Nie ma się co oszukiwać, najbogatszym krajem w UE nie jesteśmy, choć według wyliczeń instytucji rządowych statystycznie średnia zarobków w Polsce nie odbiega znacznie od zarobków przeciętnego Europejczyka. Statystyka sobie a życie sobie i nie trzeba śledzić słupków GUS-u, aby mieć świadomość, że mało którego Polaka stać na to, żeby pójść do salonu i zakupić motocykl nowy, a już tym bardziej nie z gatunku „budżetowego” o małej pojemności i z plastikami wykonanymi z recyclingu butelek PET, a ponadlitrowego niszczyciela produkowanego w Bawarii. Co zatem pozostaje? Oczywiście tzw. „używki”, które stanowią przeważającą część runku motocykli w naszym kraju. Niestety, zakup motocykla używanego, czyli takiego na który realnie stać przeciętnego motocyklistę, a więc kilku- czy kilkunastoletniego, to nie taka prosta sprawa jakby się wydawało i aby nie wpaść na minę należy każdy krok dokładnie przemyśleć i przygotować się do oględzin. Poniżej przedstawiam kilka podstawowych kroków, które powinny nam w tym pomóc.

ZBIERAMY INFORMACJE

W dobie internetu odnalezienie kompletu informacji dotyczących wybranego motocykla, nawet średnio rozgarniętemu gimnazjaliście, nie powinno zająć więcej niż 5 minut. Wujek Google zawsze przyjdzie z pomocą, wystarczy go tylko odpowiednio zapytać, aby otrzymać odpowiedź. A o co warto pytać? Po pierwsze o detale, czyli: wzory malowań poszczególnych roczników (wręcz zwracać uwagę czy naklejki są pod klarem czy nie), wygląd kierunkowskazów, kolory pokryw silnika, emblematy i ich rodzaje (np. niektóre modele w zależności od malowania posiadają je na boczkach, inne nie), po drugie o modyfikacje wykonane w poszczególnych latach, po trzecie o typowe bolączki danego modelu i po czwarte o standardowe czynności serwisowe dla przebiegu w danym modelu (np. regulacja zaworów itp.). Mając komplet takich danych warto poprosić sprzedającego o nr VIN pojazdu, wówczas istnieje spora szansa, że dowiemy się na jego temat nieco więcej. Tutaj z pomocą mogą nam przyjść stacje ASO, które udzielą szerszych informacji na temat konkretnego motocykla (rynek docelowy, rocznik produkcji, wyposażenie itd.) oraz „czytniki” numerów VIN, które dostępne są na niektórych stronach i które wstępnie powiedzą nam tyle co ASO. Należy jednak pamiętać, że informacja ze stacji mogą ograniczać się do motocykli zakupionych na trenie Unii lub nawet wyłącznie polskiej sieci dealerskiej. To nam utrudni weryfikację np. motocykla z Kanady czy USA. Tutaj jednak z pomocą przychodzą osoby oferujące usługi odczytu danych z baz danych typu Carfax czy Autocheck. Ich oferty bez problemu możemy znaleźć choćby na najpopularniejszym portalu aukcyjnym.

