W ostatnim czasie spore zamieszanie wywołał artykuł, w którym opisaliśmy osiągnięcie naukowców pracujących na zlecenie brytyjskiej firmy Cella Energy. Udało im się bowiem, po kilku latach ściśle tajnych prac, otrzymać syntetyczne paliwo, którego cena rynkowa określona została na 1,5 dolara za galon (ok. 3,78 litra), czyli ok. 1,14 zł za litr. W dodatku paliwo to może być stosowane we współczesnych autach bez konieczności ich przerabiania, a dzięki temu, że jest oparte na związkach wodoru, a nie węgla, podczas jego spalania nie jest emitowany dwutlenek węgla.

Wydaje się, że to strzał w dziesiątkę i paliwo to powinno niemal z dnia na dzień pojawić się na rynku. Bo przecież o to chodzi, by było niedrogo, a przy tym ekologicznie. Przynajmniej w teorii...

Niemal od początku motoryzacji samochody poruszane są dzięki silnikom spalającym paliwa pochodzące z ropy naftowej. Taki stan rzeczy utrzymywany jest przez bogate kraje, które na swoim terenie mają złoża tego cennego surowca. One właśnie dyktują ceny i dopóki "czarnego złota" nie zabraknie, a według prognoz nie stanie się to wcześniej, niż za ok. 40 lat, nie ma co liczyć na paliwową rewolucję.

W minionych latach inżynierowie pracowali nad alternatywnymi rozwiązaniami, jednak żaden z pomysłów, który uwzględniał uniezależnienie od ropy naftowej, nie został wprowadzony w życie na szeroką skalę. Dlatego rozwój nowych napędów był w ostatnich latach jedynie symboliczny.

Dobrym przykładem jest tu hybrydowa Toyota Prius, wykorzystująca połączenie klasycznego silnika spalinowego z motorem elektrycznym, który pomaga w obniżeniu zużycia paliwa. Od czasu pierwszej jej prezentacji, a było to już 14 lat temu, niewiele się w tym temacie zmieniło. Ogólna koncepcja oraz konstrukcja, poza kilkoma ulepszeniami, są niemal takie same. Podobnie jest z samochodami elektrycznymi. Co prawda na początku montowane w nich baterie ważyły znacznie więcej i zajmowały tyle miejsca, że pięcioosobowe auta stawały się dwuosobowymi, a obecnie zarówno masą, jak i ilością miejsca wewnątrz pojazdy elektryczne nie ustępują spalinowym, to wciąż mamy do czynienia z ogromnymi ograniczeniami. Wśród nich można wyliczyć choćby niewielki zasięg, długi czas regeneracji baterii czy brak rozwiniętej infrastruktury stacji ładowania.

Po drodze pojawiały się pomysły na wykorzystanie wodoru jako paliwa dla otrzymywania energii zasilającej samochody elektryczne, a nawet jako paliwa w silnikach spalinowych, jednak masowa realizacja tego rozwiązania jest mało prawdopodobna, a na pewno bardzo odległa. Problemem są oczywiście wysokie koszty, ale też problemy z przechowywaniem wodoru.

Eksperci rynku motoryzacyjnego zgodnie twierdzą, że obecnie największe szanse mają paliwa syntetyczne, otrzymywane ze źródeł innych niż ropa naftowa, które będą nadawały się do silników spalinowych. Zdaniem Jeroena van der Veera, prezesa Royal Dutch Shell, przemiany na rynku napędów alternatywnych są spowalniane przez olbrzymią popularność samochodów przystosowanych do spalania tradycyjnych paliw. W chwili obecnej po drogach świata jeździ miliard aut. Z roku na rok ich liczba wzrasta. Zdaniem Shella w 2050 roku na świecie będą już dwa miliardy pojazdów. Do napędu wielu z nich posłużą silniki benzynowe lub wysokoprężne.

Wycofanie z eksploatacji starszych samochodów nie będzie możliwe z dnia na dzień. Świętym Graalem przemysłu petrochemicznego będzie więc znalezienie substytutu ropy naftowej. Kurczące się zapasy kopalnych surowców oraz coraz trudniejszy dostęp do nich sprawią, że do 2050 roku 30-40 proc. paliw będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych. Zmiany będą przebiegały stopniowo, gdyż biznes paliwowy kieruje się zasadą Clean-Cheap-Convenient (czysto, tanio, wygodnie).

