Peter Pyros, 75-letni emeryt, który przeżył dziewięć operacji i raka, był przekonany, że tym razem nie uniknie śmierci we wnętrzu Cadillaca XLR z 2006 roku. Gdy kilka tygodni temu wsiadał do swojego auta w garażu, nie wiedział, że spędzi w nim aż 13 godzin i będzie walczył o życie.
Po zamknięciu drzwi chciał uruchomić silnik, ale próba się nie udała i do końca wyładował się akumulator. To oznaczało, że przestały działać wszelkie urządzenia elektryczne, w tym blokada drzwi, składany dach i mechanizm opuszczania szyb. Na nieszczęście, pechowy właściciel, nie zabrał ze sobą telefonu komórkowego i wcześniej nikogo nie poinformował o wizycie w garażu.
Spanikowany emeryt przesiedział w zamkniętym aucie aż 13 godzin. Myślał o rozbiciu szyby, ale nie miał czym tego wykonać. Kilkakrotnie mdlał i musiał fizjologiczne potrzeby robić na siedzeniu. Jego wołania o pomoc nikt nie słyszał. Nawet zdecydował się napisać na znalezionej w aucie kartce do swoich bliskich, że to nie jest próba samobójstwa.
Dopiero wieczorem, po wielu godzinach, dziwne odgłosy usłyszał sąsiad, który przeskoczył przez płot i szybko wezwał strażaków. Po podłączeniu do akumulatora kabli elektryczne mechanizmy auta zadziałały i pechowiec mógł opuścić pojazd. O dziwo, tak długi pobyt w zamkniętym aucie nie wpłynął na stan jego zdrowia.
Ale jak to w USA bywa, sprawą zajęli się prawnicy, którzy oskarżyli producenta o wadliwe i zagrażające ludzkiemu zdrowiu systemy. Jednak koncern General Motors, do którego należy Cadillac, jednoznacznie na te zarzuty zareagował: „Producenci przewidzieli takie awaryjne sytuacje i w instrukcji obsługi samochodu opisują jak należy otworzyć drzwi w przypadku awarii akumulatora. Sposób uzależniony jest od modelu. W przypadku XLR dźwignie do ręcznego otwierania drzwi znajdują się przy podłodze koło foteli.”
Pechowy emeryt przyznał, że o tym nie miał zupełnie pojęcia, a instrukcji obsługi nie mógł przeczytać, bo nie miał jej w aucie. Nie znalezienie takich dźwigni po 13 godzinach może wydawać się co najmniej dziwne.