- Ponad 2 mln osób zostało zmuszonych do ucieczki z Ukrainy
- Większość z nich to kobiety i dzieci
- Dzięki wysiłkowi setek tysięcy ludzi dobrej woli udaje się powstrzymać katastrofę humanitarną
- Jeśli masz samochód i czas, możesz pomóc – podpowiadamy, jak to zrobić
- Atak Rosji na Ukrainę — tu znajdziesz najnowsze informacje
- Polacy potrafią pomagać
- Największa fala uchodźców od czasów II wojny światowej
- Pomoc dla Ukraińców. Czy pomagają tylko Polacy?
- Sytuacja na przejściach granicznych w Medyce i w Korczowej
- Ośrodek w Korczowej: jak zabrać potrzebujących?
- Podróż z uciekającymi z Ukrainy
- Sytuacja na granicy: fałszywe informacje w internecie
- Jak możesz pomóc ofiarom wojny na Ukrainie?
- Jak wozić kobiety i dzieci z granicy?
- Jak pomóc ludziom na granicy z Ukrainą: to powinieneś wiedzieć
Pierwszy wyjazd na granicę, m.in. na przejście w Zosinie i do punktu recepcyjnego w Hrubieszowie, był dużym przeżyciem. Takich scen w tej części Europy w tych czasach nikt się przecież do niedawna nie spodziewał. Z jednej strony zderzyliśmy się z ogromem ludzkiego cierpienia i potrzeb, z drugiej jednak widać było, że stworzone oddolnie, dzięki inicjatywie wielu ludzi dobrej woli, mechanizmy udzielania pomocy naprawdę świetnie działają. Tysiące osób napływających z granicy uzyskiwały pomoc naprawdę szybko i sprawnie. Choć brakowało (i wciąż brakuje) porządnej koordynacji ze strony instytucji państwowych, które powinny się tym zajmować, to osoby potrzebujące – w przeważającej większości kobiety, dzieci, osoby starsze, tak szybko, jak to możliwe, były odbierane z granicy i trafiały w bezpieczne miejsca, w których w godnych i bezpiecznych warunkach uzyskiwały schronienie i nie tylko doraźną pomoc.
Polacy potrafią pomagać
"Jesteście niesamowici! Jak wy to zrobiliście, że trafiły do was setki tysięcy osób, a nie ma tych strasznych obozów dla uchodźców, jak we włoskiej Lampeduzie czy w Grecji, na Lesbos w Moria?". Markus, niemiecki wolontariusz z organizacji pomocowej Kościoła ewangelickiego, od lat angażujący się w akcje pomocy uchodźcom na świecie, którego spotkałem na parkingu w pobliżu granicy, nie mógł ukryć zdziwienia i nie wierzył, że punkty recepcyjne w przygranicznych miejscowościach to dla większości uciekających tylko miejsce, w którym spędzają raczej godziny, a najwyżej dni. Nie mógł też uwierzyć, że w udzielaniu pomocy uchodźcom z Ukrainy państwo uczestniczy w znikomym stopniu, że większość pomocy opiera się na ofiarności zwykłych ludzi.
Największa fala uchodźców od czasów II wojny światowej
Na początku marca eksperci ostrzegali, że rosyjska inwazja na Ukrainę może doprowadzić do największej fali uchodźców w Europie od czasów II wojny światowej. Już wiemy, że pesymiści mieli rację, nawet jednak oni nie przewidywali, że ludzi potrzebujących pomocy będzie przybywało w takim tempie. Tylko od 24 lutego do 8 marca z Ukrainy uciekło ponad 2 mln osób! I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu politycy, którzy wówczas byli w opozycji, a dziś są przy władzy, siali panikę, że przyjęcie ok. 6 tys. osób w ramach unijnych programów relokacji uchodźców będzie dla Polski katastrofą. Z powodu ok. 10 tys. emigrantów próbujących przedostać się do Polski z Białorusi w części kraju wprowadzono stan wyjątkowy i rozpoczęto budowę kosztującego miliardy złotych muru. Teraz tylu uchodźców z Ukrainy trafia do naszego kraju przez dosłownie kilka godzin. Tylko 7 marca przejście w Medyce pokonało ok. 30 tys. osób, z których aż 18 tys. zrobiło to pieszo.
