Jest ona także w niektórych sytuacjach nadzwyczaj groźna, gdyż może prowadzić do tragedii.W myśl propagowanej zasady prowadząc samochód powinniśmy przyjmować, że współużytkownicy drogi nie będą zachowywać się zgodnie z przepisami i zdrowym rozsądkiem. Zgoda. Tylko że kodeks drogowy w art. 4 mówi, iż "uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania." Z lansowanego hasła wynika, że owe okoliczności wskazujące to najzwyklej fakt wejścia pieszego na jezdnię i zajęcie miejsca za kierownicą przez właściciela auta. Takie rozumowanie prowadzić może wyłącznie do drogowej psychozy strachu, która bezpieczeństwu się nie przysłuży.Z drugiej wszak strony jadący Polonezem w okolicach Płocka 6 sierpnia uwierzyli - bo jakże inaczej! - iż nadjeżdżający z przeciwka Maluch nie zjedzie nagle, bez powodu na lewą stronę drogi. Nic na taki manewr nie wskazywało. Skończyło się śmiercią 8 osób i bardzo ciężkimi obrażeniami dwóch.Jadąc drogą główną z pewnością wypada uważać na szykującego się do wjazdu z drogi podporządkowanej. Ale co będzie, jeśli ów wyjeżdżający, zwłaszcza na nasz pas, uzna, iż jako wyznawcy zasady ograniczonego zaufania przygotowujemy się na wymuszenie przezeń pierwszeństwa i w związku z tym właśnie wyjedzie zakładając, iż odpowiednio zareagujemy? Ograniczone zaufanie może być także opacznie potraktowane jako bojaźń lub niezdecydowanie. Jak więc postępować? Po pierwsze, są przepisy, dopiero potem zwyczaje. Inne podejście do jeżdżenia skończyć może się tylko tragicznie. Za tydzień kilka przykładów źle rozumianej ostrożności w odniesieniu do prawa.Jacek Wróblewski
Warto pamiętać
Zasada ograniczonego zaufania - takie hasło rzuciła podczas wakacji policja z "drogówki". Niewątpliwie zasada słuszna, jakkolwiek nie mająca żadnego znaczenia w chwili, gdy do wypadku już dojdzie.