HANDLARZ

Kupując motocykl używany mamy dwie drogi, a jedną z nich jest tzw. handlarz. Wielokrotnie czytałem i słyszałem, że zakup motocykla u handlarza to proszenie się o kłopoty. Znalazłem nawet opinię, według której każdy handlarz to oszust. Osobiście nigdy krzywdy od żadnego nie doznałem, zawsze jednak kierowałem się kilkoma zasadami, które pozwalały uniknąć późniejszych problemów. Po pierwsze należy zweryfikować pozycję sprzedawcy na rynku i poszukać opinii na jego temat. Jeśli jest dobry lub przeciwnie – ma zła opinię, z pewnością takie informacje znajdziemy bez kłopotu (najczęściej na forach). Po drugie, sprawdzamy czy handlarz udziela gwarancji i na jakich warunkach (zakres czasu, co obejmuje). Sprzęt z gwarancją tak naprawdę niewiele różni się od zakupionego w salonie (w kwestii ewentualnej naprawy lub po ujawnieniu wad). Po trzecie, sprawdzamy czy posiada własny serwis i salon, dzięki czemu wiemy, jak motocykl jest przechowywany oraz czy możemy liczyć na fachowe przygotowanie po jego zakupie. Po czwarte, u sprzedawcy z prawdziwego zdarzenia istnieją niewielkie możliwości targowania się. Ktoś, kto ma sprzęt pewny za darmo go nie dostał, tym bardziej poniżej kosztów go nie odda. Jeśli jednak z ceny wyjściowej jest w stanie zejść o połowę, to od takiej oferty lepiej trzymać się na odległość strzała z BUK-a. Pamiętajmy, handlarz nie jest synonimem oszusta, a większość negatywnych opinii bierze się stąd, że za takich ma się wszystkich, którzy sprowadzają motocykle i wystawiają fakturę. Niestety często są to ludzie bez odpowiedniego zaplecza technicznego oraz wiedzy fachowej, którzy zazwyczaj biorą wszystko co „się nawinie” lub to co jest „chodliwe” i magazynuje w szopie czy garażu, dopóki nie znajdzie na to frajera-amatora.

MOTOCYKLISTA

Najczęściej polecanym „miejscem” zakupu jest inny motocyklista. I zgoda, nie ma co ukrywać, że sprzęty najczęściej są zadbane i serwisowane, poza tym każde spotkanie w celu zakupu najczęściej kończy się kilkugodzinną pogadanką o "dupie Maryni", prowadzoną w nad wyraz miłej atmosferze. Trzeba jednak pamiętać o kilku sprawach. Mimo wszystko wielu użytkowników w naszym kraju po prostu nie stać na odpowiednie serwisowanie zakupionych motocykli, zwłaszcza jeśli właścicielem jest student, którego dieta opiera się w przeważającej części na zupkach chińskich z Radomia. Motocykl to droga zabawka, nie tylko przy zakupie, o czym niewielu przyszłych właścicieli pamięta decydując się na zakup. Najczęściej kwestie ekonomiczne są bez znaczenia, a najważniejsze parametrami stają się pojemność (minimum litr), ziejące ogniem kominy i dudnienie jak kafar na budowie. I wszystko jest dobrze dopóki nie pojawi się wycena serwisu i okazuje się, że nie będzie to 300, a 2300 zł. Niestety kończy się to w jeden sposób - o serwisie zapominamy, a sprzęt jeździ na przepracowanym oleju, zasyfionym filtrze, nieistniejących okładzinach i łańcuchu, który wisi jak mokra szmata na trzepaku, a wszelkie regulacje wykonywane są w zaciszu domowego garażu, najczęściej w oparciu o porady zaczerpnięte z netu. Skoro więc decydujemy się na zakup u motocyklisty pamiętajmy, aby gruntownie sprawdzić czy motocykl nie jest sprzedawany tylko dlatego, że ktoś przeliczył się ze swoimi możliwościami.

O CO PYTAĆ

Zanim pojedziemy oglądać sprzęt warto wcześniej zadzwonić do sprzedającego. Już sama rozmowa telefoniczna wiele nam powie i będziemy w stanie stwierdzić, czy jest sens targać się przez pół Polski, żeby przybić „deal”. Po pierwsze, pytamy o historię motocykla pod kątem podstawowych czynności serwisowych dokonywanych przy konkretnym przebiegu (regulacje, synchronizacje, wymiany płynów, przewodów itd.). Da nam to ogląd na ogólny stan, jak również dowiemy się co w najbliższym czasie czeka nas do wymiany lub regulacji. Jeśli sprzedający niewiele może nam powiedzieć lub unika odpowiedzi, jest to pierwszy sygnał mówiący, że z motocyklem coś może być nie tak. Po drugie, dokładnie pytamy o stan poszczególnych elementów eksploatacyjnych i nie pozostawiamy miejsca na niedomówienia, czyli ile bieżnika jest na oponie (w milimetrach), ile przejechane ma napęd, jaka jest grubość tarcz hamulcowych czy klocków. Ważne jest jedno, na zadane pytanie odpowiedź musi być konkretna, więc „jeszcze sezon pojeździ” czy „zobaczy Pan na miejscu” jest niedopuszczalne i w takim wypadku lepiej omijać ofertę szerokim łukiem. Jeśli jednak z rozmowy wynika, że wszystko jest ok warto wysłać e-mail z jej streszczeniem i prośbą o potwierdzenie wraz z pytaniem, czy w przypadku niezgodności z opisem sprzedający zwróci koszty podróży.

