Jak się okazuje, wzrost sprzedaży i obrotów okazał się dla koncernu Volkswagen na tyle kosztowny, że spadły zyski. Według danych z pierwszego półrocza 2014 roku Toyota i Hyundai, to dwaj producenci ze światowej czołówki, którzy mogą pochwalić się 8 proc. zyskiem. Natomiast w tym samym okresie Volkswagen zapisał na swoje konto tylko niecałe 2 proc. zysków.

Szef Volkswagena oficjalnie oświadczył, że do 2017 roku koncern musi zaoszczędzić przynajmniej 5 mld euro rocznie, co będzie niełatwym zadaniem. Z całą pewnością z oferty znikną modele, które nie przynoszą zysków, a takich „do odstrzału” w całym koncernie jest przynajmniej kilka.

To już poważny znak ostrzegawczy, który wymusza zmiany. Według nieoficjalnych informacji, mających źródło w Wolfsburgu, już w 2015 roku można spodziewać się pierwszych decyzji oznaczających koniec nierentownych modeli.

Z całą pewnością nie będzie następcy Volkswagena EOS, którego w 2013 roku sprzedano tylko 7651 egzemplarzy. Drugim w tej niechlubnej statystyce jest Volkswagen Scirocco z ubiegłoroczną sprzedażą 23 400 egzemplarzy.

Pod dużym znakiem zapytania jest dalszy los bratysławskich trojaczków, czyli Skody Citigo, Seata Mii oraz Volkswagena up! Duże nakłady pochłonęła platforma dla najmniejszych modeli – NSF, a wykorzystanie jej do produkcji nie przekraczającej rocznie 200 tys. aut nie jest opłacalne. Wcześniej koncern zakładał, że będzie ich przynajmniej 400 tys. rocznie. Dla porównania, konkurent w tym segmencie z Kolina (Citroen C1, Peugeot 108 i Toyota Aygo) produkuje i sprzedaje 300 tys. aut rocznie.

Jak już pisaliśmy, także porażką niemieckiego koncernu okazała się platforma MQB, która nie przyniosła dotychczas spodziewanych oszczędności. Skończyło się to dymisją Michaela Machta, szefa produkcji Volkswagen Group.

Poszukiwanie oszczędności nie ominie także marek Audi i Porsche. Plan optymalizacji kosztów już jest realizowany, ale niespodzianek w postaci zakończenia produkcji niektórych modeli nie należy wykluczyć.