Oczywiście nasza percepcja zawęża się do Warszawy, w której funkcjonujemy na co dzień. Będzie nam więc łatwiej zacząć od tego, co nas okrutnie wkurza.

- Nie wiedzieć z jakiego powodu, liczba miejsc parkingowych jest tu sukcesywnie zmniejszana. Ma to chyba służyć niby estetyce i w sumie może byśmy dali sobie to wmówić, gdyby nie fakt, że inne przestrzenie - do niedawna służące parkowaniu - są sprzedawane prywatnym deweloperom pod inwestycje. Kto jest beneficjentem takich transakcji?

- W wielu miejscach drzewka zostały obudowane tak przestronnie, żeby absolutnie nie można już było wcisnąć obok nich czterokołowej puszki. Czasem myślę, że chciałbym być takim drzewem w zatłoczonym mieście... Jedynym ratunkiem w tej sytuacji okazuje się pojazd samochodopodobny typu Smart.

- No właśnie, skoro już jesteśmy przy Smarcie to przypomnę, że jego konstruktorzy opracowali go tak, by długość pojazdu nie przekraczała szerokości pasa przeznaczonego do parkowania. Czyli w praktyce parkujesz nim prostopadle tam, gdzie inni robią to równolegle i oszczędzasz wspólną przestrzeń. Nie jest jednak tak różowo, bo miasto postawiło znaki informacyjne z rysunkami pokazującymi, że w danym miejscu samochody powinny ustawiać się równolegle. Przychodzi taki pan z pseudo instytucji pod tytułem Straż Miejska i informuje Cię, że jeśli samochód nie zostanie zaparkowany wg zaleceń to on z przyjemnością wypisze blankiet zwany mandatem karnym. Nie jesteśmy pewni, czy można wystawić mandat na podstawie znaku oznajmującego, niemniej jednak absurd jest absurdem. Mamy jednak nadzieję, że obecnie już żadne dziecko nie marzy o tym żeby zostać strażakiem, jak wówczas gdy Ty byłeś małym chłopakiem.

Dojeżdżając do pracy samochodem, musimy się liczyć z długim poszukiwaniem miejsca do parkowania
Dojeżdżając do pracy samochodem, musimy się liczyć z długim poszukiwaniem miejsca do parkowania

- Kiedy już zdarzy Ci się niefortunnie zaparkować w miejscu zakazanym, a nie daj Boże nie zauważysz znaku informującego, że takie przestępstwo skutkuje odholowaniem pojazdu, to zapłacisz: mandat – 50 pln, holowanie – 478 pln, każda rozpoczęta doba na parkingu strażaków– 37 pln, czyli łącznie 565 pln, no i pewnie na taksówki jeszcze z 5 dych dorzucić będziesz musiał, bo instytucja jednego okienka tu nie funkcjonuje i trzeba pojechać w kilka miejsc. W sumie taka impreza kosztuje około 650 zł!!! Dziękuję, nie skorzystam.

- Wokół dużych ośrodków biznesowych, jak choćby wspominany wcześniej „Mordor”, miejsca parkingowe praktycznie nie funkcjonują. Jeśli już więc znalazłeś biurwastyczną pracę za jakieś 3-4 klocki brutto to nie przymierzaj się nawet do zakupu jakiegoś szrota sprowadzonego zza zachodniej granicy, bo na zaparkowanie go wydasz w rok tyle co za zakup i ubezpieczenie łącznie.

W tej sytuacji nie masz wyjścia, w zasadzie już nawet nie wybierasz, a wsiadasz pokornie na jednoślad. Nie wnikasz też w te wszystkie rozterki, czy lepsze są dwa, czy cztery koła... Pisaliśmy zresztą o nich w zeszłym tygodniu, kliknij tu i odśwież sobie temat. A wnioski?

Jednośladem parkuję wszędzie, gdzie chcę
Jednośladem parkuję wszędzie, gdzie chcę

- Parkuję wszędzie, gdzie chcę i to prawie bez konsekwencji finansowych i prawnych. Prawie, bo czasem zdarza się, że wspomniana już straż chce wykazać się nadgorliwością i robi akcję usuwania jednośladów sprzed biurowców – nie spotkałem się jednak jeszcze z nikim kto powiedziałby, że zapłacił mandat za nieprzepisowe parkowanie motocykla czy skutera.