Rynek wykazuje coraz większe zainteresowanie "czystymi" paliwami. Największy wpływ na ich sprzedaż ma jednak cena. Jednocześnie posiadacz pojazdu musi mieć pewność, że podczas podróży nie będzie borykał się z trudnościami w uzupełnieniu paliwa. Zasada CCC wyjaśnia przyczynę niewielkiej liczby samochodów z napędem wodorowym oraz elektrycznym, których popularność nie wzrośnie do czasu rozwoju infrastruktury oraz obniżenia kosztów obu technologii.

Sposobów na otrzymywanie alternatywnych paliw, niewymagających kosztownych przeróbek tradycyjnych silników, jest wiele. Niektóre są dość kontrowersyjne, jak choćby biopaliwa otrzymywane z roślin uprawnych, a inne kosztowne. Co chwilę daje się jednak słyszeć nowy pomysł na tanie paliwo otrzymywane ze śmieci, ze ścieków, z odpadów poprodukcyjnych, z dwutlenku węgla czy ze wspomnianych na początku związków wodoru. Każde z takich doniesień opatrzone jest komentarzami o przełomie, a nawet rewolucji. Tylko że na stacjach jakoś tej rewolucji wciąż nie widać.

Dla przykładu, w lipcu 2009 roku pisaliśmy o odkryciu naukowców z Lublina, którzy znaleźli sposób na otrzymywanie taniego paliwa bezpośrednio z... dwutlenku węgla, który jest uznawany za jednego z największych trucicieli środowiska! Koszt wyprodukowania litra to ok. 40 groszy. Jest to ponad cztery razy mniej niż w przypadku litra paliwa tradycyjnego. Nawet po nałożeniu podatków i innych opłat moglibyśmy tę ciecz lać do baku za niewiele ponad 3 złote. Zapewne jednak tak się nie stanie, bo lobby naftowe jest wciąż mocne, a tania benzyna omijająca konieczność wydobycia ropy to cios w budżety firm petrochemicznych.

Podobnie rzecz się ma z ostatnim wynalazkiem brytyjskich uczonych, którzy otrzymali benzynę opartą na związkach wodoru. Nie dość, że przy jej spalaniu nie wydziela się dwutlenek węgla i nie są potrzebne kosztowne zmiany w budowie silników, to jeszcze jej litr ma kosztować w przeliczeniu niewiele ponad 1 złoty. Tu także wydaje się, że nie ma co liczyć na wprowadzenie takiego paliwa do obrotu, zanim ropy naftowej nie zacznie rzeczywiście brakować.

Historia ostatnich kilku lat notowała kilka podobnych odkryć, które pozwalają produkować paliwo niskim kosztem, przy użyciu nikomu niepotrzebnych, a nawet szkodliwych surowców, jak ścieki z toalet, odpady z produkcji czekolady, nawóz z kurzych ferm czy resztki roślin zielonych. W latach 50. ubiegłego wieku pojawił się nawet projekt samochodu napędzanego za pomocą niewielkiego... reaktora atomowego!

Póki co, pozostaje nam, zwykłym obywatelom, stosowanie w codziennej jeździe zasad eco-drivingu i przerabianie aut na zasilanie około dwukrotnie tańszym i bardziej ekologicznym od benzyny gazem LPG lub CNG. Przed tanim, niezależnym od ropy naftowej paliwem, stoi bowiem zbyt wiele przeszkód, których pokonanie wymaga ogromnych nakładów finansowych związanych z przełamaniem lobby naftowego i rozpowszechnieniem paliw alternatywnych. Na tanie paliwo przyjdzie czas za kilkadziesiąt lat, kiedy zapasy ropy będą na tyle małe, że jej cena poszybuje bardzo wysoko. Wtedy jednak znajdzie się wiele sposobów na to, by dodatkowymi opłatami, podatkami i marżami podnieść koszty i sprawić, że paliwo będzie tanie jedynie w fazie produkcji.

Na koniec ciekawostka. Mało kto wie, że współczesne samochody mogą być zasilane zwykłym... drewnem. A właściwie produktem jego zgazowania, czyli gazem drzewnym, znanym także jako holzgas. Jest to mieszanka palnych gazów: tlenku węgla, wodoru i metanu, a także niepalnych - azotu, dwutlenku węgla, pary wodnej. Był dość powszechnie stosowany w czasie II wojny światowej do napędzania samochodów, ze względu na trudności z dostępem do paliw tradycyjnych.

Obecnie niektórzy proponują, by powrócić do koncepcji produkowania paliwa z gazu drzewnego. Jest ono około 6-krotnie tańsze od tradycyjnej benzyny i nie wymaga ogromnych przeróbek silnika, choć z drugiej strony pozostaje problem masowego wycinania drzew potrzebnych do jego produkcji.