• Mężczyźnie skradziono rower elektryczny o wartości 6000 euro. Był jednak na to przygotowany
  • Właściciel roweru sam ustalił, gdzie jest jego rower, a policję wezwał "na gotowe". Załoga ciężarówki nie mogła uwierzyć w swojego pecha
  • Złodzieje wieźli skradziony jednoślad w schowku ciężarówki. Policja nie od razu go znalazła

Rower elektryczny o wartości 6000 euro zginął w poprzedni weekend, ale jego właściciel nie dawał za wygraną i prowadził "prywatne śledztwo", na razie nie angażując policji. Miał ku temu podstawy: w swoim rowerze zainstalował zabezpieczenia antykradzieżowe, w tym lokalizator GPS. Przez kilka dni jednak lokalizator nie dawał znaku życia. Prawdopodobnie rower zamknięty był w jakimś pomieszczeniu.

W końcu jednak lokalizator odezwał się i wówczas nieustępliwy właściciel jednośladu wsiadł w samochód, aby osobiście dopaść złodzieja. Jak się później okazało, jego obecność na miejscu była kluczowa.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Skradzione rowery jechały za granicę

Sygnał urządzenia doprowadził go na autostradę, kilkadziesiąt kilometrów na południowy wschód od Kolonii. Okazało się, że były-aktualny właściciel elektrycznego roweru dobrze przygotował się do akcji. Dzięki posiadanemu urządzeniu ustalił, że jego własność znajduje się na pokładzie tira jadącego autostradą. Gdy już namierzył podejrzany pojazd, zadzwonił na policję.

Wysłana do akcji załoga radiowozu z komisariatu policji w Siegburgu zauważyła podejrzaną ciężarówkę na autostradzie nr 3. Kierujący został poproszony o zjazd na stację benzynową.

Rowerów było więcej i to sprytnie ukryte. Okradziony właściciel roweru zaskoczył wszystkich

Wstępna kontrola ciągnika siodłowego, a także naczepy, nie wykazała nic podejrzanego. Po rowerze nie było śladu. Wówczas właściciel ukradzionego elektryka sięgnął po telefon i... "zadzwonił" do swojego roweru. Alarm odezwał się w skrzyni na europalety. Na żądanie policjantów załoga ciężarówki – 43-letni ojciec i jego 24-letni syn – otworzyli schowki. Oczom policjantów ukazały się starannie, wręcz profesjonalnie zabezpieczone rowery, dodatkowo owinięte folią. Było ich 9, wśród nich elektryk "detektywa-mściciela".

Policja podejrzewa – i raczej ma do tego podstawy – że wszystkie znalezione jednoślady pochodzą z kradzieży. Teraz poszukuje ich właścicieli – prawdopodobnie tak jak i w Polsce kradzieże rowerów nie są domyślnie zgłaszane policji. Szansa na ich znalezienie jest znikoma. Tym razem złodzieje mieli strasznego pecha.

Jak działa lokalizator GPS?

Lokalizator GPS przyklejony pod siodełkiem roweru Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Lokalizator GPS przyklejony pod siodełkiem roweru

Typowy lokalizator GPS to urządzenie wielkości pudełka zapałek. Ma wbudowaną baterię, która pozwala na jego pracę przez kilkadziesiąt godzin, zwykle nie więcej niż kilka dni. Lokalizator w samochodzie może być jednak podpięty na stałe do źródła prądu. Takie urządzenie można włożyć np. pod siedzenie samochodu, a potem zdalnie sprawdzać jego położenie na mapie. Łączenie z lokalizatorem za pomocą komputera czy specjalnej aplikacji jest możliwe dzięki temu, iż urządzenie ma kartę SIM i łączy się z Internetem.

W przypadku zwykłych rowerów nie ma wielu miejsc, w którym można umieścić dyskretnie lokalizator GPS, jest to możliwe np. pod siodełkiem, jednak problemem na dłuższą metę jest zasilanie. Nieco inaczej wygląda sytuacja w rowerach elektrycznych, w których dodatkowe elektroniczne pudełka mniej rzucają się w oczy; lokalizator w rowerze elektrycznym może też być pozbawiony własnej baterii, wówczas jest to urządzenie bardzo małe, łatwe do ukrycia. Korzystając z zasilania baterii roweru, lokalizator może działać miesiącami. Swoją pozycję zaczyna zgłaszać, jak tylko rower (lub inny chroniony przedmiot) opuści pomieszczenie z dachem utrudniającym odbiór sygnału GPS.