W 2015 roku Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła wytyczne dla rynku ubezpieczeniowego. Z jednej strony KNF zabroniła walki cenowej i nakazała podniesienie cen polis OC, z drugiej jednak wymusiła na ubezpieczycielach wypłatę odszkodowań zgodnych z rzeczywistymi kosztami naprawy i pokrywaniem kosztów aut zastępczych. Zgodnie z rekomendacjami, ceny polis poszły mocno w górę, ale okazuje się, że nadal jest problem z zaniżaniem wycen. Co prawda po wydaniu rekomendacji sytuacja rzeczywiście się poprawiła, a odszkodowania wzrosły, ale już w 2018 roku zaniżanie odszkodowań przez ubezpieczycieli ponownie stało się plagą.

Takie wnioski płyną z raportu kancelarii odszkodowawczej Votum. Rzeczoznawcy firmy przeanalizowali ponad 13 tys. kosztorysów w sprawach, które zgłosili do kancelarii klienci niezadowoleni z wypłat z OC sprawcy kolizji. Kancelaria twierdzi, że w 99 procentach zgłoszonych w 2018 r. kosztorysów doszło do zaniżenia wyceny szkody. Co więcej, w większości przypadków (98 proc. spraw) udało się wywalczyć wyższe odszkodowanie, niż to proponowane za pierwszym razem przez firmę ubezpieczeniową.

Ubezpieczyciele ripostują

Polska Izba Ubezpieczeń skrytykowała jednak analizę firmy Votum twierdząc, że są to dane zebrane z danych Votum. Nie są niezależne, bowiem pochodzą od jednej konkretnej firmy. Po drugie - jak poinformowała Izba "Gazetę Wyborczą" - dane nie pokazują niedopłaty, tylko różnicę pomiędzy kwotą, za którą można naprawić pojazd, a żądaniami finansowymi warsztatu.

Ubezpieczyciele bronią się także, że uwzględnianie w wycenie części nieoryginalnych nie oznacza, że są one gorszej jakości, bo przecież te same firmy produkują podzespoły oryginalne na tzw. pierwszy montaż z oznaczeniem marki oraz jednocześnie wytwarzają zamienniki o tej samej jakości z własną marką. Problem w tym, że w kosztorysach uwzględnia się najczęściej zamienniki najtańsze, które nie mają nic wspólnego z jakością oryginału. Zaniża się także cenę roboczogodziny i elementów blacharskich – każdy kto kiedykolwiek próbował dopasować tani zamiennik zderzaka lub błotnika, wie o czym mowa.

O tym, że problem nadal istnieje świadczą także rezultaty rozpraw w sprawie odszkodowań. Tylko w 2017 roku ponad 90 proc. spraw dotyczących szkód komunikacyjnych wygrali pozywający ubezpieczycieli kierowcy.

Rzecznik Finansowy także widzi problem

Poszkodowani, których wyceny dokonane metodą kosztorysową były zdecydowanie za niskie szukają pomocy także u Rzecznika Finansowego. Okazuje się, że skarg jest sporo. Dwie z nich przytaczają dziennikarze "Gazety Wyborczej".

W pierwszej właściciel rozbitej Skody Octavii dostał odszkodowanie w wysokości 3899,53 zł. Powołany przez poszkodowanego rzeczoznawca wycenił szkodę na 9080,89 zł. Sprawa w końcu trafiła do sądu. Biegły sądowy oszacował szkodę na 8692,39 zł, co oznaczało dopłatę 4792,87 zł. W drugiej przywoływanej sprawie dotyczącej motocykla marki Honda towarzystwo zaniżyło wycenę aż o 9419, 69 zł, wypłacając właścicielowi jedynie 6560,08 zł zamiast 15674,23 zł.