Nawet na nowych jezdniach z drożną kanalizacją przy bardzo obfitych opadach deszczu tworzą się kałuże, a jeśli ulewa (burza) złapie was na źle zaprojektowanym odcinku drogi lub tunelu, możecie się nawet poczuć, jak na rajdzie safari.
Co robić jeśli napotkacie taką przeszkodę? Jeśli nie potraficie oszacować głębokości takiej „kałuży”, lepiej zawrócić. Niestety, nie zawsze jest taka możliwość, więc w takiej sytuacji najlepiej poszukać punktu odniesienia, dzięki któremu będzie można ocenić głębokość wody i znaleźć najpłytszą drogę. „Punktem kontrolnym” może być chodnik, torowisko tramwajowe, znaki drogowe. Jeśli woda sięgnie powyżej progów samochodu, ryzyko poważnych i przede wszystkim kosztownych uszkodzeń znacznie wzrasta.
Zerwana przez wodę tablica rejestracyjna lub zerwany z zaczepów zderzak to tylko drobnostki przy klopotach z zalaną elektryką. Pamiętajcie, że większość samochodów wiązki elektryczne ma poprowadzone właśnie na wysokości progów.
Kolejnym błędem kierowców jest zbyt szybkie wjeżdżanie w kałuże. Pomijając już ryzyko aquaplaningu, w ten sposób nawet w stosunkowo niewielkiej kałuży łatwo urwać osłony, pokrzywić tarcze hamulcowe, a w najgorszym wypadku – zniszczyć silnik.
Najlepiej przejeżdżać przez wodę powoli, ale stałym tempem, tak, aby auto nie zgasło nam podczas przeprawy przez przeszkodę. Lepiej też poczekać, aż z naprzeciwko nic nie będzie jechało, bo wywołana przez nie fala może uszkodzić wasz samochód.
Galeria zdjęć
Uszkodzenie alternatora w wyniku zalania najcześciej kończy się na pęknięciu obudowy, korozji łożysk i innych ruchomych elementów. Koszty naprawy można ograniczyć oddając alternator do regeneracji – do niektórych, szczególnie narażonych na usterki modeli, kupić można np. wzmocnione elementy obudów alternatora. W wielu autach, w których alternator jest niefortunnie umieszczony, zaleca się montaż specjalnej osłony pod silnik.
Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że elektronika nie lubi wilgoci. Zwykle auto z zalanym sterownikiem lub wiązką, gaśnie lub wita nas „choinką” z kontrolek na zegarach. Objawy mogą zniknąć po przeschnięciu auta, ale często to tylko pozory. Z czasem zalana elektronika może korodować i dostarczać coraz więcej niespodzianek.
Podczas jazdy wnętrze katalizatora rozgrzewa się do kilkuset stopni. Łatwo sobie wyobrazić, co stanie się z rozżarzonym wkładem ceramicznym, kiedy zostanie gwałtownie schłodzony zimną wodą – popęka i się rozsypie! W większości samochodów obudowę katalizatora chroni specjalna osłona termiczna. Wielu tłumikarzy bezmyślnie usuwa jednak skorodowane elementy, zamiast wymienić je na nowe.
To najgorszy scenariusz. Zwykle wloty powietrza są umieszczane na tyle wysoko, że przejazd przez większą kałuże nie grozi zassaniem wody, mimo to takie wypadki zdarzają się i to nie tak rzadko. Zwykle winni są sami kierowcy, którzy zbyt szybko wjeżdżają w kałuże. Kiedy do silnika trafi więcej niż kilka kropli wody, to nawet najsolidniejsza konstrukcja zostanie zniszczona – pogną się korbowody, może też dojść do uszkodzenia głowicy. Czasem udaje się odjechać z miejsca awarii, ale jednostka napędowa wyraźnie traci moc i głośno stuka. Uwaga: dość często ubezpieczenia autocasco nie pokrywa szkód spowodowanych zassaniem wody przez silnik.
Przy intensywnym hamowaniu tarcze mocno się rozgrzewają, wystarczy wtedy wjechać w głęboką wodę żeby je zniszczyć. Najcześciej dochodzi do ich zwichrowania. Typowy objaw to wibracje kierownicy i pedału hamulca podczas hamowania. Rozwiązanie: wymiana tarcz na nowe.