TO TYLKO PARKINGÓWKA

Niejednokrotnie oglądam ogłoszenia, w których wprost podano informację, że motocykl jest po „przygodzie”. Pamiętajmy jednak, że przygoda przygodzie nierówna, a między glebą parkingową i szlifem jest zasadnicza różnica, podobnie jak miedzy szlifem a kozłem na torze, czy wjazdem w wiatę przystankową. Pamiętajmy również, że jedne motocykle są bardziej, a inne mniej podatne na wszelkie dzwony i wywrotki, a szlif nie zawsze dyskwalifikuje motocykl z zakupu, a jedynie uczula, że trzeba się znacznie baczniej mu przyjrzeć. Ważne, aby wiedzieć jedno, motocykle wykonane zgodnie z zasadami panującymi w połowie XX w., czyli najczęściej stare konstrukcje zamknięte w kołyskach z „ognia i stali”, mogą niejednokrotnie wytrzymać uderzenie, po którym delikatny przecinak ubrany w kilogramy plastiku wyglądać będzie jak część krajobrazu złomowiska. Pamiętajmy również o jednym, jeśli ogłoszenie wisi na aukcji dość długo (widuję sprzęty wystawiane przynajmniej od pół roku), a dotyczy motocykla „w idealnym stanie, bez inwestycji tylko wsiadać i jechać”, to taką ofertę proponuje odrzucić w przedbiegach. Można mieć właściwie pewność, że cała rzesza innych osób przed nami prześwietliła ten sprzęt wystarczająco dokładnie, aby go nie kupić.

FORUM POMOŻE

Na forach internetowych, zwłaszcza tych zrzeszających użytkowników konkretnego typu motocykla, działa coś w rodzaju „samopomocy”. Zasada działania jest bardzo prosta i zarazem bardzo skuteczna. Wystarczy znaleźć ogłoszenie dotyczące sprzedaży interesującego nas motocykla, zarejestrować się na forum, założyć temat i poprosić o ocenę danej oferty. Warto w opisie dodać informacje zdobyte od sprzedającego, najczęściej już na tym etapie wyjdą ewentualne „niedomówienia” i przekłamania. Wartością dodaną do wszystkiego będzie wylistowanie dodatkowych szczegółów, m.in. co jest w standardzie, a co dodatkiem (w tym momencie może wyjść ile jesteśmy do przodu i jakie potencjalne inwestycje nam odejdą). Możemy liczyć również na pierwsze oględziny wykonane przez użytkownika, który mieszka blisko sprzedawcy. I w sumie to jest w tym wszystkim najistotniejsze, ponieważ na samych zdjęciach nie zawsze wszystko widać (lub wręcz widać za dużo, np. refleksy wyglądające jak wgniotki czy odbijające się elementy, który przekłamują perspektywą itd.), a masa „fachowców” w każdym sprzęcie, który ma nieseryjne ciężarki kierownicy czy akcesoryjną kierownicę, będzie widzieć tzw. „ulepa”. Pomoc taka jest nieoceniona, ponieważ w ten sposób oszczędzamy zarówno czas, jak i pieniądze w przypadku gdyby okazało się, że sprzedawca ma po prostu dryg do pisania oraz dobrego fotografa.

PÓŁ ROKU NA AUKCJI

Jeśli ktoś śledzi aukcje i ogłoszenia to często trafia na ten sam sprzęt po kilka razy. Osobiście omijam takie oferty szerokim łukiem, choćby motocykl wyglądał fantastycznie, a sprzedający zapewniał, że „bez inwestycji, tylko wsiadać i jechać”. Dlaczego? Właściwie można mieć 100% pewności, że przed nami już taki motocykl oglądała nie jedna osoba i nie jedna go dokładnie sprawdziła. A skoro stoi nadal to raczej nie okazał się godny tego, aby wsiąść i pojechać. Nie mówię tutaj o aukcjach sprzętów bardzo drogich czy unikatowych, jak choćby oldtimery czy odrestaurowane zabytki.

