Z danych Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar wynika, że w ubiegłym roku zarejestrowano w Polsce blisko 646 tys. używanych samochodów, z czego 47 proc. miało 10 i więcej lat. Auta w wieku od 4 do 10 lat stanowiły 45 proc. wszystkich rejestracji, a tylko 8 proc. mogło pochwalić się wiekiem, który nie przekraczał 4 lat.

Niezmiennie najczęściej kupujemy używane samochody marki Volkswagen (ponad 102 tys. rejestracji). Niezmienne od lat pozostają także preferencje zakupowe Polaków: bezwypadkowy, nowoczesny, zadbany, koniecznie z Niemiec i przede wszystkim tani. Takich aut na rynku wtórnym szukają Polacy. Czy udaje im się je znaleźć, skoro najczęściej wybierają samochody ponad 10-letnie?

Za duży przebieg

Bogdan, od kilku lat prowadzący autokomis, pytany o preferencje zakupowe Polaków tylko się uśmiecha. Śmieje się też, jak mówi, ale w duchu, za każdym razem, kiedy rozmawia z klientami.

- Czasem sam już nie wiem, gdzie jestem i jaką mam firmę. Po prostu głupieje i zastanawiam się, czy stoję na mojej posesji, na której mam wystawione samochody na sprzedaż, czy jestem w ekskluzywnym salonie samochodowym i oferuje pachnące nowością auta. Czasem nie wiem, czy klient mówi serio, czy sobie ze mnie żartuje. Tak to wygląda - mówi. - Przychodzi gość i szuka auta. Pytam co go interesuje. Oczywiście pada konkretna marka i konkretna cena. Ok, nie ma problemu. W tej cenie mam taki samochód z roku dajmy na to 1999. Zdziwienie, bo za drogo, ale ok., zawsze można negocjować, podchodzimy, oglądamy. Pierwsze pytanie, jaki przebieg. Zaglądamy. Ponad 200 tys. I tu klient przeżywa rozczarowanie. No bo jak to, taki wielki przebieg, toż samochód to już przecież trup. A ile ma być? Pytam. Bo nie wiem, ile według klienta takie 14-letnie auto ma mieć przebiegu? No najchętniej 180 tys. - pada odpowiedź. A potem się dziwią, że sprzedawcy cofają liczniki. A po co to robią? Bo klient tego wymaga. Proste? Proste! - mówi.

Utopijna wizja

Podobne doświadczenia ma Piotr, również prowadzący autokomis.

- Sam jeżdżę autem używanym, rozumiem klientów, że chcą kupić jak najlepszy samochód, ale to, jakie wymagania mają w stosunku do wiekowych aut jest zadziwiające - twierdzi. - Przyjeżdżają z fachowcami, czasem tak marnymi, że chce się płakać. Latają z różnymi miernikami. A ten bity, ten malowany, ten ubrudzony. Czasem specjalnie wymyślają, chcąc negocjować cenę  - twierdzi.

-  Najczęstsze pytanie, czy był bity. Kiedy mówię, zgodnie z prawdą, że nie, zaraz mi pokazują, że szyba przednia była wymieniana. Ale nie pomyślą, że to mogło się zdarzyć od warunków atmosferycznych na przykład. Cena. To kolejna kwestia. Najchętniej jak najlepszy samochód, za jak najmniejszą cenę. Ręce czasem opadają. Ja nie wiem, na jakim ci ludzie świecie żyją. Jak chcą bezwypadkowe, sprawne i tanie, to niech sobie wezmą nowy samochód na kredyt. Takich samochodów na rynku aut używanych nie ma, koniec, kropka.- dodaje.

Naiwność Polaka

Właściciele komisów zgodnie przyznają, że to klienci wymuszają większość chwytliwych haseł reklamowych i niestety większość modyfikacji dokonywanych przy autach sprowadzonych. - Gdybym klientowi wystawił dzisiaj samochód, jaki ściągnąłem bez żadnych przeróbek, w życiu by go nie wziął. Nawet jeśli auto jest po niegroźnej stłuczce, po której dajmy na to otworzyły się poduszki, jak klient by to zobaczył, nawet nie negocjowałby ceny. Auto bite i koniec. A prawda jest taka, że wziąłby ode mnie ten samochód taniej, kupiłby sobie części, zrobił u zaufanego mechanika i znałby historię tego auta. A tak ja muszę najpierw auto zrobić, a dopiero później mogę go sprzedać. Klientowi mówię, że nigdy nie było bite. Takie auto pójdzie. Fenomen tego tkwi chyba w tym, że ludziom się wydaje, że jak auto nie było bite, to znaczy, że jest jak nowe. Taka naiwność Polaka - twierdzi Bogdan.