Poza prezydentem w realizację projektu zaangażowali się m.in. Binali Yildirim – premier Turcji i Faruk Ozlu – minister nauki, przemysłu i technologii. Przy produkcji ma współpracować pięć firm: grupa Anadolu (współpracuje z japońskim Isuzu), turecko-katarskie przedsiębiorstwo BMC, holding Kiraca, grupa Turkcell (operator telefoniczny) i holding Zorlu (producent sprzętu elektronicznego, technologii IT oraz właściciel kopalni, odlewni i urządzeń energetycznych).
Erdogan jest zawiedziony faktem, że obecnie Turcja nie produkuje własnego samochodu, chociaż liczy się wśród europejskich producentów. Polityczna i gospodarcza stabilność przyciągnęła do kraju znad Cieśniny Bosforu wiele globalnych marek, które postanowiły rozpocząć tam produkcję, a wśród nich są m.in. Ford, Fiat, Renault, Hyundai, Toyota czy Honda. Ogromny potencjał dla tureckiego eksportu samochodów drzemie w Europie Środkowej i Wschodniej oraz w państwach sąsiadujących z Turcją, których rynki będą coraz bardziej chłonne.
Analitycy jednak oceniają te plany z dużą rezerwą i podkreślają, że wielu członków tego konsorcjum nie ma żadnych doświadczeń z motoryzacją. Zgodnie z wytyczonym planem, narodowe auto tureckie ma być gotowa najpóźniej za dwa lata, a jego produkcja powinna rozpocząć się w 2021 roku. Warto przypomnieć, iż Turcja w przeszłości produkowała własne samochody. Od lat siedemdziesiątych do dziewięćdziesiątych XX wieku powstawały różne modele pod marką Anadol. Ale w 1991 roku ich produkcja została zakończona za względu na coraz mniejsza zainteresowanie i lepszą zagraniczną konkurencję.
Natomiast w fazie prototypów pozostało kilka innych projektów. W 1961 roku zaprezentowano auto o nazwie Devrim, który nie pokonał wymogów technicznych i był drogi w produkcji. Dwa lata temu rząd Turcji zakupił licencję na Saaba 9-3, który także nie przekroczył etapu prototypów. Trudno zatem dzisiaj przewidzieć, czy kolejne podejście do narodowego auta tureckiego się powiedzie.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo