Paweł, kim jesteś z zawodu?

Jestem malarzem, jestem projektantem i jestem rzemieślnikiem. Jestem w sumie trochę artystą i trochę rzemieślnikiem.

Można się do Ciebie zwracać per rzemieślniku?

Tak, jestem dumny z tego, że rzemieślnicze zdolności mam i kultywuję tego rodzaju pracę. Bardzo cenię rzemiosło i bardzo mi się ono podoba. W latach 90. bardzo mi się nie podobało, że każdy chciał być menadżerem, a nie na przykład dobrym ślusarzem czy jubilerem, co poskutkowało właśnie tym, że nie ma teraz gdzie naprawić zegarka, ale mamy za to bardzo dużo menadżerów, którzy pracują na kasie.

Ja z wykształcenia jestem jubilerem. Choć nigdy nie pracowałem w tym zawodzie, bardzo mi to jubilerstwo pomogło. Kiedy dziś maluję obraz, to oczywiście wymaga ode mnie techniki, muszę wiedzieć, jak działają farby i pędzle, ale kiedy przykładowo przenoszę ten mój artystyczny świat na customowe motocykle, co już nie jest malowaniem płótna, a praca musi wytrzymać warunki atmosferyczne, wtedy właśnie muszę je zrobić według zasad rzemiosła. Tak żeby były trwałe. Właśnie malowanie kasków motocyklowych to dla mnie jedną nogą sztuka, a jedną nogą rzemiosło.

Jakbyś rozgraniczył, gdzie kończy się sztuka, a zaczyna rzemiosło?

Kask jest na pewno sztuką użytkową, tu zaczyna się rzemiosło. Obraz wiszący na ścianie podlega jedynie ocenie emocjonalnej, jedyny użytek obrazu to sfera emocjonalna. Natomiast kask poza tym, że się tobie podoba, ma również chronić twój łeb.

Tak samo jest z motocyklami, rowerami, meblami, dla mnie custom to nie jest tylko motoryzacja, jestem zakochany w całej vintage’owej kulturze, gdzie w pewnym momencie mojego życia, złączyły się w zasadzie wszystkie te rzeczy. Sztuka i rzemiosło. Przekłada się to na podejście do pracy, gdzie przykładowo komputer jest tylko jednym z narzędzi, nie jest to coś, co za mnie wszystko zrobi. Zawsze grafika była dla mnie bardzo ważna, ale starałem się pracować tak, żeby nic się nie zmieniło, kiedy komputera nie będzie. Do tego stopnia się w tym zapętliłem, że typografie wykonywałem ręcznie, a dopiero potem obrabiałem je na komputerze. Chodzi mi w tej pracy o element ludzki, a nie o super idealne, doskonałe rozwiązania komputerowe. Z czasem, zacząłem częściej bywać w Kalifornii, gdzie vintage’owa czy heritage’owa kultura łączy się bardzo z deskorolką i motocyklami, a ja pochodzę przecież z deskorolki. W pewnym momencie zaczęło się to składać w jedną całość. Rzemiosło, sztuka, sposób życia, co sprawiło, że jestem tym, kim jestem.

Vespa PX w malowaniu Swanskiego
Vespa PX w malowaniu Swanskiego

Jakie były początki, pierwsze dzieła, co robiłeś?

Nie było tak, że pojawiło się dzieło. Ja mam w głowie coś takiego, co się jeszcze bardziej rozwinęło, kiedy wszedłem w deskorolkę - mianowicie jak się czymś fascynowałem, to chciałem to zrobić sam – już od małego dziecka. Kiedy miałem sześć lat, kochałem komiksy i próbowałem rysować ich bohaterów. Był Thorgal i amerykańscy superbohaterowie. Wszystko się zmieniło, kiedy wszedłem w kulturę deskorolkową. To w niej mamy do czynienia z filozofią DIY, czyli robieniem rzeczy samemu. Jest tu normalne, że kiedy deskorolkowiec dorasta i chce w tym istnieć, to zakłada firmę albo deskorolkową albo ubraniową. Ja robiłem pierwsze T-shirty kolegom, kiedy miałem piętnaście czy szesnaście lat, to pozwoliło mi teraz na robienie tego, co robię tu w Polsce.

Gdzie jeździłeś na deskorolce, kiedy zaczynałeś, czyli piętnaście dwadzieścia lat temu? Skateparków brakowało.

Jeździłem na Żoliborzu, bo wstydziłem się pojechać pod Capitol, kiedy nic nie umiałem. Potem trochę Capitol i inne miejsca. Uwilebiałem moj lokalny "basen" na Cytadeli, gdzie jesienią i wiosną nie bylo wody i można było jeździć po kątach. Było super. Troche inne czasy, nic nie było podane na tacy. Trzeba się było postarać.