O ile pod koniec lutego i w pierwszych dniach marca można było mówić o ludziach uciekających "przed wojną", to teraz ci, którzy trafiają na polską granicę, to coraz częściej ludzie uciekający "z wojny" – a to poważna zmiana sytuacji.
W pierwszych dniach od inwazji uciekały całe rodziny, najczęściej samochodami, pociągami, autobusami. Od tamtego czasu bardzo dużo się zmieniło – po wprowadzeniu na Ukrainie powszechnej mobilizacji, zdolni do służby wojskowej mężczyźni w wielu od 18 do 60 lat nie mogą opuszczać Ukrainy, a to oznacza, że na granicę trafiają niemal wyłącznie kobiety i dzieci. Coraz częściej są to ludzie, którzy nie przejeżdżają przez granicę, a przez nią przechodzą – bo nie ma już regularnych połączeń kolejowych, a te, które zostały, są oblegane, mimo że ludzie obawiają się – nie bez przyczyny – że dworce i pociągi mogą być celem rosyjskich bombardowań. Coraz trudniej o paliwo, z wielu miast, w których trwają walki, nie da się już wyjechać samochodami czy autobusami. Dziesiątki tysięcy ludzi uciekają na piechotę! Nawet jeśli uda im się znaleźć transport, to z reguły przewoźnicy nie chcą utknąć przed granicą, więc wysadzają pasażerów kilka-kilkanaście kilometrów przed nią.
Pomoc dla Ukraińców. Czy pomagają tylko Polacy?
Tym razem postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda sytuacja na granicy w Medyce oraz na przejściu w Korczowej. Na trasie A4 prowadzącej do granicy panuje spory ruch, choć zupełnie inny niż dotychczas. Szczególnie w weekend widać było całe kolumny pojazdów wiozących pomoc. Tyle że inaczej niż jeszcze kilka dni wcześniej, znaczna część z nich to samochody na zagranicznych numerach, głównie z Niemiec, ale też z Holandii, Francji czy nawet Włoch i Szwajcarii. Widać m.in. auta niemieckich ochotniczych straży pożarnych, klubów sportowych i stowarzyszeń, kościelnych organizacji pomocowych, ale też i sporo prywatnych aut z kartkami za szybą informującymi, że to transport pomocy na Ukrainę. Jadąc w kierunku granicy, mijam też autobusy turystyczne, w których na fotelach, zamiast pasażerów znajdują się pakunki, zgrzewki z napojami, pakowana żywność. Pojawiające się w internecie doniesienia, że tylko my Polacy pomagamy Ukraińcom, mają się nijak do rzeczywistości. Pomoc płynie z całej Europy.
Sytuacja na przejściach granicznych w Medyce i w Korczowej
Przy przejściu granicznym w Medyce ustawiono namioty, w których ludzie uciekający z Ukrainy mogą się ogrzać i posilić. Ruch jest olbrzymi!
Od polskiej strony policja przepuszcza na granicę tylko te pojazdy, które wiozą pasażerów lub pomoc na Ukrainę oraz tych, którzy z granicy chcą odebrać konkretne osoby – inni, chętni do pomocy kierowani są do ośrodka w nieodległym Przemyślu. To właśnie tam – autobusami i busami zorganizowanymi m.in. przez samorząd i służby ratownicze – przewożone są osoby, które przekroczyły granicę pieszo.
Na granicy w Korczowej do przejścia przepuszczane są tylko te osoby, które chcą przejechać przez granicę, dostarczają pomoc oraz ci, na których czeka już ktoś na przejściu. Osoby przekraczające granicę z Ukrainy do Polski na piechotę są odwożone do ośrodka zorganizowanego w Hali Kijowskiej w Centrum Handlu i Magazynowania Korczowa Dolina w miejscowości Młyny, oddalonej od granicy o ok. 4 km (dojazd drogą nr 94).
