Kupując samochód, z reguły chce się, by jak najmniej przypominał on o poprzednim właścicielu. Od czego się zaczyna? Oczywiście od "korekty" przebiegu - by można było pochwalić się sąsiadom, jaką to perełkę udało się dorwać. Potem jednak - w zależności od upodobań - inwestuje się w większe felgi, obniżenie zawieszenia itp.. W rezultacie samochód jak stare sprawiał wrażenie, tak dalej je sprawia, a ponadto wygląda trochę głupiej. Może zamiast tego warto byłoby skupić się na kilku innych szczegółach, które odmienią wygląd zewnętrzny tudzież wnętrze auta? Które pozwolą "oswoić" nowy nabytek? Wbrew pozorom nie trzeba wcale wielkich nakładów finansowych - mnóstwo rzeczy przy odrobinie wolnego czasu da się zrobić samemu.

Nowa kierownica za 30 złotych

Jednym z pierwszych elementów, po których stanie weryfikuje się przebieg samochodu, jest kierownica. Zniszczona obręcz, na której trzymają się ledwie resztki materiału, dobitnie sugeruje, że Seicento jeździła nie babcia na mszę (i zrobiła 20 tysięcy kilometrów), ale młody-gniewny przedstawiciel handlowy (z 200 tysiącami na liczniku). Zużycie powierzchni kierownicy jest naturalne, ale wygląda źle. Można sobie z tym poradzić na trzy sposoby - "pomalować", oddać do profesjonalnego obszycia skórą albo obszyć samodzielnie.

Pomalowanie jest najprostsze i wymaga poświęcenia 20-30 złotych na "zestaw naprawczy", w skład którego wchodzi odrobina środka odtłuszczającego, farba w wybranym kolorze, lakier ochronny i... kuchenna gąbka do zmywania naczyń. Pomalowanie to zajęcie na 15 minut, choć może być przydatne kilka warstw. Trzeba też trochę odczekać aż farba dobrze wyschnie. Efekty natomiast rzadko kiedy są zadowalające. Kierownica, co prawda, wygląda lepiej, ale daleko jej do ideału. Chyba że artysta malarz ma zdolności Picassa.

Alternatywę stanowi obszycie. Profesjonalne zakłady rozmowę zaczynają od 150 złotych, niekiedy wymagają również demontażu wieńca kierownicy, przesłania elementu pocztą... Trwa to i trwa, a w dodatku kosztuje. Dlatego ciekawsza wydaje się możliwość samodzielnego obszycia kierownicy - już za 30-40 złotych można zamówić odpowiednio przygotowany kawałek skóry (należy uprzednio zmierzyć obwód i grubość kierownicy) w dowolnie wybranym kolorze, obszyty nicią i przygotowany do samodzielnego montażu. Osobie, która pierwszy raz w życiu trzyma w ręce igłę, obszycie kierownicy przy użyciu takiego zestawu zajmie niecałą godzinę. Prawdopodobne też, że wymagać będzie kilkukrotnego uzupełnienia płynów (aczkolwiek nie w samochodzie). Uwaga - kupując materiał, warto pamiętać o wyborze pokrowca z jednego kawałka materiału. Uniknie się tym samym kłopotliwego łączenia płatów i wystających spomiędzy nich fragmentów samej kierownicy.

Mieszek i gałka, czyli skrzynia biegów jak nowa

Drugim, obok kierownicy, najbardziej rzucającym się w oczy elementem wnętrza samochodu jest drążek skrzyni biegów, a konkretniej gałka, która go wieńczy, oraz ochronny mieszek okalający go od dołu. I jedno, i drugie - tak samo zresztą jak kierownica - ma tendencje do przecierania się, co wygląda nad wyraz nieestetycznie. Pozostaje wymiana - nowy mieszek to koszt rzędu 20 złotych. Wymiana nie powinna nastręczyć zbyt wielu trudności (pod warunkiem, że zamiennik dopasowany jest wymiarowo). Zwykle trzeba najpierw wyciąć stary mieszek, by odsłonić zapinki, mocujące materiał od spodu. Następnie można zaczepić tam nowy mieszek. Ostatnia rzecz to zaciśnięcie mieszka u góry, tuż pod gałką - służy do tego plastikowy zacisk dołączany do większości mieszków. Gdyby takowego w zestawie zabrakło, za kilka - kilkanaście groszy można go dokupić w dowolnym sklepie z materiałami budowlanymi.

Wymiana gałki zmiany biegów bywa trudniejsza. Na początek wiedzieć trzeba, że występują dwa rodzaje - do samochodów z wstecznym włączanym po podciągnięciu pierścienia na drążku (np. Daewoo, Opel) oraz do zwykłych. Różnica w przypadku gałki sprowadza się do obecności poszerzonej tulei, w którą wchodzi mechanizm zabezpieczający przed przypadkowym wrzuceniem wstecznego. Koszt gałki waha się od kilkunastu do nawet kilkuset złotych - propozycje specjalistycznych firm tuningowych.

