• Konfiskowane piratom drogowym w Danii auta sprzedawane są na aukcjach i stanowią dochód państwa
  • Poza utratą samochodu zbyt szybki kierowca traci prawo jazdy na 3 lata
  • Konfiskacie podlegają samochody bez względu na to, czy są własnością kierowcy popełniającego wykroczenie, czy kogoś innego
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Duńska policja nie kryje zadowolenia z nowych przepisów, przewidujących obligatoryjne zatrzymywanie i licytację samochodu jadącego ze zbyt dużą prędkością bez względu na to, kto jest jego właścicielem. Uznano, że skoro zwykłe mandaty, ostrzeżenia, perswazja w środkach masowego przekazu i w mediach społecznościowych nie pomagają – wciąż zdarzają się zbyt szybcy kierowcy – to niech część obowiązków związanych z tzw. prewencją wezmą na siebie właściciele samochodów: rodzina, znajomi, firmy zajmujące się wynajmem aut. "Oczywiście cieszymy się, że możemy zabrać samochód, aby nie można go było ponownie użyć do popełnienia wykroczenia, ale mamy również nadzieję, że może to mieć działanie zapobiegawcze. Właściciel samochodu zastanowi się dwa razy, zanim pożyczy samochód komuś, kto ma nieco za ciężką nogę" ­– tłumaczy Sten Sørensen, wysoki rangą przedstawiciel duńskiej policji drogowej.

Konfiskata samochodów piratom drogowym – niech właściciel zastanowi się, komu udostępnia auto!

Prawo jest tak skonstruowane, że samochód wprawdzie zabierany jest lawetą od razu z miejsca zatrzymania, jednak to ostatecznie sąd potwierdza akt konfiskaty. Tyle że domyślnie to formalność, chodzi głównie o stwierdzenie, iż wykroczenie faktycznie miało miejsce. Zabrane właścicielom samochody mają być sprzedawane na aukcjach, a zyski ze sprzedaży zasilą skarb państwa. Trzeba też zauważyć, że konfiskata samochodu to w Danii nie jest całkowita nowość. Nowością jest poszerzenie katalogu wykroczeń kończących się konfiskatą, automatyzm i domyślne przerzucenie części odpowiedzialności za łamanie przez kierowcę przepisów drogowych na właścicieli samochodów. Konfiskata auta ma miejsce w razie:

  • jazdy z prędkością powyżej 200 km/h;
  • podwojenia dozwolonej na danym odcinku prędkości, gdy jest to powiązane z jazdą powyżej 100 km/h;
  • kierowania w stanie nietrzeźwości, gdy zawartość alkoholu we krwi kierowcy jest równa lub wyższa niż dwa promile.

Konfiskata samochodu – polscy politycy też tego chcieli

Pomysły zabierania samochodów kierowcom popełniającym przestępstwa drogowe w Polsce pojawiają się co jakiś czas także w Polsce. Już w maju 1999 r. głosowany był w Sejmie taki projekt ustawy (chodziło o konfiskatę samochodu pijanym kierowcom), ale przepadł. Potem pomysł wrócił m.in. w 2013 r.

Polską regułą jest to, że po pierwsze konfiskaty aut pijanym oraz piratom drogowym domagają się zawsze politycy opozycji, oskarżając aktualnie rządzącą ekipę o pobłażliwość wobec potencjalnych morderców, po drugie, z reguły dzieje się to, gdy dojdzie do spektakularnego wypadku, i po trzecie, konfiskata ma dotyczyć pijanych kierowców, a nie np. spektakularnego przekroczenia prędkości.

"Samochód pijanego kierowcy powinien być konfiskowany. Uważamy, że należy do tego wrócić. Najwyżej wypowie się na ten temat Trybunał Konstytucyjny" – mówił w styczniu 2014 r. Andrzej Duda, tuż po tragicznym wypadku w Kamieniu Pomorskim, gdy pijany kierowca wjechał w grupę pieszych, zabijając 6 osób. Przy okazji przypomniano, że kilka miesięcy wcześniej, w kwietniu 2013, rządząca koalicja odrzuciła w pierwszym czytaniu projekt PiS zaostrzający kary za przestępstwa drogowe. Sugestia jest aż nadto oczywista: gdyby kary były wyższe, ci ludzie żyliby nadal.

