Ukraina dla ochrony własnego rynku przed napływem aut z krajów Unii Europejskiej wprowadziła wysokie opłaty, na które jednak szybko znaleziono sposób. W polskim Wydziale Komunikacji wystarczy przedstawić umowę na posiadanie 1 proc. wartości pojazdu. Udział polskiego współwłaściciela, to często tylko 100 zł, a od tego nie płaci się już żadnego podatku. Takich przypadków jest coraz więcej. Przykładowo, w powiecie przemyskim na 66 tys. zarejestrowanych samochodów, aż 6,6 tys. ma współwłaścicieli z obu sąsiednich krajów.

Są jednak przypadki z powodzeniem nadające się do wpisania do Księgi Rekordów Guinnessa, bo jeden z mieszkańców Podkarpacia ma na swoim koncie ponad 3,3 tys. samochodów zarejestrowanych wspólnie z mieszkańcami Ukrainy. Natomiast nazwisko jego brata widnieje w dowodach rejestracyjnych ponad 1,5 tys. pojazdów.

Polskie służby celno-skarbowe śledzą nasilające się zjawisko, ale za względu na brak odpowiednich przepisów, nie są w stanie temu zaradzić. Nie można także zabronić wspólnych rejestracji aut, bo przepisy nie ograniczają ich liczby na jednego właściciela. Straż Graniczna wyliczyła, że od początku roku przeprowadzono milion odpraw takich "ukraińskich samochodów" na polskich tablicach.