Pierwszym pomysłem rządu było wydłużenie czasu, na jaki punkty będą przypisane do konta kierowcy – z roku do dwóch lat. W projekcie pojawił się także pomysł, żeby okres ten liczyć nie od momentu przydzielenia punktów, czyli wykrycia sprawcy przewinienia drogowego, ale od momentu zapłacenie grzywny.

Z punktu widzenia wpływów do budżetu wydaje się to bardzo dobrym rozwiązaniem. Jednak to nie koniec rządowych pomysłów na poprawę ściągalności mandatów karnych. Drugą zachętą ma być... zniżka. Rabat w wysokości 10 proc. mieliby dostać ci, którzy zdecydują się zapłacić mandat już u policjanta. Taką samą ulgę mieliby dostać kierowcy, którzy uregulują terminowo mandat kredytowany – czyli w ciągu 7 dni od jego przyjęcia.

Według serwisu prawo.pl, Ministerstwo Infrastruktury wyliczyło owe 10 proc. na podstawie kosztów windykacyjnych, jakie średnio ponosi przy ściąganiu niezapłaconych mandatów. Prawda jednak jest taka, że znacznie więcej państwo traci na mandatach nieściągniętych. Według ostatniego raportu NIK, tylko 47 proc. mandatów kierowcy płacą dobrowolnie i terminowo. Co gorsza dla wpływów do budżetu, aż 30 proc. grzywien nie udaje się w ogóle wyegzekwować.