Dewizą pewnej części naszego zmotoryzowanego społeczeństwa znad Wisły jest niemożność istnienia bez narzekania. Wyolbrzymianie i doszukiwanie się mankamentów w każdym nowoczesnym rozwiązaniu próbującym ułatwić nam codzienną egzystencję jest prawie jak sport narodowy.

Technologia, która dla innych jest już od dawna normalnością, u nas zaczęła pojawiać się masowo z lekkim opóźnieniem. Pierwsza, większa fala samochodów wyposażonych w automatycznie skrzynie biegów dotarła do Polski na blaszanych lawetach zza zachodniej granicy lub Oceanu. Często były to auta po wytężonej eksploatacji lub wypadkach, co rzutowało na pracę delikatnych, sterowanych elektronicznie układów. I w ten sposób mozolnie tworzył się stereotyp.

Jednak lata, w których automat sprawdzał się najlepiej na amerykańskich "highwayach", bo był zbyt toporny i wolny, żeby poradzić sobie na pełnych serpentyn nitkach Starego Kontynentu, odeszły już w zapomnienie.

Automatyczna... ale czy do końca?

No właśnie. I tutaj może się pojawić kwestia sporna. Okazuje się, że nie każdy "automat" jest automatem. Przynajmniej w klasycznej formie. Gdyby spojrzeć od strony technicznej na dostępne w ofercie producentów modele, to różnią się one na tyle, że można byłoby rozróżnić kilka podstawowych grup.

Pierwsza grupa zrzesza klasyczne konstrukcje automatycznej skrzyni biegów opartej na przekładni hydrokinetycznej. Jest ona dość ciężka, droga w produkcji, przez co stosowana w samochodach wyższych klas z większymi jednostkami napędowymi. Ostatnimi czasy prawdziwą furorę wśród kompaktów i samochodów ze średniej półki robi konstrukcja skrzyni, która do końca nie jest z krwi i kości automatem. Jest to tak zwana zautomatyzowana przekładnia manualna. Jej budowa nawiązuje do konstrukcji skrzyni mechanicznej, lecz sprzęgło jest sterowane za pomocą siłowników, tak samo jak zmiana biegów, która odbywa się sekwencyjnie. W niektórych wersjach nad zmianą biegów może całkowicie zapanować elektronika. I to właśnie sprawia, że wiele ludzi utożsamia takie urządzenie z prawdziwym automatem. Trzecia grupa to przekładnie DSG, nazwane nie bez powodu rewolucją w dziedzinie skrzyń automatycznych. Krótko mówiąc, są to jakby dwie skrzynie z przygotowującym się osobno dla każdej sprzęgłem. Jedna zajmuje się obsługiwaniem biegów nieparzystych, druga parzystych. Gdy nastąpi konieczność zmiany biegu, mechanizmy drugiego sprzęgła zapinają wszystko tak, by bieg był już gotowy w momencie przełączania. Trwa to bardzo krótko, dzięki czemu nie jest odczuwalne szarpnięcie towarzyszące zmianie przełożenia.

Czym automat potrafi uwieść?

Pierwszym, bezwzględnym i niezaprzeczalnym atutem wynikającym z zastosowania przekładni automatycznej jest fakt, iż otrzymujemy drugą rękę gratis. Do tej pory była ona często wykorzystywana do manipulowania lewarkiem. Rzecz z pozoru prozaiczna, ale wyobraźmy sobie moment, w którym musimy bardzo szybko i pewnie zareagować kierownicą, aby ominąć przeszkodę. Gdy liczą się milisekundy, prawa ręka redukująca przełożenie i jedna na kierownicy w stylu "na luzaka", może sprawić że zabraknie nam szczęścia, aby wyjść cało z opresji.

Mając prawą rękę wolną przez cały czas jazdy możemy zacząć uskuteczniać w swoich nawykach jezdnych tzw. bezpieczną pozycję "za dziesięć druga". Chodzi tu o ułożenie rąk na kole kierownicy, zapewniające szybsze i wydajniejsze ratowanie się z ewentualnej opresji na jezdni. Swoją drogą, ciekawe, ilu z nas szczerze stosuje się do tej zasady, wpajanej kursantom z pokolenia na pokolenie przez instruktorów.

Kolejny pozytywny argument, który chyba na dobre utrwalił stereotyp damskiego przeznaczenia automatu jest fakt, że dzięki niemu całkowicie znika problem z trafianiem w odpowiednie biegi, szarpaniem podczas startu oraz namiętnym przypalaniem sprzęgła. Wystarczy przycisnąć hamulec, przekręcić kluczyk, przesunąć przekładnię w pozycję "D" i wcisnąć przepustnicę. Mocne argumenty na temat skrzyni manualnej zaczynają też tracić na wartości w momencie, kiedy stoimy w kilkukilometrowym korku poruszającym się do przodu o tempie żółwia. Wystarczy nam wtedy praktycznie umiejętność sprawnego operowania pedałem hamulca i dzięki tzw. "pełzakowaniu" na przełożeniu "D", możemy swobodnie przesuwać się do przodu.

Kontrargumentem przeciw tezie mówiącej o tym, że w automacie nie można kontrolować aktualnego przełożenia (redukować/multiplikować) są przekładnie wyposażone w sekwencyjny tryb zmiany biegów. W zależności od modelu, niektóre z nich pozwalają zmieniać bieg przesuwając w jednej płaszczyźnie lewarek selektora albo za pomocą łopatek czy przycisków umieszczonych przy kierownicy, a znanych do tej pory jedynie z bolidów Formuły 1.

