Elektryczne auta to nie jest jeszcze nasza codzienność, ale w dużych miastach widuje się je coraz częściej, a ich liczba, także w Polsce, na pewno będzie stale, i to szybko, rosnąć. Praktycznie wszystkie marki motoryzacyjne wkrótce będą miały w swojej ofercie auta na prąd, a ceny takich pojazdów – również dzięki rządowym dopłatom – spadną do poziomu akceptowalnego przez wielu klientów, a nie tylko nieliczną grupę zamożnych entuzjastów nowinek technologicznych. Nie da się już cofnąć z tej drogi - wszystkim zależy bowiem na czystym powietrzu, a ponadto - elektromobilność po prostu będzie się nam opłacać.

Gdy już jednak nasze ulice zapełnią się elektrycznymi samochodami, to czy będzie gdzie je ładować? Publicznych ładowarek jest przecież nadal niewiele. I choć stale powstają nowe, to nie wiadomo, czy ich dostępność będzie nadążać za rosnącą liczbą aut na prąd. Podkreślmy jednak, że zgodnie z wytycznymi zawartymi w ustawie o elektromobilności i paliwach alternatywnych, w Polsce ma być wkrótce dostępnych 6 tys. punktów ładowania o średniej mocy i 400 o dużej mocy. To sporo. Tyle że tak naprawdę liczba takich urządzeń nie jest aż tak bardzo ważna, bo i tak najlepiej ładować auto w domu. Zresztą, z szacunków wynika, że samochody elektryczne będziemy najczęściej ładować we własnym garażu.

Powoli, lecz najtaniej

Na początku drogi do powszechnej elektromobilności, zapewne większość użytkowników aut na prąd będzie korzystać z najprostszego rozwiązania: zwykłe gniazdka 230 V. To na pewno rozwiązanie najtańsze, bo nie wymaga stosowania dodatkowych urządzeń, zwykle też nie ma potrzeby zwiększania mocy dostępnej w naszym domu lub garażu. Problem w tym, że 230 V i niewielka moc, rzędu 4-6 kW, sprawiają, iż ładowanie baterii elektrycznego auta będzie trwać bardzo długo. To nie problem, jeśli – co jest średnią pokazywaną w statystykach – pokonujemy codziennie około 45 km. Wystarczy wówczas uzupełniać energię od wieczora do rana. Nawet przy relatywnie niewielkiej mocy, te 50 km zasięgu jakoś uzbieramy. A jeśli wrócimy z długiej trasy autem takim jak Volkswagen ID.3, które ma baterie wystarczające do pokonania nawet ponad 400 km? Cóż, w takim przypadku naładowanie akumulatorów „pod korek” z gniazdka 230 V może potrwać dłużej niż dobę!

Rozwiązaniem jest własna ładowarka o większej wydajności. W przypadku Volkswagena to system Wallbox, który jest dostępny jako dodatkowe wyposażenie – umożliwia on ładowanie auta z mocą do 11 kW. To już wystarczające parametry, by uzupełnić energię w akumulatorach nawet, gdy za sobą mamy długa podróż. To oczywiście najtańsze rozwiązanie, bo cena „domowego” prądu to 55 gr za 1 kWh. Jeśli dysponujemy zaś taryfą z obniżoną opłatą nocną, to koszt ten może być nawet niższy niż 40 gr za kWh. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że współczesne auta na prąd średnio zużyją około 18 kWh na 100 km, to koszt przejechania tego dystansu może wynieść nawet około 7 zł. Biorąc pod uwagę obecne ceny paliw, to odpowiednik zużycia benzyny lub oleju napędowego na poziomie 1,5 l/100 km – wynik nieosiągalny dla żadnego silnika spalinowego.

Szybko, ale sporo drożej

Alternatywą dla domowego uzupełniania zapasów prądu są szybkie ładowarki, których coraz więcej montuje się w miastach i przy głównych trasach. Jak wynika z pierwszych szacunków, z urządzeń takich użytkownicy „elektryków” będą korzystać uzupełniając około 20 proc. energii. Pozostała część przypada na ładowanie w domu i – w nieco mniejszy stopniu - w miejscu pracy.

Szybkie ładowarki, w Polsce są już urządzenia o mocy 44 i 50 kW, a wkrótce pojawią się 100-kilowatowe, są bardzo wygodne i pozwalają w kilkanaście minut zyskać zasięg rzędu 100 km lub nawet większy. Problem w tym, że 1 kWh w takich miejscach kosztuje bardzo dużo – nawet ponad 2 zł. To z kolei oznacza, że korzystając tylko z tego rodzaju ładowarek koszt przejechania 100 km może wynieść – wracając do naszego przykładu – 36 zł. Wówczas odpowiada to zużyciu paliwa (benzyny lub oleju napędowego) na poziomie 8 l/100 km, to z kolei oznacza, że jadąc autem spalinowym uzyskany porównywalny lub nawet lepszy wynik. Tyle że szybkie ładowarki należy traktować jako rozwiązanie awaryjne, po które sięgamy niezbyt często.

Podstawa to ładowanie w domu, a już połączenie uzupełniania energii w garażu ze sporadycznym korzystaniem z szybkich ładowarek da nam wynik o wiele lepszy, niż w przypadku najbardziej oszczędnych aut spalinowych. Poza tym, samochody na prąd stają się coraz bardziej oszczędne, a w mieście – ze względu na rodzaj napędu – zużywają mniej energii niż ich spalinowe odpowiedniki z tego samego segmentu. Koszty 1 kWh w szybkich ładowarkach też na pewno zmaleją – ich rosnąca liczba wymusi obniżki cen.

Warto też dodać, że stale, szczególnie w dużych miastach, pojawiają się miejsca, w których auto elektryczne można naładować za darmo. Przykładowo, to restauracje, centra handlowe i sklepy, które w taki sposób chcą przyciągnąć klientów. Korzystając z takich ładowarek, można dodatkowo obniżyć koszty eksploatacji aut na prąd.