Miałeś chociaż buty na deskę? Ja marzyłem wtedy o Vision.

Na początku nic nie miałem. Pochodzę z klasy średniej, a deskorolka kosztowała wtedy tyle, ile połowa pensji mojej mamy. To jest kolejne DIY. W roku 1994 jeździło się na deskach bardzo wąskich, z wąskimi trakami i kółkami, a jedyne, co ja mogłem ogarnąć to stary Powell z połowy lat 80. od mojego kolegi, którego tata był dyplomatą. Był trzy razy za szeroki, miał za szerokie koła, w związku z czym na pile mechanicznej obciąłem go do kształtu takiego, jaki był aktualnie popularny. U dziadka kolegi przycięliśmy jeszcze traki i koła co było naprawdę trudne dla czternastolatka.

W pracowni Pawła Swanskiego
W pracowni Pawła Swanskiego

Przejdźmy do pojazdów. Spotkaliśmy się, kiedy zaprezentowałeś pomalowaną Vespę, którą niedawno skończyłeś. Niebawem zaczynasz Scramblera Ducati. Zanim porozmawiamy o tych dwóch projektach, powiedz kilka słów o motoryzacji w ogóle. Co Ci się podoba?

Przede wszystkim współczesna motoryzacja rzadko mi się podoba. W Vespie, której jestem ambasadorem, podobają mi się jej najbardziej klasyczne modele. Są najpiękniejsze. Głownie przez to, że są metalowe. Podobnie mam z samochodami, uwielbiam stare za to, że kiedyś każda firma miała swój oryginalny styl. Wszystko może nie było wykonane najbezpieczniej na świecie, tak jak jest dzisiaj, kiedy przy uderzeniu wszystko musi wypaść, a ty musisz wypaść ostatni w całości, ale te samochody i te motocykle miały duszę. Było w nich tak strasznie dużo człowieka, że były to na swój sposób jeżdżące dzieła sztuki. Jeśli chodzi o samochody, to najbardziej podoba mi się Lincoln Zephyr. Jest to auto, które będę kiedyś miał. W przypadku motocykli to wywodząc się z deskorolki, podchodzę do nich z podobną emocją. Wiem, że to są wyświechtane hasła, ale ta wolność i kultura, posiadanie własnych reguł, omijanie tych, które nadaje nam społeczeństwo, jest bardzo fajne. Dlatego część ludzi robi to od urodzenia. Część ludzi tej emocji potrzebuje niezależnie od wieku.

W takim razie motocykl marzeń?

Chciałbym mieć starego Indiana. Ten motocykl przemawia do mnie przez Kalifornię, przez kształt, to taki jednocześnie koń, kowboj i Indianin. Z taką maszyną można się bardzo łatwo zżyć.

Jakie kierunki w customingu motocyklowym najbardziej Cię ciągną? W przypadku Scramblera, którego niebawem zaczynasz, wiemy, że to jeszcze nic pewnego, ale zdradź, choć odrobinę.

W Vespie zrobiłem tylko malowanie, tutaj chcę pójść dalej, chcę wesprzeć się rzemieślnikami, którzy uzupełnią mnie w zakresie tapicerki czy innych podzespołów, które w motocyklu zmienimy. W zakresie malowania, mimo to, że uwielbiam pinstriping i inne popularne techniki zdobienia motocykli, zrobię coś innego. Sam stworzyłem pewien swój świat. On występuje na obrazach, muralach, koszulkach, ubraniach w postaci projektowania tkanin. Sięgnę po niego. Stworzę, odpowiednio przefiltrowany motoryzacyjnie mój własny świat.

Błotnik Vespy PX w malowaniu Swanskiego
Błotnik Vespy PX w malowaniu Swanskiego

Na czym malowałbyś najchętniej? Na jakim motocyklu? Cafe racer, bobber…?

Zacznę o tego, gdzie chciałbym malować najmniej. Na pewno wyzwaniem byłoby malowanie ścigacza, ale nie bardzo go czuję. Dla mnie podstawową wartością jest to, co mają w sobie stare motocykle. Nie musi być to bober czy chopper, wystarczy, że jest fajny i że mam z nim jakieś flow. Naturalnie z nim i klientem. To się musi przecież tej osobie podobać. Klient zazwyczaj wie, co ja robię. Nie wymaga ode mnie pinstrippingu czy latino style. Jeśli nawet umiem te rzeczy robić, to po prostu tego nie chcę. Rzeczy, które robię najlepiej, pasują właśnie do starych motocykli. A czy chciałbym psuć swoją pracą starego Indiana? Nie wiem. W przyszłości na swoim Lincolnie zrobiłbym coś subtelnego, ale bez problemu rozwinąłbym się przykładowo na starym pick-upie. Patrzę na te pojazdy pod różnym kątem i staram się ustalać proporcje. W jednym projekcie pomalowałbym tylko klamkę i wyfrezował dremelem szyby, dla innego wymyślił autorski wzór, tak jak projektuję tkaniny. Podobnie powstała Vespa.

