Do niedawna śmiałem się ze skrupulatnych znajomych, którzy w bagażniku zawsze wożą skrzyneczkę z zestawem niezbędnych rzeczy „na wszelki wypadek”. Mam oczywiście na myśli inne akcesoria niż obowiązkowa gaśnica czy trójkąt ostrzegawczy.

Śmiech szybko znikł, gdy w samochodzie, używanym od lat przez moją rodzinę, doszło do przebicia opony. Niby rutynowa sprawa – nieużywane koło zapasowe czekało w bagażniku, a nieużywany podnośnik raczej nie mógł się zepsuć. Domyślacie się już, co było dalej? Nienasmarowany podnośnik miał takie opory własne, że o podniesieniu auta nie było nawet co marzyć. A kiedy tę przeszkodę udało się obejść, okazało się, że pozornie twarda opona koła zapasowego ma zbyt niskie ciśnienie powietrza.

Na szczęście przyjechałem na miejsce drugim autem, co pozwoliło zawieźć koło na najbliższą stację paliw i napompować, a w sklepie kupić oliwę do maszyn, żeby rozruszać podnośnik. To był jednak klasyczny przypadek, w którym miałem więcej szczęścia, niż rozumu. Taka sama awaria koła na trasie i byłby większy kłopot. Mógłbym liczyć wtedy na uprzejmość innych kierowców albo naładowany telefon i pełny portfel, żeby zapłacić za usługi pomocy drogowej.

Dlatego niezależnie od tego, czy jesteście już doświadczonymi kierowcami, czy też zaczynacie dopiero przygodę z motoryzacją, nie bagatelizujcie poniższej, bardzo krótkiej listy. Po prostu trzymajcie te akcesoria na stałe w swoim samochodzie. Nawet służbowym.

1) Pompka do opon.

Mała, nożna pompka do opon kosztuje grosze, a może uratować sytuację, gdy trzeba będzie użyć koła zapasowego. Nawet jeżeli nie zapomnieliśmy go napompować przy niedawnej wymianie opona na zimowe lub letnie, to przecież nie widzimy tego koła, wsiadając codziennie do samochodu. I nie zaglądamy pod podłogę bagażnika, kiedy wyjmujemy z niego paczki.

Łatwo więc przeoczyć spadek ciśnienia w „zapasie” tym bardziej, że wizualnie nienapompowane koło wygląda tak samo jak napompowane, jeżeli nie jest obciążone samochodem. Jeżeli bardzo chcecie, możecie zaopatrzyć się w pompkę elektryczną, ale w ten sposób dodacie do równania kolejny element, który w sytuacji kryzysowej może się popsuć.

Ja bym postawił na zwykłą pompkę nożną, ale proszę, przeznaczcie na nią taką kwotę, żeby chociaż nie rozpadała się na części już po wyjęciu z pudełka. W dobie wojny cenowej producenci nie znają ograniczeń w postaci elementarnej jakościowej przyzwoitości i można trafić na pompkę, która ładnie wygląda, ale po napompowaniu jednego koła będzie nadawała się do wyrzucenia. I to niestety nie jest żart.

2) Smar penetrujący.

To jest jeden z tych wynalazków ludzkości, które na zawsze odmieniły pracę mechaników w warsztatach. To, co kiedyś trzeba było grzać albo długo nasączać olejem, nagle można było odkręcić już po jednej aplikacji nowego środka. Ten środek – smar penetrujący w sprayu - kupicie na każdej stacji paliw za symboliczną kwotę. I kiedy w samochodzie coś przestanie się „ruszać”, dacie sobie z tym szybko radę.

Poza przytoczonym już wcześniej przykładem zatartego podnośnika samochodowego, który niestety opisuje autentyczny przypadek, a nie zmyśloną na potrzeby artykułu historyjkę, zatarciu mogą ulec np. osie ramion wycieraczek. W efekcie gumki nie są dociskane do szyby i wycieraczki przestają oczyszczać szybę. Wystarczy jedna aplikacja smaru penetrującego na osie ramion wycieraczek, aby kierowca znowu dobrze widział drogę i mógł jechać bezpiecznie.

3) Ładowarka do telefonu.

