Jadę samochodem przez miasto. Droga dwujezdniowa, po dwa pasy w każdą stronę. Z daleka widzę, jak po przeciwległej stronie do jezdni zbliża się pieszy z bujną czupryną, w modnym dresie i ze słuchawkami w uszach. Patrzy przed siebie w jakiś bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. I idzie.

Bez jakiegokolwiek rozglądania czy zwolnienia kroku wchodzi ze spokojem na jezdnię. Kilka samochodów hamuje awaryjnie, kolejne mają duży problem, aby nie najechać na nie z tyłu. Pieszy dalej idzie i patrzy przed siebie.

Pokonuje pas zieleni, akurat wtedy, gdy zbliżam się samochodem do przejścia. Spodziewając się, co będzie dalej, zwalniam, ale nie na tyle, żeby pieszy odczytał to jako zachętę do wejścia na jezdnię, tym bardziej że za mną jadą jeszcze inne samochody i nagłe hamowanie byłoby niebezpieczne.

Ale ten człowiek nic sobie z tego nie robi. On po prostu… Idzie. Patrzy gdzieś na wprost, wyalienowany z otaczającej go rzeczywistości. W uszach ma słuchawki – douszne, a więc praktycznie nie słyszy odgłosów z otoczenia, na przykład szumu opon zbliżającego się samochodu.

Kiedy widuję takie sytuacje, staram się zrozumieć, co myśli człowiek, który zachowuje się tak ryzykownie, narażając siebie na utratę życia lub zdrowia, a kierowców na więzienie. Wchodzi na pasy tuż przed nadjeżdżające auta niezależnie od tego, czy jest tam sygnalizacja świetlna. A nawet jeżeli ją zainstalowano, to wchodzi na czerwonym świetle. Z czasem wykrystalizowały mi się pewne opcje i postanowiłem się nimi podzielić – w komentarzach możemy zrobić głosowanie, która jest Waszym zdaniem najbliższa prawdzie. Oto one:

1) „To ja kreuję rzeczywistość i to ona ma się do mnie dostosować. Stawiam sobie cele i osiągam je, więc jak zdecyduję, że chcę przejść przez jezdnię, to idę”.

2) „Jestem człowiekiem sukcesu i wszystko mi się udaje, zawsze mam szczęście, idę tam, gdzie chcę i kiedy chcę”.

3) „Kierowcy zawsze mają mi ustąpić pierwszeństwa, kiedy wchodzę na jezdnię. Każdy samochód ma się przede mną zatrzymać”.

4) „Mam wszystko i wszystkich w d***e”.

5) „Fajna muza”.

6) „Super dziś wyglądam”.

7) „Tylko frajer czeka na zielone światło”.

8) „Na YouTube widziałem filmik, jak gość ścigał się w mieście w nocy i przejeżdżał przez czerwone światła, więc i ja nie muszę czekać na zielone”.

9) „Tylko jeleń czeka na zieleń”.

10) „Wszyscy na mnie patrzą. Brawo ja”.

Zapewne niektóre punkty brzmią groteskowo, ale jestem skłonny na własne życzenie rozwałkować nieco mój wizerunek językowy, aby tylko zwrócić uwagę na zachowanie ludzi, którzy wobec innych uczestników ruchu zachowują się jak samobójcy.

Skąd ci ludzie czerpią wiedzę o świecie? Czy gdyby w wieżowcu za drzwiami nie było windy, też by wsiedli? Czy potrafią ocenić, że herbata jest za gorąca, bez pytania o to Google? I czy kiedy bohater programu „Jackass” wsadzi sobie w gacie gniazdo os, też to zrobią, bo to jest takie za***iste?

Czasem spotykam się z odpowiedzią: „To nie twoja sprawa. Niech chodzą tak, jak chcą. Co ci do tego. Ich życie, ich sprawa”. Na pewno? Byłaby to ich sprawa wtedy, gdyby byli na jezdni sami. Tymczasem jeżeli kierowca potrąci takiego pieszego, poniesie surowe konsekwencje. Tym, którzy twierdzą, że zawsze można jechać na tyle ostrożnie, aby nic się nie stało, podpowiem, że jak spomiędzy zaparkowanych wzdłuż krawężnika aut ktoś wtargnie na jezdnię metr przed nadjeżdżającym samochodem, to tylko nagłe lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni uratowałoby go przed wypadkiem.

I jeżeli przypadkiem trafi tu ktoś, kto podczas przechodzenia przez jezdnię miewa regularne „odloty” świadomości, to… To co ja mam Wam powiedzieć? Przed wejściem na jezdnię, choćby postarajcie się zrobić te dwie proste rzeczy:

- wyłączcie na moment muzykę w słuchawkach;

- oderwijcie wzrok od smartfona.

A czy przypadkiem pieszy idący przez jezdnię, zajęty dłubaniem przy smartfonie lub rozmową telefoniczną, nie powinien być karany mandatem podobnie, jak kierowca używający telefonu podczas jazdy? OK, niech ten mandat będzie niższy, bo pieszy narobi mniejszej szkody niż… To jest pierwsza myśl. Druga podpowiada: jeżeli kierowca, omijając bezmyślnego pieszego, straci panowanie nad pojazdem i wjedzie np. w grupę ludzi na przystanku, to czy można to nazwać „mniejszą szkodą”?

Mógłbym tu przytoczyć wiele sytuacji z pieszymi, w których tylko zapobiegawczość kierowców uratowała im życie. I będę to robił w nieskończoność – jeżeli dzięki temu choć jedna osoba nie wpadnie pod samochód, uznam, że takie pisanie nie poszło na marne.

Zapraszam do komentowania.