Vespa wygląda niezwykle. Powiedz o tym więcej.

Zacznijmy od tego, że słynny amerykański Tiger Camo to mój ulubiony kamuflaż, ulubiona spośród wielu innych faktura również ze względu na to, iż wiąże się z ciekawymi czasami. Sięgając do niego, jako punktu wyjścia, chciałem złamać jego formę tak samo, jak chciałem złamać formę Vespy, bardzo klasyczną i elegancką. Uznałem, że dobrze będzie zrobić to na wojskowo, ale tę wojskowość złamię jeszcze wkomponowanymi w camo kwiatami. Pomyślałem, że razem będzie dobrze wyglądało.

Jesteś obecny na pojazdach, jesteś na kaskach, jesteś również na murach budynków. Czy jesteś też u kogoś na ciele?

Jestem, moje prace nadają się na tatuaże, a w tym środowisku sporo ludzi się tatuuje. Ponieważ doba ma tylko 24 godziny, nie zdążyłem się nauczyć tatuować. Jednak są klienci, którzy przychodzą do mnie po wzór, który inny artysta przenosi im na ciało. Jest to pewnym wyzwaniem, ponieważ poza ustaleniem z klientem, co to ma być - co samo w sobie jest trudne i wymaga dyskusji, należy jeszcze znaleźć odpowiedniego tatuatora - kopistę. Trzeba zaznaczyć, że musi to być dobry tatuator. Zdarzyło mi się również spotkać z tatuażami, których nie projektowałem dla klienta, a są to moje dzieła… to jest fajne.

Scrambler Ducati czeka na malowanie i przeróbki
Scrambler Ducati czeka na malowanie i przeróbki

Skąd inspiracje? Pracujesz przykładowo przy muzyce?

Tak, po pierwsze jestem samotnikiem, co pozwala mi spędzić w pracowni dwanaście godzin. Wtedy muzyka jest najlepszym przyjacielem, leci cały czas.

Co leci?

Różnie, leci skandynawskie gothabilly, z klasyków jest tam Johny Cash, Nick Cave. Rapu słuchałem dwadzieścia lat i skończyło mi się to z dnia na dzień. Razem z fascynacjami wkradła się muzyka. Osadzenie pomiędzy latami dwudziestymi, a pięćdziesiątymi sprawiło, że na chwilę stałem się amerykańskim wieśniakiem, a potem w krótkim czasie wszystko się ułożyło i sprowadziło do obcowania z bardziej ambitnymi wykonawcami w rodzaj Cave’a.

Gdzie można zobaczyć Twoją twórczość na mieście? Gdzie jest Swanski w przestrzeni publicznej Warszawy?

Jestem na Nowolipkach11, jestem na Bielanach na Kasprowicza, no i jest ten kontrowersyjny mural na Parkingowej, który przyniósł mi równie wielu entuzjastów, co hejterów. Ktoś nazwał to nawet sałatką warzywną, co paradoksalnie spodobało mi się. Wiesz, ludzie mają problem z odgadnięciem, co chcę przedstawić, a to, co maluję, jest moim studium natury, które ja nazwałem Gąszcz. Jest to natura, która daje i zabiera życie. Dlatego znajdziesz w moich złożonych gąszczach kwiaty, z których wychodzą zwierzęta. Rośliny są otaczane mackami ośmiornic. Taki miks atomów, który stanowi pewnego rodzaju reinkarnację. Niezależnie od tego, w co wierzysz, musisz przyjąć, że ginąc przeistaczamy się w coś innego. Reinkarnujemy. Jeśli nas zakopują, nasze cząsteczki po jakimś czasie znajdą się w mleczu, ten mlecz zostanie zjedzony przez królika i tak dalej. Wielu artystów się do tego odnosi i jest to to, co właśnie robię. Gąszcz.

Paweł, moglibyśmy tak rozmawiać godzinami, ponieważ gdy rozpoczynamy jeden temat, pojawiają się ciekawe dygresje. Proponuję spotkać się ponownie, co Ty na to?

Pewnie, zapraszam do pracowni.

Na pewno nie odpuszczę Scramblera w nowej szacie i wpadnę. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Michał Mazurek