Gdyby ktoś nie wiedział, co dzieje się teraz na Ukrainie, z daleka mógłby pomyśleć, że w halach nieopodal Korczowej trwa jakaś oblegana impreza handlowa, międzynarodowe targi. Wzdłuż drogi stoją rzędy samochodów, wjazd do centrum jest zakorkowany, przed halą z autokarów wylewają się tłumy ludzi. Z bliska widać, że tłumie prawie nie ma mężczyzn, są niemal wyłącznie kobiety i dzieci. Dookoła sporo strażaków, policjantów, żołnierzy WOT, harcerzy. Przed halą stoją namioty z jedzeniem, środkami czystości, artykułami pierwszej potrzeby, jest nawet namiot z karmą dla zwierząt.
Przed halą znajduje się wielka tablica świetlna z napisami w różnych językach informującymi o lokalizacji, o tym, że Polska pomoże emigrantom, że jedzenie, pomoc medyczna i artykuły pierwszej potrzeby są bezpłatne, że bezpłatny jest też dostęp do Wi-Fi.
Przez głośniki co chwila słychać wezwania: "Kierowcy wożący ludzi proszeni o zgłaszanie do informacji”, a później, z reguły w trzech językach – po ukraińsku, polsku i rosyjsku – komunikaty o wolnych miejscach do różnych miast w Polsce, ale też o możliwości wyjazdu do Niemiec, Danii czy do Holandii. Do tego krzyki ludzi, którzy chcą trafić do samochodów i autokarów jadących w interesujących ich kierunkach. Zagraniczne autobusy i busy, które przywożą pomoc na granicę (część darów jest przepakowywana na ukraińskie ciężarówki, część zostaje na granicy), nie wracają puste – w drodze powrotnej zabierają pasażerów.
Ośrodek w Korczowej: jak zabrać potrzebujących?
Przez tłum przedzieram się do informacji w centrum hali. Dookoła stoją setki łóżek polowych zajętych przez wymęczonych ludzi (halę przygotowano na ok. 2000 osób), torby, wózki z dziećmi. Jest głośno, czuć wszechobecną nerwowość. Ludzie są zmęczeni, przekrzykują się, próbują kontaktować się z bliskimi, korzystając z internetu, dookoła słychać płacz dzieci i komunikaty spikerów próbujących organizować transport uchodźców w głąb Polski i do innych krajów.
Po doświadczeniach z punktu w Hrubieszowie jestem przygotowany na to, że zgłoszę się do informacji, wypełnię ankietę z moimi danymi, a po chwili ktoś przydzieli mi pasażerów. Tu jednak odbywa się to jednak zupełnie inaczej! Przy takim natłoku ludzi potrzebujących pomocy nikt nie ma na to czasu. Przepycham się do punktu informacyjnego. Wolontariusz w żółtej kamizelce i z mikrofonem w ręku krzyczy do mnie:
– Kierowca? Vodi? Voditel? Dokąd, ile miejsc?
– Warszawa, Lublin, jak z małym bagażem to maksymalnie 6 miejsc – odpowiadam.
– Człowieku, tu już nikt nie ma dużego bagażu. Stój tu, zaraz będziesz miał komplet.
W momencie, kiedy zaczyna tylko mówić przez mikrofon "Warszawa…", czuję, że ktoś mnie szarpie za ramię.
– Vizmy nas! – prosi przepychająca się do informacji kobieta.
– I nas, i nas! – krzyczą kolejne osoby.
Podchodzą do mnie ukraińscy wolontariusze, na oko studenci – pomagają z tłumaczeniem. Pytają, czy mogę zabrać też dzieci, czy mam foteliki. Proszą, żebym zaczekał w tym miejscu, a oni pomogą się spakować kobietom, przewinąć i ubrać dzieci, przygotują im kaszkę na drogę.