Tymczasem konfiskata samochodu, która brzmi dobrze w kontekście zapewnienia bezpieczeństwa na drogach oraz obrony przed najbardziej niebezpiecznymi piratami drogowymi, w praktyce rodzi szereg problemów. Chodzi po pierwsze, o wysokość kary nie zawsze adekwatną do popełnionego czynu i możliwości ukaranego, i po drugie, kto w praktyce poniósłby karę: nie sprawca wykroczenia, lecz właściciel "narzędzia przestępstwa". I okazuje się, że taki sposób postępowania nie budzi entuzjazmu nawet wśród tych kierowców, którzy jeżdżą wolno i zawsze na trzeźwo, nawet w Danii.

Konfiskata samochodu za szybką jazdę w Danii – to robi wrażenie!

Pod postem na Facebooku, w którym duńska policja chwali się "upolowaniem" porsche, którym jechał młody kierowca po pizzę (samochód pożyczył od kolegi), w ciągu kilku dni uzbierało się 11 tysięcy komentarzy, w większości niezadowolonych z nowej rzeczywistości. Nie ma wątpliwości: nowe prawo robi wrażenie, zwłaszcza, gdy kara jest wyjątkowo surowa i dosięga nie tego, kto naprawdę zawinił. "Jedyne, co zauważam (w związku z nowymi przepisami – red.) to więcej ucieczek przed policją i wypadki, które temu towarzyszą". "Rozumiem, że jeśli ktoś ukradnie mi samochód, przekroczy prędkość i zostanie na tym złapany, już nigdy nie odzyskam tego samochodu, bo państwo go przejmie i sprzeda na aukcji?". "Jeśli wypożyczę auto na minuty i policja mnie zatrzyma za jazdę 105 km/h przez miasto, firma wynajmująca też straci samochód?”. "Czy wymiar sprawiedliwości jest już gotowy, aby poradzić sobie z pozwami od osób, które pożyczyły komuś auto i nie mogą go odzyskać, bo ten ktoś przekroczył prędkość?". I najważniejsze: pojawiają się pytania, dlaczego państwo, aby ukarać materialnie sprawcę wykroczenia, sięga po cudzą rzecz, zamiast ukarać go grzywną, którą powinno samo wyegzekwować? Dlaczego, skoro chce być aż tak surowe, nie decyduje się na karę więzienia? W podobny sposób przeciwnicy nowych przepisów uzasadniają petycję, która ma doprowadzić do anulowania restrykcyjnego prawa – głosy są zbierane w tempie, które daje nadzieję na to, iż duński parlament będzie musiał zająć się tą sprawą, i to szybko.

Konfiskata auta w Polsce? Na razie to niemożliwe

Teoretycznie polski Kodeks karny w art. 44 mówi, że sąd może orzec przepadek przedmiotów, które służyły lub były przeznaczone do popełnienia przestępstwa. Nie wchodzi zatem w grę konfiskata samochodu za przekroczenie prędkości (to wciąż wykroczenie), niemniej pozornie wydaje się to możliwe w przypadku przestępstwa np. kierowania po pijanemu. W 2019 r. przed Sądem Najwyższym zakończyła się sprawa dotycząca pijanego kierowcy, który w 2007 r. został złapany na kierowaniu samochodem po pijanemu, mając już wcześniej orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Za te przestępstwa został skazany na półtora roku więzienia, 10-letni zakaz prowadzenia pojazdów i właśnie konfiskatę pojazdu. Ostatecznie pod koniec 2019 r. Sąd Najwyższy uznał kasację RPO dotyczącą właśnie konfiskaty, za zasadną. Uznał, że samochód nie jest w rękach pijanego kierowcy narzędziem służącym do popełnienia przestępstwa i że nie ma podstaw, aby go odbierać.

Konfiskata samochodu - kogo dotyka miecz sprawiedliwości?

