela manewrowanie tym nieziemsko luksusowym kolosem.
To nie jest wóz, żeby jeździć nim po bułki ani też po to, żeby wykonywać podróże w konkretnym celu. Właściwie trudno racjonalnie określić, po co komuś 2-drzwiowy samochód mierzący aż 5,61 m długości. Posiadanie i używanie go jest raczej podyktowane chęcią uświetnienia okazji, ma być jak szczególny strój czy cenna biżuteria.
W Rolls-Roysie mówią, że Phantom Coupé jest bezkonkurencyjny. Jeżeli coś w ogóle może rywalizować z tym autem o uwagę i środki potencjalnego nabywcy, to ewentualnie nowa posiadłość lub jednostka pływająca. Te kaprysy bywają też spełniane za jednym zamachem – w końcu głupio kupić sobie willę na południu Francji z pustymi miejscami w garażu i przy kei.
Choć Phantom Coupé na ulicach Warszawy pewnie wyglądałby efektownie, my postanowiliśmy dać mu odetchnąć innym powietrzem. Godne tło dla naszej sesji znaleźliśmy w zamku w Mosznej. Ta posiadłość na Opolszczyźnie, z korzeniami sięgającymi XVII wieku, była wielokrotnie przebudowywana, stąd tyle w niej neogotyckich akcentów. Te elementy jak żywo przypominają mroczne zamczyska w Wielkiej Brytanii.
To jednak niejedyne nawiązanie do Rolls-Royce’a. Zgodnie z wolą Franza Huberta, fundatora zamku, architekt zaprojektował w nim 365 pomieszczeń i 99 wież. Dlaczego? Bo mógł. Nie musiał się ograniczać, miał taki kaprys i to zrobił. Niestety, dzieje nie były łaskawe dla zamku i dopiero dziś zaczyna on odzyskiwać dawną świetność. Z zewnątrz jednak niezmiennie budzi respekt. Phantom Coupé wydawał się tu na właściwym miejscu.
Z zamku w Mosznej jest niedaleko do malowniczych dróg, wijących się po pagórkach bliżej Dolnego Śląska i Czech. Wymarzony plac zabaw dla sportowego samochodu, ale dla 2,6-tonowego kolosa? Już sam wieniec kierownicy, niezwykle cienki jak na dzisiejsze standardy i przypominający bardziej koło sterowe, zniechęca do energicznych ćwiczeń. Przekonaliśmy się jednak, że to nie jest tak, że Phantom nie lubi skręcać. Jego podzespoły stroili w końcu m.in. inżynierowie BMW, tyle że z założeniem, że auto będzie raczej zwalniało bicie serca kierowcy, niż je przyspieszało.
Od podwyższania poziomu adrenaliny właściciel Phantoma ma przecież w garażu kilkadziesiąt innych aut. Długą maskę na pewno warto wycelować z wyprzedzeniem w szczyt zakrętu. Jeśli się o tym pamięta, Phantom odwdzięcza się imponującą precyzją. Jego maniery są nienaganne. Ewentualne osiągnięcie limitu sygnalizuje dyskretnym popiskiwaniem opon. Nic jednak, co zakłócałoby wszechobecny we wnętrzu Phantoma spokój.
Waftability to piękne, nieprzetłumaczalne na język polski, sztuczne angielskie słowo, które definiuje wszystkie Rolls-Royce’y. Oznacza tyle, co „bezwysiłkowość”. Nieodłączny element dostarczania tych wrażeń to silnik V12. Wbrew trendom i zgodnie z tradycją w Phantomie jest niedoładowany – coś pięknego! Z 6,75 l pojemności generuje moc 460 KM. Wyrażony w liczbach sprint do „setki” nie opisuje tego, z jaką siłą V12 porusza to ogromne auto. Po mocnym wciśnięciu gazu przód majestatycznie się unosi, wskazówka rezerwy mocy (zastępująca obrotomierz) leniwie się przesuwa, za to ta od prędkościomierza pospiesznie przemyka po skali.
Pośpiech w Rolls-Roysie? Właściciel tego auta ma pod maską takie możliwości, żeby nadgonić czas, ale nie musi z nich korzystać. Nie spóźnia się, bo to na niego czekają, samolotem lata raczej własnym, podczas spotkań biznesowych jest najważniejszy, a na wieczór z damą wybiera wóz z szoferem. Poza tym: jeśli już podróżuje Phantomem Coupé, to nie po to, by odhaczać punkty w terminarzu. Jedzie, bo ma okazję.
Naszym zdaniem - to szczyt, ale inny
Gdy jeździłem Rolls-Royce’em Wraithem, myślałem, że „więcej już się nie da”, że to motoryzacyjny szczyt. Phantom Coupé pokazuje po prostu pewne rzeczy inaczej, stoi na straży klasyki. I jeżeli może konkurować z czymkolwiek, co też ma 4 koła, to tylko z cennym autem zabytkowym.