Zapewne ta informacja okazała się największą sensacją w świecie motoryzacji. Trzy tygodnie temu nominowany do objęcia kluczowej funkcji – niespodziewanie podał się do dymisji i ogłosił, że po 25 latach pracy całkowicie opuszcza koncern Volkswagen.

Prof. dr Winfried Vahland w ostatnich latach niewątpliwie należał do ludzi sukcesu. Przygodę z motoryzacją rozpoczął w 1984 r. w Adam Opel AG. Pracował dla General Motors Europe, Audi, Volkswagena i Skody. Jego wielkim sukcesem była aktywizacja rynku chińskiego i budowa nowej sieci sprzedaży. Dwukrotnie był członkiem kierownictwa Skody, a od 2010 roku jego szefem. Na swoje konto może zapisać ofensywę modelową oraz przekroczenie przez producenta z Mlada Boleslav magicznej granicy 1 mln wyprodukowanych w ciągu roku samochodów.

To był niewątpliwie jeden z najdynamiczniejszych menedżerów koncernu Volkswagen. Nic więc dziwnego, że to właśnie Vahlandowi powierzono trudną rolę ratowania rynku w USA po aferze z emisją szkodliwych silników Diesla. Nowy region miał objąć już 1 listopada 2015 r.

Trudno powiedzieć, co się stało, gdy nagle podano suchy komunikat o odejściu Vahlanda z koncernu Volkswagen. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że miał on swoją wizję przywrócenia blasku marce w USA i nie zgadzał się z koncernowym planem restrukturyzacji. Jednocześnie poinformowano, że odejście Vahlanda nie ma nic wspólnego z aferą „dieselgate”…

Jeszcze przed ogłoszeniem rezygnacji Vahlanda  niemiecki magazyn Der Spiegel napisał, że według wstępnego wewnętrznego śledztwa w aferę manipulowania spalinami było zaangażowanych co najmniej 30 menedżerów koncernu. Te informacje natychmiast zdementował rzecznik Volkswagen Group.