Czekam więc przy informacji. Obok stoi grupka mężczyzn o ciemnej karnacji i wyraźnie nieeuropejskich rysach. Rzucają się w oczy na tle setek kobiet z dziećmi. Wolontariusz stojący obok mnie zauważa, że na nich patrzę.
"Oni to dopiero mają przerąbane. Nikt nie chce zabierać facetów, jak czekają kobiety z dziećmi na rękach. Jak im nie zorganizują jakiegoś specjalnego transportu, to będą stąd szli do Przemyśla na piechotę" – mówi.
Podróż z uciekającymi z Ukrainy
Po dłuższej chwili moje pasażerki są w komplecie. Widać po nich skrajne zmęczenie, a do przejścia mamy kilkaset metrów – pod same hale wpuszczane są tylko autobusy. Ukraińscy wolontariusze pomagają z torbami i z dziećmi. Starają się pocieszać zmęczone kobiety, ale widzę też, że starają się po prostu sprawdzić, czy transport rzeczywiście będzie bezpieczny. Wolontariuszka wymienia się kontaktami z jedną z moich pasażerek, prosi ją, żeby dała znać, kiedy dotrzemy na miejsce. Mimo niesamowitego natłoku ludzi potrzebujących pomocy nie ma znieczulicy, wciąż widać troskę o innych.
Dopiero przy samochodzie, z dala od hałasu panującego w Hali Kijowskiej, jest okazja, żeby zamienić kilka słów z pasażerkami. Znów te same pytania, które słyszałem już wcześniej w Hrubieszowie. Niedowierzanie, że nie chcę za transport pieniędzy, dopytywanie, czy dowiozę je do samej Warszawy, gdzie je wysadzę
Dobra wiadomość jest taka, że wszystkie mają już załatwiony nocleg w Warszawie – to wcale już nie takie oczywiste. Jedna z kobiet przekazuje mi swój telefon – na linii jest jej mieszkająca w Polsce rodzina, która ma ją odebrać. Jedno z pierwszych pytań: "czy zrobić panu przelew?". Ci ludzie jeszcze dwa tygodnie temu mieli normalne, często całkiem dostatnie życie – nie potrafią jeszcze przyjmować pomocy, są dumni.
Po ruszeniu z Korczowej zamieniamy jeszcze dosłownie kilka zdań, walcząc z barierą językową, chwilę później wszystkie pasażerki – łącznie z maluchami – śpią.
W połowie drogi zatrzymujemy się na stacji, żeby zatankować. Proponuję kawę, herbatę, coś do jedzenia.
– Nie trzeba, no może kawę...
Udaję, że nie słyszałem tego "nie trzeba" – przynoszę napoje i jedzenie. I wiem, że dobrze zrobiłem.
Większość z 4,5-godzinnej trasy pokonujemy w ciszy. Wyłączam radio, bo w każdych wiadomościach mowa jest o wojnie i o ciężkich walkach na Ukrainie – one tego nie chcą słuchać. Nie w tym momencie. To normalne, te dzielne kobiety, po tym, co dotychczas przeszły, potrzebują chwili spokoju.
Dopiero tuż przed Warszawą same z siebie zaczynają opowiadać. O dobie spędzonej na mrozie po ukraińskiej stronie granicy. O tym, że podróż z Charkowa trwała 6 dni, że nie ma do czego z dzieckiem wracać, bo dom zbombardowali Rosjanie, o mężu, który został, żeby walczyć, o 12 godzinach marszu do granicy – nie samemu, a z małym dzieckiem i o wyrzucaniu po drodze bagażu, który w marszu przeszkadzał…
Znów wiem, że to nie moja ostatnia trasa na granicę, że nie można tych ludzi tam tak po prostu zostawić, licząc, że powołane do tego służby kiedyś się nimi zajmą.