- Nigdy nawet się nie zastanawiam, gdzie zaparkuję, po prosu zawsze wygrywam w konkursie, kto postawi środek komunikacji najbliżej miejsca docelowego i go tam stawiam.

Wstaw podział strony

- Penetruję miejsca, w których nawet nie przewidziano żadnych miejsc postojowych, jestem więc zawsze bliżej celu.

- Z reguły zabezpieczam czymś pojazd, najczęściej przypinając go łańcuchem do jakiegoś słupa, czy znaku, tak żeby zagwarantować sobie, że będę miał czym wracać. Nie zabezpieczę się jednak tym przed możliwością przewrócenia mi pojazdu po tak zwanej złości, co niestety spotkało mojego znajomego.

- Buduję wartość socjalną swych jednośladowych podróży. Poznałem chyba wszystkich żuli, pijaczków i królów dzielnic, w które zwykłem jeździć codziennie. Gwarantuje mi to pozorne poczucie bezpieczeństwa, że mój jednoślad będzie służył mi jak najdłużej w niezmienionej formie. Czasem blatuję tych dżentelmenów niewielkimi sumami, które w skali miesiąca nie przekraczają jednak jedno-dziennej stawki za pozostawienie auta w płatnej strefie.

A koszty? Przeanalizowaliśmy je w różnych wariantach i uśredniliśmy dla Warszawy. Jeśli masz jednak inną kalkulację, bądź dla innego miasta to śmiało, dawaj swoje wyliczenia.

Sposób parkowania Jednoślady Samochody Komunikacja miejsca
Na osiedlowym parkingu pod blokiem 0-150 0-250 0
Na parkingu pod centralnym ośrodkiem biznesu 0 – 200 0-450 (najdrożej jest w centrum, gdzie alternatywą jest pozostawienie samochodu na ulicy w płatnej strefie parkowania) 0
Płatna strefa przy założeniu postoju 8h dziennie (25,8 pln za dzień) przez 20 dni roboczych 0 516 0
Dodatkowe opłaty wynikające ze zdarzeń różnych jak np.: podjechałem do teatru i nie mogłem już zupełnie nigdzie zaparkować więc wziąłem strzeżony 0 40 0
W sumie koszt postoju pojazdu 0 – 400 zł 0 – 806 zł !!! 98-110 zł– doliczamy koszt karty miejskiej, bo w sumie czy się jedzie czy się leży to opłata się należy

Przemyślenia: Kuba Olkowski

Maciek i Szymon przekazali brutalną prawdę. Niestety, chyba po raz pierwszy muszę się z nimi całkowicie zgodzić. Jazda autem do centrum to porażka pod każdym względem; jeszcze za czasów studenckich dojazd z Bemowa na Politechnikę zajmował mi tyle samo tramwajem, co samochodem (w ciągu ostatnich piętnastu lat sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu na niekorzyść samochodu), z czego tramwaj pochłaniał ok. 35 minut, a samochód 15min. na jazdę i od 10 do 30 min. na poszukiwanie miejsca parkingowego, dokonywanie opłaty itp. Jedyną przewagą podróży autem okazywał się fakt, że w czasie przerwy można było w spokoju pouczyć się przed egzaminami, ale odbiegamy od tematu. Chcąc dynamicznie poruszać się po Wawie, jesteśmy skazani na jednoślad. Raz, że oszczędza czas, dwa, że fundusze, głównie za parkowanie. A trzy, daje radość z jazdy. Osobiście tylko do miasta wybrałbym skuter, jest praktyczniejszy, węższy, ma więcej miejsc do upchnięcia gratów, a dodatkowo lepiej chroni od większości motocykli przed wpływem warunków atmosferycznych (ze szczególnym uwzględnieniem deszczu). Jednak chcąc zachować obiektywność - w specyficznych warunkach podróż komunikacją miejską może się podobać, a nawet być wyjątkowa - jej uroki genialnie dostrzegł kolega alkoholik, codziennie spożywający po pracy kilka piw w pobliskich krzakach - "nie ma to jak wracać zapchanym autobusem w lato, na bani i patrzeć na te wszystkie smutne, zmęczone życiem twarze".