Zakup niestandardowej gałki wymaga ostrożności - różni producenci samochodów stosują różnej średnicy drążki, w niektórych przypadkach może się więc okazać, że gałka (nawet pomimo dołączonych przejściówek) na drążku zamontować się nie da. Kolejna rzecz to montaż nowej - większość gałek montuje się, dokręcając śrubę prostopadle do drążka ("na docisk"). Niestety rozwiązanie to nie grzeszy trwałością, a w przypadku samochodów z "podciąganym wstecznym" (gdzie na drążku, pomiędzy gałką a mechanizmem blokady znajduje się sprężyna) należy liczyć się z ryzykiem niespodziewanego wyskoczenia gałki, kiedy łączenie się poluzuje.

Jedno zastrzeżenie - demontaż starej gałki zmiany biegów jest czynnością dość inwazyjną. Z reguły kończy się koniecznością przepiłowania kolejnych warstw mniej czy bardziej trwałego plastiku. Można też wyjąć drążek i zanurzyć końcówkę z gałką na kilka minut w gorącej wodzie - po takim zabiegu niekiedy możliwe staje się "bezbolesne" ściągnięcie gałki.

Nowe reflektory za 10 złotych - komplet!

Po kilku, kilkunastu latach reflektory samochodu mają prawo żółknąć i matowieć. To naturalna konsekwencja eksploatacji, ale wymiana na nowe - bardziej przejrzyste i znacznie ładniejsze - może kosztować kilkaset złotych. Nie warto! Większość reflektorów można odnowić za ni mniej, ni więcej... 10 złotych. Potrzebna będzie pasta lekkościerna (chociażby stare dobre Tempo) oraz wodny papier ścierny (o gramaturze 1500, 2000, 2500 lub podobnych). Uprzedzając najpowszechniejsze pytanie - nie, niekonieczna jest specjalna maszyna polerska. Wszystko można zrobić ręcznie, a sposób jest jak najbardziej prosty. Wymaga tylko trochę cierpliwości.

Na początek warto taśmą ochronną okleić okolice reflektorów - by papierem ściernym nie uszkodzić lakieru. Następnie, raz po raz polewając reflektor wodą, należy szlifować powierzchnię papierem ściernym, poczynając od najniższej, po czym przechodząc stopniowo ku najwyższej gramaturze. Jeśli podczas pracy klosz zrobi się mlecznobiały, nie ma powodu do paniki - to normalna sprawa. Na koniec reflektor poleruje się przy pomocy pasty, która niweluje drobne ryski. Usunie również niepożądane zmatowienie.

Zależnie od wysiłku włożonego w pracę, reflektor naprawdę może wyglądać jak nowy! Orientacyjnie założyć można około godziny polerowania na jeden klosz - to doprawdy niewiele.

Inaczej rzecz ma się w przypadku odświeżania lakieru na karoserii samochodu - tam pracy jest wielokrotnie więcej i bez specjalistycznej maszyny i odpowiednich środków raczej się nie obejdzie. Nie zaszkodzą też umiejętności - bardzo łatwo o "przypalenie" elementów nadwozia, nie trzeba też wiele wysiłku, by narobić więcej szkód niż mieć z "polerki" pożytku. Dlatego zadanie to lepiej mimo wszystko powierzyć komuś, kto ma już w tym zakresie doświadczenie.

Diabeł tkwi w szczegółach

Czego nie chcieć by zrobić, najtrudniej jest zacząć. To chęci, czas i motywacja, nie pieniądze czy umiejętności, stoją na przeszkodzie. Najtrudniej poprawia się detale - wymagają najmniej pracy, dlatego wiecznie przekładane są na później. W rezultacie - w stanie niezmienionym pozostają od zakupu używanego samochodu aż po samą jego sprzedaż. Ale zignorowanie nawet najmniejszych drobiazgów może być nad wyraz dotkliwe w skutkach.

Drobne wypryski korozji można samemu łatwo i szybko usunąć, zażegnując problemy z rdzewieniem. Pozostawione samym sobie, przeżerają się przez blachę, a w rezultacie konieczne okazuje się nie oczyszczenie i polakierowanie, ale niekiedy nawet wstawianie całych nowych arkuszy metalu. To trochę jak z "tuningowymi" nakładkami na wentyle, które poprzedni właściciel założył "dla lepszego wyglądu". Zdejmuje się już, jutro, pojutrze, a na koniec i tak okazuje się, że trzeba rozciąć je brzeszczotem, bo nieruszane przez lata zdążyły tak skorodować, że niemożliwe jest ich choćby ruszenie bez ukręcenia wentyla.