Prehistoria

Trabant był małym i tanim pojazdem produkowanym w latach 1957 - 1991 w fabryce VEB Sachsenring Automobilwerke w Zwickau na terenie nieistniejącej już Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Był pierwszym samochodem, w którym zastosowano karoserię z tworzywa sztucznego, co podwyższyło jego odporność na korozję, ale równocześnie spowodowało falę żartów: "ford karton", "mydelniczka", "kartonowy jaguar", "tekturowy szerszeń"" - to tylko niektóre z nich. Wbrew pozorom karoseria z duroplastu nie obniżyła bezpieczeństwa, a nawet - co pokazały testy zderzeniowe ma większą wytrzymałość na zgniatanie niż np. cinquecento.

Trabanty były na początku produkowane z silnikami dwusuwowymi, po 1989 roku zastosowano czterosuwy zaadaptowany z VW polo.

W sumie wszystkich modeli Trabanta wyprodukowano w Zwickau w liczbie 3 051 485 sztuk

Ale dlaczego trabant?

Właścicielem prezentowanego Trabanta jest Tomek ps. ZBuK z Krakowa. O posiadaniu tego samochodu zdecydował nie przypadek, a szczegółowa analiza przeprowadzona jeszcze w latach studenckich, kiedy to z braku większej gotówki obecny posiadacz był zmuszony do zakupu auta zdecydowanie taniego, małego i oczywiście bezawaryjnego. Niepokorna dusza twórcza podpowiadała Tomkowi, że auto musi posiadać to "coś". W ostatecznej rozgrywce Trabant wygrał z maluszkiem. Wybór podyktowany względami ekonomicznymi padł na dwusuwową "601". Po kilku tygodniach poszukiwań ofert w internecie udało się. Żółto-brązowy Trabant 601s znalazł swojego nowego właściciela i wraz z nim odjechał ku nowemu przeznaczeniu pozostawiając za sobą chmurę białego dymu.

Droga przez mękę, czyli szybki kurs mechaniki

Marzenia o bezawaryjnym pojeździe prysły równie szybko, jak bańka mydlana wrzucona w wentylator. Początki były trudne: zepsuty rozrusznik, spalone sprzęgło, padł regulator napięcia, remont zawieszenia… 700 PLN za samochód okazało się czymś w rodzaju "pierwszej raty". W dziedzinach mechaniki nowy posiadacz, jak sam przyznaje był totalny laikiem. Nie ważne czy to był alternator, czy rozrusznik. Wszystko wyglądało tak samo. Siłą rzeczy należało przejść przyspieszony kurs z dziedziny mechaniki - bo przecież każda wizyta w warsztacie podwoiła by wartość samochodu. Po paru latach użytkowania Tomek potrafi odszyfrować każdy stukot i natychmiast zareagować.

Podróż do Mekki

Przełomem w tworzeniu Trabiego był wyjazd na coroczny zlot Miłośników Trabantów w Zwickau. Na trawiastym lotnisku zostało zgromadzonych ponad 2 tys. egzemplarzy Trabantów, z których każdy prezentował inny styl i charakter - od seryjnych 601 po jednostki napędzane dwulitrowymi silnikami. Właśnie tam narodził się pomysł stworzenia własnego Trabanta. Co prawda samochodzik Tomasza miał już wtedy własnoręcznie szytą tapicerkę i przerobioną deskę rozdzielczą, ale nie okłamujmy się, daleko mu brakowało do tych egzemplarzy ze Zwickau.

Krok za krokiem

Przygotowanie odpowiedniej bazy do projektu zajęło trzy lata. W tym czasie został przeprowadzony kapitalny remont. Silnik został złożony na nowych oryginalnych częściach. Następnie do pracy wzięli się: lakiernik, tapicer, elektryk i blacharz. Wszystko powoli, systematycznie - na miarę możliwości finansowych.

Całość została uzupełniona o wiele elementów współczesnych, zdecydowanie poprawiających komfort użytkowania auta. Przednie hamulce bębnowe zostały zastąpione przez tarczowe z Golfa, zmiana rozstawu śrub na powszechne 4x100 dała wybór szerszej palety wzorów felg.

Po trzech latach, po studiach, przy wsparciu ukochanej żony i trzymaniu kciuków przez znajomych słowo stało się ciałem.

Wydobyć ukryte piękno

Projekt jest kompromisem pomiędzy demo-carem (auto tylko na zloty), a samochodem nadającym się do codziennego użytku. Właścicielowi zależało na wydobyciu oryginalnego piękna schowanego gdzieś głęboko pod kartonową kopułą. Nadwozie jest polakierowane na barwę Interno Red z palety Chryslera.

Wnętrze wyściela skórzana tapicerka w kolorze Ivory - jedyny element dobrany wg serca nie rozumu. Jasna tapicerka zdecydowanie szybciej się brudzi, a zatem jej funkcjonalność jest gorsza, jednak estetyka wykonania oraz dobór koloru do całego projektu rekompensuje wszystko. Wrażenie robią fotele zaadaptowane z BMW e30 coupe, a smaczku dodaje oldschoolowa gałka zmiany biegów z czasów PRL - mały samochodzik zatopiony w tworzywie.

Super minimalistyczna deska rozdzielcza powstała wg własnego projektu. Usunięte zostały schowek i otwory na radio. Pozostał jedynie prędkościomierz w chromowanej ramce i dwa niezbędne przełączniki. Pozostałe przyciski przeniesione zostały na specjalna półkę pod sufitem, znalazło się tam również radio.

Nadwozie zachowuje oryginalna linię. Żadnych spojlerów, lotek. Starego typu zderzaki i kierunkowskazy, aluminiowe klamki i lusterka - wszystkie te elementy mogą zaspokoić nawet najwybredniejszych koneserów.

Perspektywy - powoli do celu

Chociaż efekt końcowy jest niesamowity Tomek nie zamierza spocząć na laurach. W najbliższym czasie planuje delikatne obniżenie samochodu. Wnętrze ma uświetnić drewniana kierownica z chromowanymi ramionami, podsufitka pod kolor tapicerki, podświetlenie wnętrza na czerwono oraz kremowe dywaniki - wszystkie te prace zostaną ukończone w najbliższym czasie.

Marzeniem Tomka jest posadzenie auta na chromowanych stu szprychowych felgach, choć - jak mówi - z braku perspektyw na poważny zastrzyk gotówki będzie musiał obejść się smakiem i zakupić "tylko" chromowane stalowe Mangelsy. Obecnie auto jeździ na stalowych "rekinach".

Kolejnym większym, lecz niezbędnym etapem projektu będzie tzw. clean pod maską, czyli polakierowanie osprzętu silnika, wymiana wszystkich starych elementów mocujących na nowe, lśniące - uporządkowanie, spięcie w estetyczną całość. Powoli do celu.

Ale dlaczego?

Odpowiedź jest prosta: w dobie, kiedy każdy ekscytuje się ilością koni mechanicznych i momentem obrotowym, posiadanie auta, w którym benzynę miesza się z olejem, a silnik robi słynne "param-pam-pam" jest bezcenne. Auto posiada urok i niezaprzeczalną duszę, której wielu współczesnym konstrukcjom po prostu brak.

Tomasz z zawodu jest architektem - uczciwie należy przyznać, że udało mu się połączyć funkcjonalność z wysoką estetyką, do czego przy każdym projekcie architekt dążyć powinien.