Tylko w ciągu jednego miesiąca 36-letni Ukrainiec Mychajło Puryszew sześć razy odwiedził Mariupol po tym, jak rosyjskie wojska zaostrzyły oblężenie jego rodzinnego miasta. Mężczyzna, który kiedyś prowadził w mieście klub nocny, zdołał dzięki temu ewakuować ponad 200 osób i zachęcił w ten sposób również innych ludzi do organizowania pomocy cywilom przebywającym w ruinach tego strategicznego miasta portowego oraz ukrywającym się w podziemiach huty.

Jak wskazuje w swoim materiale Reuters, tego typu indywidualnie organizowane wyjazdy stały się kołem ratunkowym dla głodujących cywilów, bowiem nie udało się utworzyć korytarzy humanitarnych. W samochodzie, który przyjaciele Mychajło Puryszewa kupili specjalnie na potrzeby ewakuacji ludności, podczas jednego z ataków zostały zniszczone trzy szyby boczne, przednia szyba oraz boczne drzwi. Jak zauważył cytowany 36-latek, na szczęście wtedy w samochodzie nie było nikogo.

Czerwony Mercedes Sprinter był naprawiany pomiędzy wyjazdami. Nic dziwnego, jak stwierdził bohaterski 36-latek, jego auto trafiło pod ostrzał, atak moździerzowy i ogień karabinowy. Sama podróż do Mariupola prowadziła przez okupowane przez rosyjskie wojska terytorium i wiązała się m.in. z koniecznością przejeżdżania przez punkty kontrolne, a do tego przebiegała pod znakiem ciągłych obaw o obecność na drodze min lądowych.

Mężczyzna został zmuszony do zaprzestania organizowania wyjazdów do Mariupola pod koniec marca br. Doszło do tego po tym, jak żołnierz separatystów ostrzegł go, aby już nigdy nie wracał, bo zostanie zamknięty lub jeszcze gorzej. Jednocześnie 36-latek powiedział, że mimo ogromnego niebezpieczeństwa towarzyszącego jego przejazdom jedynym urazem był odłamek szkła w boku, który dzięki obecności płaszcza skończył się tylko zadrapaniem. Już teraz Mychajło Puryszew zapowiada, że po zakończeniu wojny zamieni swojego Mercedesa Sprintera w pomnik.