To znak czasów. Opel nie pokazuje na początku rynkowych, spalinowych wariantów nowej Corsy, lecz skupia się na wersji elektrycznej. Nowe auto nazywa się, zgodnie z obecnym trendem, Corsa-e i jest kamieniem milowym na drodze Opla do elektryfikacji pełnej gamy. To konieczne, żeby niemiecka firma (znajdująca się we francuskich rękach) mogła obniżyć średnią emisję dwutlenku węgla oferowanych przez siebie samochodów.

Corsa-e ma dynamiczną, efektowną sylwetkę, ale z zewnątrz dobrze wyglądał też poprzedni model. Zwróćmy jednak uwagę na wnętrze. Kokpit wygląda naprawdę świetnie! Jest nowoczesny, cyfrowy, z ekranem zamiast wskaźników oraz dużym wyświetlaczem na środkowej konsoli. Ten ostatni wygląda trochę jak rozwiązanie stosowane w wielu modelach Grupy Volkswagena, ale to nic nie szkodzi. Dobre pomysły warto uwzględniać.

Opel chwali się też zastosowaniem w aucie mnóstwa technologii, które nie są oczywiste w miejskich modelach. Przykładowo, to diodowe światła, system rozpoznający znaki drogowe, tempomat z radarem, czy też układ alarmujący o obiektach znajdujących się martwym polu albo o pojazdach jadących z boku, co ułatwia cofanie. Oczywiście znajdujący się na pokładzie Corsy system multimedialny dysponuje łącznością z internetem. Ma być dostępnych w dwóch wariantach: z ekranem 7- lub 10-calowym.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć o elektrycznej Corsie-e. Dane dotyczące wariantów spalinowych dopiero poznamy, ale auto na prąd zapowiada się interesująco. Ma mieć zasięg 330 km zgodnie z normą WLTP, a silnik auta ma 136 KM i moment obrotowy równy 260 Nm. Zainstalowana bateria jest bardzo duża – ma pojemność 50 kWh. Opel twierdzi, że jej naładowanie do 80 proc. zajmuje około pół godziny, ale oczywiście warunkiem jest zastosowanie szybkiej ładowarki. A jakie są osiągi Corsy? Bardzo dobre. „Miejskie” przyspieszanie do 50 km/h zajmuje jej zaledwie 2,8 s, a rozpędzanie się do setki zajmuje 8,1 sekundy.