Sytuacja na granicy: fałszywe informacje w internecie
Po powrocie do domu przeglądam media społecznościowe, patrzę co dzieje się na grupach organizujących pomoc. Trafiam na wrzucony przez kogoś filmik nakręcony w ośrodku w Korczowej, w którym sam byłem kilka godzin wcześniej. Nagrano go niedługo po otwarciu ośrodka, hala nie jest jeszcze wypełniona po brzegi tłumem kobiet i dzieci. Autor filmu koncentruje się na Pakistańczykach, Kameruńczykach, Irańczykach – przekaz jest taki, że to wszystko to "ściema", że pomagać nie warto. Po komentarzach, które pojawiają się pod filmem, widać, że mnóstwo ludzi w to wierzy. "Najpierw ta pandemia, teraz taka niby-wojna, a niech się te ruskie biją”. "Dlaczego to tylko Polacy mają pomagać? Kto pomoże nam?”. Ci, którzy twierdzą, że to wszystko ściema i histeria medialna, powinni sami jechać na granicę!
Kolejny przykry przypadek: osoba niby chętna, żeby pomagać, jedzie na granicę do Hrubieszowa, ale kiedy dowiaduje się, że żeby zabrać pasażerów, trzeba wypełnić prostą ankietę (podstawowe dane kierowcy, auta i pasażerów, numer telefonu) – rezygnuje i odjeżdża bez pasażerów. To takie trudne, żeby zrozumieć, że chodzi o bezpieczeństwo i o spokój bezbronnych ludzi uciekających przed wojną? Taka drobna formalność sprawia, że są odrobinę spokojniejsi.
Jak możesz pomóc ofiarom wojny na Ukrainie?
Wbrew temu, co w mediach twierdzą politycy – pomoc uchodźcom odbywa się wciąż głównie siłami ludzi dobrej woli, samorządów i organizacji pozarządowych. Funkcjonariusze poszczególnych służb pracują z niezwykłym zaangażowaniem, ale brakuje porządnej koordynacji na szczeblu krajowym. Zorganizowanych przez państwo ośrodków jest jak na lekarstwo, coraz trudniej znaleźć też miejsca dla potrzebujących oferowane przez ludzi dobrej woli, czy nawet niedrogie mieszkania do wynajęcia.
Możesz pomóc na kilka sposobów:
- Finansowo, wpłacając pieniądze na konta sprawdzonych organizacji organizujących pomoc, albo pomagając konkretnym osobom w Polsce i na Ukrainie. To najprostsze rozwiązanie i wcale nie najgorsze, bo organizacjom łatwiej jest dostarczać pomoc tam, gdzie jest ona potrzebna.
- Rzeczowo: Polacy po pierwszych informacjach o rosyjskiej agresji na Ukrainę zaczęli prowadzić najróżniejsze zbiórki. Niestety nie zawsze tego, co akurat jest w danym miejscu potrzebne. Na granicach potrzebna jest przede wszystkim pakowana, kaloryczna żywność, która nie wymaga przygotowania, napoje w poręcznych opakowań, środki higieny, pieluchy, podpaski, podstawowe leki (np. paracetamol, ibuprofen), ciepłe ubrania i koce. Nie ma sensu wysyłanie na granicę wyjściowych ubrań, makaronów, ryżu, zabawek – takie rzeczy przydadzą się gdzie indziej i kiedy indziej. Jeśli chodzi o transporty, które mają trafić na Ukrainę, to warto ustalić z ich organizatorami, co jest akurat potrzebne. Unikamy wysyłania "drobnicy", zamiast kilku różnych puszek kupujemy całą zgrzewkę jednego typu – to ułatwia pakowanie i transport. Ubrania męskie powinny być w ciemnych kolorach. Coraz bardziej potrzebne są leki, specjalistyczne materiały opatrunkowe, środki przydatne na froncie: listę zakupów lepiej skonsultować z organizatorami transportów.
- Oferując nocleg tymczasowy lub na dłużej. Wielu Ukraińców liczy na to, że w ciągu kilku tygodni uda im się wrócić do domu, inni potrzebują miejsca na kilka dni, np. do czasu, kiedy uda im się wyjechać dalej na Zachód, np. do Niemiec.