Zarzutem stawianym dość często przeciwko przekładniom automatycznym był zwiększony apetyt silników na paliwo. Wszystko zmienia się dość dynamicznie od paru lat i na dzień dzisiejszy można znaleźć kilka pozycji, które udowadniają, że auta wyposażone w automat spalają mniej niż te same wersje sprzężone z manualem. Przykładem może być Toyota Auris ze zautomatyzowaną skrzynią  MMT, a także Citroen C4 z nowatorskim rozwiązaniem o nazwie MCP. Co najlepsze, przy takim układzie coraz rzadziej cierpi dynamika jazdy.

P..R..N..D..3..2

Z wiedzą na temat użytkowania skrzyni automatycznej jest trochę jak z samooceną Polaków na temat ich umiejętności za kółkiem. Większość twierdzi, że wszystko umie najlepiej lecz po zajęciu miejsca za kierownicą nerwowo zaczyna rozszyfrowywać tajemnicze literki, żeby za chwilę odkryć że "R" oznacza "rozruch". Smutne, ale prawdziwe.

Przełożenia typowego automaty są ułożone mniej więcej w takiej konfiguracji P-R-N-D-3-2-1. Oprócz tego istnieje możliwość włączenia za pomocą dodatkowych przycisków trybu "sportowy" (zmiana biegu przy wyższych obrotach wału korbowego) oraz "zimowy" (zapobiegającemu przekazywaniu zbyt dużego momentu obrotowego na koła jadące po śliskiej nawierzchni). W zależności od typu skrzyni, silnik można uruchomić, kiedy lewarek znajduje się w pozycji P albo N. Dzięki temu, zanim nastąpi załączanie programu jazdy "D", cały układ skrzyni uzyska prawidłowe ciśnienie do pracy. Pozycję parkingową "P" włączamy zawsze po całkowitym zatrzymaniu samochodu i wciśniętym pedale hamulca. Włączenie jej w momencie, kiedy auto jest w ruchu skończy się poważnym uszkodzeniem układu. W tym trybie specjalna zapadka blokuje obrót osi napędzanej, dzięki czemu auto pozostawione na wzniesieniu nie stoczy się z niego. Przełożenie "N", czyli tzw. luz ma zastosowanie jako pozycja przejściowa między realizacją programu jazdy do przodu, a następnie do tyłu i na odwrót. Dzięki niej możliwe jest bezstresowe przejście ciśnień sterujących odmienną konfiguracją zaworów. Przy zmianie kierunków jazdy należy o tym pamiętać i nie wykonywać zbyt gwałtownych przełączeń między "R" i "D", aby ciśnienie mogło się ustawić na optymalnym poziomie.

W czasie jazdy nie należy włączać pozycji "N". Wiele osób w czasie krótkich postojów, np. na czerwonym świetle wykorzystuje pozycję "N". Niczemu to jednak nie służy. Układ skrzyni został tak opracowany, że zatrzymanie auta nawet na dłuższy czas przy pomocy pedału hamulca i włączonej pozycji "D" jest wystarczające i nie powoduje obciążenia układów wykonawczych skrzyni. W przeciwieństwie do szybkiej zmiany z "N" na "D", żeby ruszyć szybko spod świateł. W ten sposób na pewno nie damy odpocząć przekładni. Pozycja "D" (od drive), jak sama nazwa wskazuje, służy do jazdy do przodu. Bardzo często tuż obok niej umieszczona jest literka "M", po przesunięciu lewarka w prawo lub w lewo, która uruchamia tryb manualnej (sekwencyjnej) zmiany biegów. Możemy wtedy redukować bieg oraz efektywniej hamować silnikiem. Kolejnym plusem tej konstrukcji jest to, że elektronika będzie pilnować za nas, żeby za mocno nie zredukować przełożenia, co w efekcie mogłoby uszkodzić skrzynię. Żeby przełożyć bieg na mniejszy w momencie wyprzedzania w skrzyni nie posiadającej trybu zmiany manualnej, wciskamy do oporu pedał akceleratora. Z minimalnym opóźnieniem poczujemy jak auto zacznie coraz prężniej przyspieszać.

Pozycje typu "3", "2" lub "1" służą do zblokowania poszczególnych przełożeń. Gdy wybierzemy pierwszą opcję, skrzynia będzie operować jedynie w zakresie trzech pierwszych biegów. W każdym bądź razie nie znaczy to, że samochód będzie poruszał się jedynie na tym jednym, wybranym biegu.

Jak do końca jest z tą awaryjnością? Nowoczesne przekładnie automatyczne są już na tyle zaawansowanymi konstrukcjami, które po regularnych przeglądach i traktowaniu odwdzięczają się długodystansową żywotnością. W praktyce wystarczy tylko kontrolować poziomu oleju i kiedy zajdzie potrzeba uzupełnić go.

Czy warto zatem skusić się na automat? Wszystko zależy tylko od tego jak bardzo zasobnym portfelem dysponujemy. Za dodatkowy komfort producenci samochodów każą sobie płacić po kilka tysięcy złotych. Jeżeli komfort podróżowania stawiamy ponad wszystko to z czystym serce