Zwłaszcza w Polsce pomysł domyślnej konfiskaty samochodów – za cokolwiek – jest nie do przeprowadzenia. Po pierwsze dlatego, że znaczna część kierowców, być może większość, jeździ samochodami, które do nich nie należą. To samochody służbowe, pożyczone, leasingowane, to pojazdy, na które właściciele wzięli kredyty w bankach i są one przedmiotem zabezpieczenia kredytu. To także pojazdy wynajmowane na minuty. To, że wartość samochodu, jakim jedzie kierowca, często zupełnie nie jest powiązana z wysokością jego dochodów, to drugie. I wreszcie, w latach 2015-20 w związku z „reformami” sądownictwa czas postępowania sądowego wydłużył się średnio o 67 proc. (za polityka.pl) – jak w takich warunkach właściciel samochodu, który nie popełnił czynu zabronionego, miałby odzyskać swój samochód lub jego równowartość? A nawet, gdy ktoś już ma wyrok w ręku – jak go zmonetyzować, gdy dłużnik winien jest 200 tys. zł, a całego majątku ma na 10 tysięcy? Szczęście zatem w nieszczęściu, że politycy po dojściu do władzy, porzucają najbardziej radykalne pomysły, które są w praktyce nie do realizacji.

Przekroczenie prędkości - w Danii zatrzymują prawo jazdy na trzy lata i dłużej!

O ile w Polsce teoretycznie nawet sprawca wykroczenia drogowego (nie mylić z przestępstwem) może stracić prawo jazdy na okres od 6 miesięcy do 3 lat, to kluczowe jest tu stwierdzenie „może”. Sąd może orzec zakaz prowadzenia pojazdów m.in. za drastyczne wykroczenia drogowe powiązane ze spowodowaniem zagrożenia, za kierowanie bez uprawnień, a musi zakazać prowadzenia pojazdów jedynie za kierowanie po alkoholu albo za nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku. Jedynie przekroczenie prędkości na obszarze zabudowanym o ponad 50 km/h wiąże się z automatycznym zatrzymaniem prawa jazdy na 3 miesiące – i to jest chyba granica tego, co skłonny jest zaakceptować „suweren”. W Danii obecnie prawo jazdy w podobnej sytuacji zatrzymywane jest na minimum 3 lata, a dzieje się to także wtedy, gdy ktoś zostanie złapany na jeździe ponad 200 km/h – bez względu na rodzaj drogi. W Polsce upadł forsowany przez Ministerstwo Infrastruktury pomysł, aby prawo jazdy na 3 miesiące zabierać karnie także tym, którzy przekraczają dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h także poza obszarem zabudowanym. Tego rodzaju sankcja miała być jednym z elementów pakietu nowych przepisów, do których należy zmiana zasad pierwszeństwa na przejściu dla pieszych. Zmiany w pierwszeństwie na przejściu wchodzą w życie od 1 czerwca 2021, jednak przepis dotyczący automatycznego zatrzymywania praw jazdy za drastyczne przekroczenia prędkości poza obszarem zabudowanym wypadł jeszcze na etapie projektu. Przeciw było Ministerstwo Sprawiedliwości, kierowane przez Zbigniewa Ziobrę, które w piśmie do Ministerstwa Infrastruktury przedstawiło swoje stanowisko w tej sprawie:

"W obszarze zabudowanym, gdzie przekroczenie prędkości pociąga za sobą dużo większe niebezpieczeństwo, do zatrzymania prawa jazdy na podstawie art. 135 ust. 1 pkt 1a lit a Prawa o ruchu drogowym dojdzie w sytuacji przekroczenia dwukrotności prędkości dopuszczalnej, a zatem 100 km/h, tj. o ponad 100 proc. Natomiast przekroczenie o więcej niż 50 km/h dopuszczalnej prędkości na autostradzie czy dwujezdniowej drodze ekspresowej stanowi odpowiednio przekroczenie o niespełna 36 proc. i niespełna 42 proc. (…). należałoby zniwelować wykazaną już dysproporcję pomiędzy przekroczeniem, a prędkością dopuszczalną tak, aby objąć nią tylko te najbardziej drastyczne przekroczenia i przyjąć je w każdym przypadku ponad dwukrotnego przekroczenia prędkości dopuszczalnej".

Tak więc polityków chętnych do zaostrzania prawa drogowego nie brakuje, jednak zazwyczaj najchętniej posłużyliby się oni w tym celu rękami swoich politycznych przeciwników. Może to i dobrze – ostatecznie to nie wysokość kary, a jej nieuchronność „robi robotę”. To, że ta nieuchronność w Polsce kuleje, to już osobny temat.