Było już ciemno, gdy korek w stronę Warszawy na autostradzie A2 urósł do kilku kilometrów. Z korkiem na autostradzie jest tak, że jedni widzą go z daleka i stopniowo, bezpiecznie wytracają prędkość, a inni zbyt późno oceniają, że te czerwone światła, do których się zbliżają, to stojące auta. Wtedy zaczyna się gwałtowne hamowanie, kolejni kierowcy z trudem unikają zderzenia. Korek na autostradzie rzecz niebezpieczna – często kończy się karambolem.

Cóż się stało, że w niedzielne popołudnie, gdy zazwyczaj wzmożony ruch aut wlewa się do stolicy bez przeszkód, tym razem urósł korek na godzinę stania? Z pełną premedytacją stworzyli go policjanci. Lewy pas autostrady zablokował stojący w poprzek radiowóz, a na prawym ustawił się pan z... testerem trzeźwości. Kierowcy zgryźliwie sugerowali, że dzięki takiej organizacji ruchu nawet, jeśli ktoś zaczął kierować pijany, to w oczekiwaniu na kontrolę zdążył otrzeźwieć.

Z początku hardzi policjanci nie reagowali na zaczepki kierowców, którzy jakoś nie mieli zrozumienia dla tej metody kontroli drogowej. Ok. godziny 20. wyglądali już słabo, strofowani przez co drugiego kierowcę. Co wy tu k. wyprawiacie? – pytali rozwścieczeni godzinnym nieplanowanym postojem ludzie. – Proszę skarżyć się na komendzie – odpowiadali obsługujący alkotester, wyraźnie sami zniesmaczeni tym, co robią.

Czuć było, że choć policjanci na autostradzie działali na trzeźwo, to ich mocodawcy raczej nie. Jeśli chodzi o formalności, to zgodnie z polską tradycją, działania władzy, które są głupie albo nielegalne, legalizuje się, gdy tylko ich brak oparcia w prawie wyjdzie na jaw. Tak stało się i z rutynową kontrolą trzeźwości, którą ośmieszył publicznie inernauta, upubliczniając rozmowę z policjantem, którego prosił o podanie podstawy prawnej.

Od kilku miesięcy trzeźwe poranki czy podwieczorki są legalne – policjanci mogą sprawdzać naszą trzeźwość bez uzasadnionego podejrzenia, że jesteśmy pijani. Co innego jednak mieć prawo, a co innego korzystać z niego w najgłupszy możliwy sposób. Czy naprawdę trzeba zatrzymywać autostradę i tysiącom ludzi fundować godzinny postój? Czy złapano choć jednego pijanego? A nawet jeśli – czy warto ryzykować w takiej sprawie karambol?

Naszym zdaniem

O pijanych kierowców jest najwyraźniej coraz trudniej – żeby wyrobić normę, trzeba zatrzymywać autostradę. Pytanie tylko, czy ma to jakikolwiek sens?