Sport przegrał z terroryzmem. W grudniu 2007 roku zastrzelono w Mauretanii czterech francuskich turystów, a trzy dni później zginęło trzech mauretańskich żołnierzy. Do tych ataków przyznało się północnoafrykańskie skrzydło al Kaidy - al Kaida w Islamskim Maghrebie. Francuski rząd przestrzegł swych obywateli przed wyjazdem do Mauretanii aż do czasu odwołania zagrożenia. Z powodu tych wypadków, ale przede wszystkim "bezpośrednich gróźb skierowanych w stronę rajdu przez organizacje terrorystyczne, ASO nie mogło podjąć innej decyzji, jak tylko odwołanie rajdu" - tak w oficjalnym oświadczeniu uzasadnia swą decyzję organizator. Po raz pierwszy od momentu powstania w 1979 roku najsłynniejszy rajd terenowy się nie odbędzie. Chociaż organizatorzy uważają, że Dakar jest symbolem, a symboli nie da się zniszczyć, to jednak odwołanie imprezy stawia pod znakiem zapytania jej przyszłość. Stracili na tym wszyscy - ASO, teamy oraz zawodnicy fabryczni i prywatni. Ich przygotowania kosztowały miliony euro. Część uczestników uważa, że Dakar można było jeszcze poprowadzić inną trasą. Przed laty, gdy także grożono atakiem terrorystycznym na terytorium Nigru, wykorzystano most powietrzny do przerzucenia rajdu do Libii. Czy 30. edycja Rajdu Dakar zamknie jego historię - przekonamy się o tym w przyszłości. Teraz wygrał terror.
Zwycięstwo terroryzmu
Organizator - firma ASO (Amaury Sport Organisation) - uległ naciskom rządu francuskiego, aby nie wjeżdżać na terytorium Mauretanii, przez które przebiegała większa część trasy maratonu. Ponadto żadna z firm ubezpieczeniowych nie chciała zaryzykować ubezpieczenia imprezy po informacjach o zagrożeniu terrorystycznym, i to podobno stało się bezpośrednią przyczyną odwołania rajdu.