CO DOGRAĆ ZE SPRZEDAJĄCYM

Są dwa tematy, które należy dogadać ze sprzedającym zanim pojedziemy na oględziny i nie ma sensu odkładać tego do rozmowy na miejscu. Po pierwsze należy powiedzieć, że będziemy chcieli motocykl obejrzeć gruntownie, zatem konieczne będzie zdjęcie wszystkich owiewek. Większość sprzedawców będzie się przed tym bronić (i nie ma się co dziwić), jeśli jednak motocykl ma zostać dokładnie sprawdzony jest to niezbędne. Tylko w taki sposób będziemy w stanie sprawdzić szczegółowo stan ramy, zaczepów, owiewek (ewentualne spawanie), chłodnicy i innych ukrytych pod owiewkami elementów. Kolejnym tematem koniecznym do dogrania jest jazda testowa. Osobiście polecam dokładne poinformowanie czego po jeździe testowej się spodziewamy i uprzedzenie, że nie oczekujemy przejażdżki na dystansie kilkuset metrów, do tego w roli plecaczka, a udostępnienia motocykla na dłuższą jazdę. W jaki sposób ze sprzedawcą się dogadamy pozostawiam inwencji każdego z osobna, pewne jest tylko jedno – bez zabezpieczenia się nie obejdzie. Ale dlaczego dłuższa jazda? Tylko w taki sposób doprowadzimy silnik do pracy w optymalnych warunkach i tylko podczas takiej jazdy wyjdą drobiazgi, których z pewnością nie wychwycimy podczas zwykłego „osłuchania” pracy na obrotach jałowych (np. falujące obroty, dławienie, zła praca zawieszenia, ściąganie, praca hamulców itd.). Pamiętajmy również, aby zaznaczyć, że silnik ma być zimny. W ten sposób od razu będziemy mogli sprawdzić stan akumulatora, układu ładowania czy np. rozrusznika. Poza tym po odstawieniu motocykla będziemy w stanie zweryfikować czy nie ma wycieków spod uszczelek itd. Jeśli sprzedający nie wyrazi zgody na zdjęcie owiewek lub/i jazdę testową, należy odpuścić taką ofertę i szukać dalej.

POMOC MECHANIKA

Nie ma się co oszukiwać, że samotna wyprawa po motocykl to najgorsza z możliwych rzeczy. Najczęściej widząc lśniącą maszynę z kilkoma tuningowanymi dodatkami jesteśmy gotowi z miejsca położyć pieniądze i odjechać choćby wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że sprzęt to ulep jakich mało. Rama spawana w pięciu miejscach i prostowana przez kowala, to według sprzedającego fabryczny mig, a wgniecenia na niej to nie młotek, a miejsca od prasy. Malowane owiewki sprejem to też nie łatanie po dzwonie, a Limited Edition itd. Oczywiście znacznie przerysowuję. Co zrobić? Oczywiście najlepszym rozwiązaniem jest wynajęcie mechanika, który fachowym okiem spojrzy na motocykl i przy okazji doradzi co potencjalnie jest do zrobienia. Obecnie wiele firm oferuje usługę przeglądu przedsprzedażowego i w zależności czy motocykl dostarczymy do warsztatu, czy mechanik przyjedzie do sprzedawcy, zapłacimy za to 150-300 zł. Naprawdę nie powinniśmy na to żałować pieniędzy, zwłaszcza jeśli planujemy zakup motocykla bardzo drogiego. W ostateczności możemy poprosić znajomego, który ma względne pojęcie o mechanice oraz motocyklach i na niego zrzucić wstępne, wykonane na „chłodno” oględziny.

KOŃCZĄC

Zapewne można jeszcze znaleźć kilka innych opcji, które ułatwią nam zakup wymarzonego sprzętu, ale wylistowane powyżej są niejako podstawą, którą warto „przejść”, aby w ogóle pojechać i obadać sprzęt na miejscu. A o tym co i jak, kiedy już będziemy sprzęt oglądać, w kolejnym odcinku naszego poradnika.