- Zapewniając transport z granicy w głąb kraju. Ośrodki stworzone doraźnie przy granicy oferują dach nad głową i jedzenie, ale nie ma tam warunków odpowiednich do dłuższego pobytu matek z dziećmi czy osób w podeszłym wieku, a to oni właśnie uciekają z Ukrainy. W tej kwestii państwo jak na razie całkowicie zawodzi – gdyby nie wolontariusze rozwożący potrzebujących po całym kraju, ludzie już dawno nie mieściliby się w przygranicznych ośrodkach. W momencie przygotowywanie tego artykułu można było "w ciemno" jechać w zasadzie na dowolne przejście graniczne, żeby znaleźć chętnych na transport do większych miast w Polsce.
- Pomagając w punktach recepcyjnych.
Jak wozić kobiety i dzieci z granicy?
Nadal jedną z najpoważniejszych, doraźnych potrzeb jest odbieranie ludzi z przejść granicznych i przygranicznych ośrodków i dostarczanie ich w głąb kraju. Zmotoryzowani wolontariusze są na wagę złota. Naszym zdaniem, najlepiej pomaga się w zorganizowanych grupach – warto poszukać choćby w mediach społecznościowych informacji o zorganizowanych wyjazdach na granicę, często poszukiwani są też kierowcy, którzy nie mają własnych samochodów.
Jedną z wielu inicjatyw tego typu jest np. Fundacja Motoryzacja Dzieciom (wcześniej Motocykliści Dzieciom), która zrzesza fanów motoryzacji i od wielu lat organizuje m.in. eventy motoryzacyjne m.in. dla dzieci z domów dziecka, chorych i niepełnosprawnych. W ciągu ostatnich dni działacze fundacji zorganizowali wiele konwojów odbierających z granicy matki z dziećmi. Tylko w ostatnią niedzielę (6.03) konwój Fundacji liczył aż 32 auta, którymi udało się przewieźć 167 potrzebujących osób.
Dlaczego takie zorganizowane grupy są lepsze od indywidualnych wyjazdów z pomocą? Powodów jest wiele – osoby uciekające z Ukrainy często podróżują większymi grupami, np. jedna czy dwie kobiety jadą nie tylko ze swoimi dziećmi, ale też i z dziećmi znajomych. To zrozumiałe, że takie grupy nie chcą podróżować osobno – konwój składający się z kilku czy kilkunastu aut pozwala zabrać więcej osób bez rozdzielania rodzin i znajomych. Takie konwoje wzbudzają też większe zaufanie u osób, którym chcemy pomóc. Warto mieć świadomość tego, że osoby zabierane z granicy uciekają przed wojną, są często ekstremalnie straumatyzowane i pełne obaw podsycanych też przez rosyjską propagandę, która straszy rzekomą falą porwań kobiet uciekających do Polski, odbieraniem im dzieci czy o zmuszaniu do prostytucji i niewolniczej pracy. Podróż oznakowanym, zorganizowanym konwojem daje im większe poczucie bezpieczeństwa. Organizatorzy konwojów opracowują logistykę, pomagają w kontaktach z potrzebującymi, ustalają adresy docelowe.
Jak pomóc ludziom na granicy z Ukrainą: to powinieneś wiedzieć
- Twoja pomoc może być skuteczniejsza, jeśli będzie dobrze zorganizowana. Poszukaj np. poprzez media społecznościowe zorganizowanych konwojów wiozących pomoc lub odbierających ludzi z granicy – warto się do nich przyłączyć.
- Jadąc na granicę po pasażerów, pamiętaj, że prawdopodobnie będziesz wiózł kobiety z dziećmi. Weź ze sobą foteliki, mokre chusteczki, pieluchy. Warto mieć też środki dla dzieci przeciwko chorobie lokomocyjnej.
- Jeśli nie jedziesz po konkretne osoby, to nie kieruj się bezpośrednio na granicę, jedź do jednego z ośrodków recepcyjnych.
- Nie bierz nieznajomych pasażerów na własną rękę, lepiej i bezpieczniej będzie, jeśli przydzielą ci ich wolontariusze w punktach recepcyjnych.
