Nawiązuje ona do klasyki brytyjskich wozów sportowych, takich jak Jaguar Type C z 1961, Type D z 1954, czy Type E z 1964. Z tych arcydzieł sportu i sztuki projektowania zapożyczono to co najlepsze - linię długiego coupe połaczoną z klapą jak w hatchbacku.

Do tego dodano super nowoczesną technologię, która ma sprawić, że auto będzie przyciągało nie tylko wyglądem. Pod maskę Type-D ma trafić widlasty dziesięciocylindrowiec połączony z silnikiem elektrycznym.

Taka hybryda poddana już została testom, których wyniki wprost wskazują na efekt w postaci połączenia spadku emisji CO2 o 15% oraz utrzymania osiągów charakteryzujących tradycyjne jednostki tej wielkości (przy czym jest to tzw. pół-hybryda - silnik elektryczny nie napędza bezpośrednio kół, a jedynie wspomaga benzynowca).

Co to znaczy? Co prawda producent - specjalizujący się w budowie sportowych aut do profesjonalnych zawodów - nie podaje mocy silnika, wiadomo jednak, że samochód zdolny będzie do jazdy ponad 220km/h i osiągnięcia setki w około 6 sekund.

Wszystko przy średnim zużyciu benzyny na poziomie nie przekraczającym 7 litrów/100km (!). Jednocześnie wiadomo już także, że auto spełniłoby rygorystyczne normy emisji trujących związków w spalinach, które wejdą w życie dopiero w 2010 roku - i to już za rok.

Wtedy bowiem, w 2006 roku Connaught zamierza wprowadzić auto do sprzedaży w cenie około 35.000 funtów brytyjskich (ponad 210 tys. zł.). Wysoka cena jest jednak usprawiedliwiona przez technologie zastosowane przy budowie jednostki napędowej. Na prace nad nią Brytyjczycy Tim Bishop i Tony Martindale otrzymali pół miliona funtów dotacji z angielskiej agencji d.s. oszczędzania energii.

Efektem tego jest zastosowanie ceramicznych tłoków, zmiennych faz pracy zaworów, systemu obniżenia zużycia energii podczas postojów i przy zmniejszonym zapotrzebowaniu oraz elektrycznie podgrzewanych katalizatorów. Inne technologie w budowie silnika i całego auta zmniejszają z kolei wagę auta o 11% w porównaniu z analogicznymi, tradycyjnie zbudowanymi samochodami.