Continental na nowo zdefiniował gamę Lincolna. Jego poprzednicy (od 1958 roku) należeli jeszcze do największych limuzyn na rynku amerykańskim, ponadto auta wyglądały tak kiczowato, że nawet samochody największego konkurenta – Cadillaca – mogły uchodzić przy nich za przykład powściągliwości i dobrego smaku. Styliści zgromadzeni wokół designera Elwooda Engela stawiali na proste linie, płaskie powierzchnie, akcentowane dodatkowo przez proste wloty powietrza do silnika oraz rozciągające się na dach przednie szyby i lekko wygięte boczne, co było wówczas pewnym novum w amerykańskich limuzynach.
Tak, ale lepiej byłoby powiedzieć płetewki, jak w Mercedesie W110. Prosty, pozbawiony upiększeń design miał także praktyczną stronę: ostre przetłoczenia błotników ciągnące się przez całą długość pojazdu sprawiały, że kierowca ze swojego miejsca świetnie widział, gdzie auto się kończy i gdzie zaczyna, co znacząco ułatwiało manewrowanie. I choć przy wymiarach tego samochodu nie powiedzielibyśmy, że było to proste, jednak widoczność z miejsca kierowcy jest lepsza niż w niejednym nowoczesnym kompakcie.
Foto: Auto Świat
Na tle amerykańskich konstrukcji z roku 1961 wymiary Lincolna były raczej przeciętne. Poprzednik naszego bohatera było o ponad 30 cm dłuższy – jak widać, pojęcie downsizingu znano również wtedy.
Limuzyna dla 6 osób
A że ekonomiczne wykorzystanie przestrzeni we wnętrzu zawsze było ważne dla potencjalnych klientów, ówczesne amerykańskie czasopisma motoryzacyjne krytykowały przestronność we wnętrzu. Olbrzymia szerokość auta pozwalała na transport 6 osób (po trzy w każdym rzędzie siedzeń), ale miejsca na nogi z tyłu nie było zbyt dużo. Dlatego też model z roku 1964 miał o 8 cm większy rozstaw osi.
Foto: Auto Świat
Aby jeszcze bardziej odróżnić swój flagowy model od konkurencji, szefostwo Lincolna zdecydowało, że auto będzie miało tylne drzwi otwierane odwrotnie niż inne modele (np. jak w dzisiejszym Oplu Merivie).
Drzwi dla samobójców
W Stanach takie rozwiązanie nazywano drzwiami dla samobójców – rzekomo ich otwarcie podczas jazdy mogłoby się źle skończyć. Historia nie odnotowała takich przypadków, ale na wszelki wypadek na desce rozdzielczej Continentala pojawiła się kontrolka informująca kierowcę o ich niedomknięciu. Stylistyka Lincolna okazała się tak udana, że w kolejnych latach zmiany modelowe ograniczały się do detali. Pokazany w 1966 roku pojazd reprezentował tę samą szkołę stylistyczną mimo nieco powiększonej długości i wyraźniej unoszczącej się do tyłu krawędzi błotników.
Wieczny wicelider
Fakt, że Lincoln był samochodem prezydenckim, dodawał marce renomy, ale nie przekładał się specjalnie na wyniki sprzedaży. Na rynku samochodów luksusowych numerem 1 pozostawał Cadillac, choć Lincoln reklamował się jako auto wykonane z rzemieślniczą wręcz dokładnością i smakiem, co nie było zresztą bezpodstawne.
Spasowanie elementów karoseryjnych w tym aucie było tak dobre, że inni producenci mogliby się tego od Lincolna uczyć. Materiały i wykończenie kabiny nie osiągały może poziomu Rolls-Royce’a, ale dziś stanowią świetny przykład aut wyprodukowanych przed erą „zróbmy wszystko z plastiku”. Lincoln był droższy od Cadillaca i uchodził za auto dla rodzin z tzw. starymi pieniędzmi. Dla nowobogackich celem pozostawał raczej „Caddy”, choć poziom komfortu w autach obu marek był identyczny.
Największy amerykański V8
Lincolna napędzał olbrzymi, 7,5-litrowy motor V8 – największy, jaki w 1966 roku produkowano w USA. Jednostka była wyposażona w 4 gaźniki, a konstruktorom chodziło przede wszystkim o uzyskanie jak największego momentu obrotowego. Trzystopniowy „automat” nawet dziś pracuje z taką miękkością, że wydaje się, iż przełożenia „stopiły się” ze sobą. Pozbawiony jakiegokolwiek wyczucia układ kierowniczy pasuje tu jak ulał.
Komfort podróżowania? Auto wręcz pływa na nierównościach. Gorzej, jeśli kierowca zdecyduje się szybko pokonać wyboistą drogę, wtedy pasażerowie Continentala mogą wręcz pospadać z siedzeń.