- Nie zdziw się, jeśli twoi pasażerowie będą chcieli zrobić zdjęcie Twojego prawa jazdy i wysłać je np. rodzinie – wśród uciekających kolportowane są fake newsy o porwaniach kobiet przez polskie gangi.
- Bądź przygotowany na to, że twoi pasażerowie mogą być w słabej kondycji psychicznej – mogą mieć objawy zespołu stresu pourazowego (PTSD), stany lękowe, mogą być apatyczni, mogą cierpieć po utracie bliskich, na pewno cierpią po utracie dobytku. Nie daj się zwieść temu, że ktoś wydaje się opanowany, żartuje – to może być tylko poza, np. po to, żeby podtrzymać na duchu dzieci. Taka osoba w każdym momencie może "pęknąć" – czasem wystarczy pozornie drobny bodziec, np. informacje w radiu, sygnały przejeżdżającej karetki, przelatujący śmigłowiec.
- Nie oczekuj, że ludzie, którym pomagasz, będą wylewni, rozmowni – większość z nich jest skrajnie zmęczona, zestresowana. To, że są wycofani, cisi, nie oznacza, że nie są wdzięczni. Nie zamęczaj ich pytaniami o sytuację, o przebieg ucieczki, o ich wcześniejsze życie. To mogą być zbyt bolesne kwestie. Nie bądź wścibski. Daj jednak do zrozumienia, że jeśli będą tego potrzebowali, to ich wysłuchasz. W niektórych punktach, zanim zabierzesz pasażerów, możesz zostać poproszony o podanie swoich danych.
- Osoby będące w dużym stresie nie lubią żadnych niespodzianek ani niepewnych sytuacji. Poinformuj swoich pasażerów o szczegółach podróży. Jak długo będziecie jechali, jaką trasą, jakie będą punkty pośrednie. Zachęć ich do tego, żeby się nie krępowali i informowali, jeśli będą potrzebowali nieplanowanego postoju. Z góry poinformuj, że nie chcesz za transport pieniędzy.
- Jeśli możesz, weź ze sobą kanistry – mogą się przydać tobie, możesz też je przekazać, żeby przekazano je dalej, do osób, którym skończyło się po ukraińskiej stronie paliwo w autach.
- Jeśli zamierzasz wozić pasażerów, weź do auta ładowarki do telefonów, powerbanki – po wielu godzinach, a czasem nawet dniach w podróży, uciekający mogą mieć rozładowane telefony, a zapewne chcą mieć kontakt z bliskimi.
- Jeśli kontaktujesz się przez komunikatory internetowe z osobami będącymi jeszcze na Ukrainie, np. żeby umówić się na ich odbiór z granicy, staraj się pisać do nich w językach, które znają. Bierz pod uwagę to, że przy słabej jakości połączenia z internetem nie działają internetowe aplikacje do tłumaczenia!
- Na Ukrainie żyją nie tylko Ukraińcy, nie wszyscy obywatele Ukrainy mówią po ukraińsku, dla wielu z nich głównym językiem jest rosyjski, ale nie każdy Ukrainiec mówi po rosyjsku, niektórzy mówią nawet po … grecku. Ukraina jest wielojęzyczna, ponad 1/5 ludności tego kraju jest narodowości innej niż ukraińska!
- Choć Ukraińcy używają cyrylicy, to tzw. podobieństwo leksykalne między polskim a ukraińskim jest większe niż między ukraińskim a rosyjskim. To nie znaczy, że zawsze łatwo się porozumieć. Trzeba też pamiętać, że wiele słów brzmiących podobnie w naszych językach ma zupełnie różne znaczenia.
- Pamiętaj także o sobie: pomaganie innym daje mnóstwo satysfakcji, ale jest wyczerpujące fizycznie i psychicznie. Długotrwały kontakt z osobami, które dotknęły życiowe tragedie, obciąży także ciebie – jeśli poczujesz, że sam potrzebujesz pomocy, nie wstydź się o nią poprosić. Są już pierwsze oferty pomocy psychologicznej także dla wolontariuszy. Pomagający też potrzebują pomocy!