Wyjątek stanowi odpowiedzialność za prowadzenie w stanie nietrzeźwym. Sejm uchwalił wprawdzie nowe kary za to przestępstwo, ale wyznaczył też półroczny okres vacatio legis. Kodeks karny uznaje za pijanego tę osobę, która prowadząc auto ma we krwi powyżej 0,5 promila alkoholu.
Jeśli teraz ktoś taki spowoduje wypadek ze śmiertelnymi ofiarami albo z poważnie rannymi, może utracić na zawsze prawo jazdy. Taka sama kara grozi także trzeźwemu, który po spowodowaniu tragicznego wypadku zbiegnie z miejsca katastrofy. O tym, czy prawo zostanie odebrane na zawsze, zdecyduje sąd.
Może on też orzec tzw. nawiązkę do kary głównej, czyli karę finansową. Jej wysokość ustalona została przez Sejm jako mieszcząca się w przedziale miedzy trzykrotnym a stukrotnym najniższym wynagrodzeniem. Ponieważ to zmienia się z miesiąca na miesiąc, dla sądu obowiązywać będzie płaca z dnia zapadnięcia wyroku w pierwszej instancji.
Podczas ewentualnych odwołań nie ulegnie ona zmianie. Kto pijany siądzie za kierownicę, za pół roku ryzykować będzie karą więzienia do dwóch lat, bez względu na to czy spowoduje wypadek czy nie. Najostrzej traktowani będą recydywiści.
Jeśli jakiś kierowca straci prawo jazdy wyrokiem sądu lub kolegium i zostanie przyłapany za kierownicą, może być ukarany wyrokiem do trzech lat więzienia. W każdym przypadku o wysokości kary decydować będzie sąd.
Z jednym wyjątkiem. Jeśli pijany spowoduje wypadek z ofiarami śmiertelnymi lub rannymi i okaże się, że już raz do podobnej w konsekwencje kolizji doprowadził, automatycznie straci prawo jazdy na zawsze. Sąd ogłosi taki wyrok zaraz po ustaleniu winy, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek okoliczności łagodzące. Jacek Wróblewski