Nie każdy samochód ma gniazdo USB. A nawet jeżeli je ma, to nie każde takie gniazdo ma wystarczającą moc elektryczną, aby skutecznie naładować telefon komórkowy. A może inaczej – teoretycznie powinno się udać, ale nie musi.

Na szczęście rozwiązanie problemu braku gniazda USB można bardzo łatwo rozwiązać, kupując adapter, wtykany do gniazda zapalniczki. Jest on tak mały, że zmieści się nawet w kieszeni, a w razie awarii auta poza miastem pozwoli zabezpieczyć wystarczający czas rozmowy telefonicznej. Pamiętajcie, aby pilnować stanu naładowania telefonu, zanim wsiądziecie do auta, a także wtedy, kiedy już nim jedziecie. Tu zadziała jedynie prewencja – gdy auto zawiedzie, a bateria w telefonie akurat „padnie”, to komórka Wam nie pomoże.

4) Szczotka z solidną skrobaczką do szyb.

Ta pozycja dotyczy głównie kierowców samochodów służbowych, choć nie tylko. Nie musi spaść śnieg, aby ograniczyć widoczność niemal do zera, wystarczy przymrozek, aby rano na szybach pojawił się szron, albo nawet lód. Nie tylko na zewnątrz, lecz także wewnątrz. Nawet dobry kierowca może czasem dać się zaskoczyć pogodzie.

Jeżeli nie mamy przy sobie narzędzia, aby odskrobać szyby, pozostaje uruchomienie silnika na długi czas i czekanie, aż szyby się rozmrożą. Nieliczne auta mają ogrzewaną przednią szybę, co bardzo pomaga w takiej sytuacji. Ogrzewanie tylnej szyby także poradzi sobie z oblodzeniem. Natomiast na odmrożenie bocznych (szczególnie tylnych) szyb trzeba czekać długo. Zwykle kończy się to pośpiechem i wyjazdem do pracy z wyskrobanymi kartą kredytową „wizjerami” wielkości otworów strzelniczych.

5) Odpowiednio długie, dobre kable do akumulatora.

Odpowiednio długie to takie, które pozwolą podłączyć ze sobą akumulatory samochodów zaparkowanych inaczej, niż przodami do siebie. Producenci kabli starają się oszczędzać, a miedź jest droga. Dlatego starają się aby kable były jak najkrótsze i jak najcieńsze.

Atrakcyjne opakowanie, przyciągające oko kolory to tylko środki, które mają zamydlić oczy nabywcy. Czasem kable są tak cienkie, że potrafią się nagrzać jeszcze przed uruchomieniem rozrusznika, a obejmy na końcach kabla bywają tak delikatne, że gną się przy próbie nałożenia na zaciski akumulatora. Dlaczego ten punkt niezbędnika kierowcy jest bardzo ważny?

Dlatego, że współczesne auta mają stosunkowo duży spoczynkowy pobór energii z akumulatora. Alarmy, immobilizery, lokalizatory, zdalny dostęp do auta przez smartfony – energia do zasilania tego wszystkiego nie bierze się z baterii słonecznych, tylko z akumulatora. Poza tym, układy rekuperacji, a szczególnie systemy automatycznego wyłączania silnika na postoju, dość brutalnie obchodzą się z akumulatorem. Nieudana próba uruchomienia auta, stojącego (nawet w garażu) przez dwa tygodnie, nie dziwi już elektryków samochodowych.

Rada, która może zadecydować od sukcesie: jeżeli podłączony kablami do innego auta pojazd nie daje się uruchomić (rozrusznik nie ma siły obrócić wału korbowego silnika) to niekoniecznie musi oznaczać klęskę. Po podłączeniu akumulatorów obu aut, uruchomcie silnik „dawcy” prądu na kilkanaście minut i utrzymajcie go na średnich obrotach. To pozwoli „obudzić” rozładowany akumulator na tyle, że po takim zabiegu prawdopodobnie uruchomicie silnik rozładowanego samochodu. To naprawdę bezcenny sposób.

Jest jeszcze jeden składnik niezbędnika, którego brak może czasem zniweczyć wszystko. To latarka. Najlepiej z zapasowym kompletem baterii. Nie zapomnijcie o niej. A jeżeli macie swoje typy albo już wozicie w aucie coś, co Wam się przydaje, napiszcie o tym w komentarzach.