• W obszernym wpisie na Twitterze Sebastian Kościelnik przypomina o rocznicy wypadku z premier Beatą Szydło i pisze, jak następstwa tego zdarzenia zmieniły jego życie
  • W 2020 r. w wyroku pierwszej instancji Sebastian Kościelnik został uznany winnym nieumyślnego spowodowania wypadku
  • Pod koniec 2021 r. Piotr Piątek, były ochroniarz BOR, wyznał, że wraz z kolegami składali fałszywe zeznania w kwestii włączenia przez kolumnę sygnałów uprzywilejowania
  • Uszkodzona w wypadku opancerzona limuzyna wioząca Beatę Szydło nigdy nie została naprawiona, nie podjęto nawet próby oszacowania strat
  • Kierowca limuzyny Beaty Szydło, który mógł być współwinnym lub winnym spowodowania wypadku, nigdy nie został osądzony
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

"Rozumiem, iż podświadomie może się Pan obawiać, że w związku z pełnioną przeze mnie funkcją, w postępowaniu nie będziemy traktowani równo. Piszę do Pana także, aby zapewnić, że z mojej strony jest oczekiwanie, że ta sprawa będzie potraktowana jak każde inne takie zdarzenie. Wszystkie strony w prowadzonym postępowaniu mają te same prawa i obowiązki, a jako obywatele, przed organami sprawiedliwości jesteśmy równi. Nie dopuszczam myśli, że mogłoby być inaczej" – to fragment listu wysłanego przez byłą premier Beatę Szydło do Sebastiana Kościelnika, kierowcę Seicento oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym autorka uspokaja domniemanego sprawcę, iż zostanie sprawiedliwie potraktowany przez organy ścigania. Dziś już wiadomo, że sprawy potoczyły się inaczej.

Kierowca Seicento Zabiera głos

W kolejną rocznicę wypadku odniósł się do niego Sebastian Kościelnik – spośród uczestników feralnego zdarzenia najbardziej poszkodowany przez machinę organów ścigania.

Wypadek Beaty Szydło: byli uprzywilejowani czy też nie?

O tym, że winnym wypadku jest kierowca Seicento, politycy przesądzili niemal natychmiast. Gorzej było z dowodami, ponieważ niektórzy świadkowie nie mogli przypomnieć sobie, aby słyszeli sygnały uprzywilejowania kolumny rządowej. To oś sporu: jeśli kolumna była uprzywilejowana (a warunkiem jest jednoczesne wysyłanie błyskowych i dźwiękowych sygnałów uprzywilejowania), kierowca Seicento powinien umożliwić jej przejazd. Jeśli nie była uprzywilejowana, kierowca opancerzonego Audi nie powinien wyprzedzać na skrzyżowaniu i mógł zostać uznany winnym albo współwinnym tego zdarzenia.

Ginęły dowody, świadkowie kłamali

Prokuratura nie zdecydowała się na oskarżenie także kierowcy rządowego Audi. W trakcie czynności dowodowo-procesowych doszło też do (przypadkowego?) zniszczenia nieistotnych, zdaniem prokuratury, dowodów w sprawie – płyty z nagraniem z kamery przemysłowej, które dokumentowało przejazd kolumny, zanim doszło do wypadku.

Czytaj także:

Po pięciu latach sprawa jest niezakończona i pojawiają się kolejne wątki: były ochroniarz oświadczył, że wraz z kolegami składali fałszywe zeznania, które prowadziły do obciążenia winą kierowcy Seicento i zdjęcia odpowiedzialności z ekipy przewożącej byłą premier.

Te pięć lat działań w sprawie "zwykłego wypadku" to wielki wstyd dla państwa i wielkie oskarżenie organów ścigania, tym razem jednak winy nie można zrzucić na sądy. Wielki wstyd.