Kilka lat temu inżynierowie z firmy Pirelli wpadli na pomysł rewolucyjny w przemyśle oponiarskim. Rozległą fabrykę opon udało im się "skondensować" do rozmiarów niewielkiej hali, a wszystkie procesy i czynności składające się na wyprodukowanie opony zautomatyzować. Sterowane komputerowo automaty nie potrzebują tyle miejsca co ludzie, moża było więc poustawiać je bardzo ciasno obok siebie. W efekcie jeden moduł automatów produkującychopony zajmuje zaledwie... 350 metrów kwadratowych. To, co w tradycyjnej fabryce opon trwa 3 dni, przy zastosowaniu technologii MIRS (Modular Integrated Robotized System) skrócono do... 72 minut! Nowa opona zjeżdża z taśmy co 3 minuty.Niemożliwe? Możliwe. Takie fabryki istnieją i działają - we Włoszech, w Niemczech i w USA. Z tej ostatniej pochodzą prezentowane zdjęcia. Niełatwo się tam dostać, a technologia objęta jest ścisłą tajemnicą. Amerykańska fabryka Pirelli MIRS działa w miejscowości Roma, niedaleko Atlanty. Wybudowanie jej kosztowało 100 milionów dolarów. Zatrudnia 300 osób, a wytwarza rocznie 300 tysięcy opon do aut sportowych i terenowych. Technologia MIRS pozwala na szybkie przestawienie produkcji, wytwarzanie bardzo krótkich serii opon (nawet 500 sztuk), zapewnia bardzo wysoką jakość, a także znaczące obniżenie kosztów. Wewnątrz panuje idealna czystość i wcale nie czuć charakterystycznego zapachu rozgrzanej gumy.
MIRS, czyli fabryka "kieszonkowa"
Fabryka opon każdemu, kto ma jakie takie pojęcie o motoryzacji, kojarzy się z wielkimi halami ciągnącymi się setki metrów, z taśmami transportującymi części składowe opon, z ogromnymi piecami, w których opony w wysokiej temperaturze są wulkanizowane i otrzymują ostateczny kształt bieżnika. I do tego wszechobecny, bardzo intensywny smród (nazywajmy rzeczy po imieniu) rozgrzanej gumy.