- Kary za wykroczenia drogowe mają wzrosnąć nawet 7-krotnie
- Pijani sprawcy wypadków śmiertelnych mają wypłacać renty rodzinom ofiar
- Kara za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości ma wynieść do trzech lat więzienia za pierwszym razem i do ośmiu lat więzienia za kolejnym
- Punkty karne mają się przedawniać dopiero po dwóch latach
- Pakiet zmian dotyczy głównie zaostrzenia kar – nie ma mowy o poprawie szkolenia kierowców, profilaktyce czy o uporządkowaniu nieczytelnych przepisów
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Jeżdżą zbyt szybko, bezmyślnie i często po pijanemu, świadomie łamią prawo. Nie boją się śmierci i, co gorsza, nie boją się mandatów, które są niskie, niepodwyższane od lat. Drwią sobie z punktów karnych, bo limity są wysokie, a kary „punktowe” – niskie. To oni i tylko oni – piraci drogowi i pijacy są winni fatalnego stanu bezpieczeństwa na polskich drogach, ale rząd będzie walczył o poprawę bezpieczeństwa na drogach – deklaruje rząd. Walka – jeśli poprze ją parlament – będzie raczej łatwa, a zwycięstwo nadejdzie wkrótce. Ma ona polegać na drastycznym podwyższeniu grzywien przewidzianych przez Kodeks wykroczeń oraz mandatów karnych. Podniesione zostaną też sankcje przewidziane przez Kodeks karny. Wystarczy zmienić kilka-kilkanaście ustaw.
MInister infrastruktury Andrzej Adamczyk:
Pakiet zmian w przepisach (i tylko w przepisach), który ma radykalnie poprawić bezpieczeństwo na polskich drogach, podzielono na kilka kategorii. Głównie ma być to kij na wspomnianych piratów drogowych, ale nie należy też wykluczyć niewielkiej marchewki.
Zmiany w przepisach drogowych: dziś spektakularny wypadek, jutro nowe projekty
Oczywiście, jak to zwykle w Polsce bywa, gruntowna przebudowa systemu karania naruszających przepisy drogowe nie jest wcale oparta na długofalowej strategii. Przyczynkiem do obecnej dyskusji o zaostrzeniu kar był tragiczny w skutkach wypadek: pijany kierowca zabił rodziców trójki dzieci. Owszem, w jakimś stopniu zaostrzone kary dotyczą pijanych kierowców, ale jednak głównie – wszystkich pozostałych. Tym złapanym na kierowaniu po alkoholu już dziś grożą wyższe kary niż się z reguły spodziewają – czeka ich grzywna, więzienie, zakaz prowadzenia pojazdów. Jeśli kogoś zabiją – nie ma szans na „zawiasy”, a możliwy wyrok to 12 lat więzienia.
Kolejnym wydarzeniem, które może sprawić, że pomysł zaostrzenia kar nie rozejdzie się po kościach, jest inny spektakularny wypadek – zabicie pieszego przez internetowego influencera, jadącego prawdopodobnie z nadmierną prędkością sportowym Porsche. To zdarzenie również odbiło się szerokim echem w mediach.
Za radykalną retoryką z góry nie idzie jednak dobry przykład. Z jednej strony politycy i przedstawiciele służb odpowiedzialnych za nadzór nad ruchem drogowym deklarują najwyższe zaangażowanie w działania mające poprawić bezpieczeństwo na drogach, a z drugiej – co chwilę słyszymy o prominentnych politykach przechodzących (bezkarnie) na oczach policjantów na czerwonym świetle czy urządzających sobie wyścigi na partyjne spotkania, czy też o szaleńczych przejazdach rządowych kolumn. Widok radiowozu poruszającego się w sposób niezgodny z przepisami też nikogo nie dziwi. Od lat Polska zajmuje ostatnie miejsca we wszelkich europejskich rankingach dotyczących bezpieczeństwa drogowego. Czy z opracowaniem rozwiązań systemowych (czyli nie tylko związanych z karami) rzeczywiście trzeba czekać aż do kolejnego, spektakularnego wypadku, skoro co roku na drogach giną tysiące ludzi?
Wyższe mandaty dla kierowców (i nie tylko)
Obecnie najwyższy mandat, jaki może zaproponować policjant za pojedyncze wykroczenie to 500 zł, a w przypadku zbiegu wykroczeń – 1000 zł. Rząd proponuje do 3,5 tys. zł za pojedyncze wykroczenie i do 4,5 tysiąca za zbieg wykroczeń (podwyżka odpowiednio 700 i 450 procent). Minimalny mandat za wykroczenie przeciwko pieszym albo przekroczenie dozwolonej prędkości o ponad 30 km/h miałby wynieść 1,5 tys. zł. Drugie takie wykroczenie popełnione w ciągu dwóch lat byłoby karane grzywną co najmniej dwa razy wyższą (trzy tysiące złotych). Z kolei wykroczenia popełnione na przejeździe kolejowym (np. wjazd na przejazd, gdy nie zostało zakończone podnoszenie zapór) miałby kierowcę kosztować od dwóch do 30 tys. zł.
Zmianie uległby prawdopodobnie zresztą cały taryfikator mandatów. Co ciekawe, kierowca mógłby liczyć na obniżenie kary o 10 proc, płacąc mandat policjantowi na miejscu. Pytanie: czy wyższe mandaty zarezerwowano by jedynie dla kierowców aut, czy też np. także rowerzystów, pieszych i właścicieli nieruchomości spóźnionych z odśnieżaniem chodnika?
- Za: wysokość mandatów nie zmienia się od wielu lat, kary te wyraźnie się zdewaluowały, a częstotliwość kontroli jest umiarkowana.
- Przeciw: brak powiązania wysokości kar z możliwościami finansowymi sprawcy wykroczenia; brak elementarnej dbałości ze strony organów ścigania o staranność pomiarów prędkości. Od lat eksperci alarmują m.in. w kwestii jakości sprzętu używanego przez funkcjonariuszy oraz przestrzegania procedur dotyczących jego wykorzystywania. Znaczna część pomiarów prędkości może być obarczona poważnymi błędami, co przy sztywnych progach, wraz z którymi gwałtownie wzrasta wysokość kar, może działać na niekorzyść kierowców. Co prawda np. skrajnie nieprecyzyjne w gęstym ruchu ręczne mierniki radarowe są sukcesywnie zastępowane miernikami laserowymi (coraz częściej z funkcją rejestracji obrazu), ale nawet ten nowy sprzęt wymaga profesjonalnej obsługi. A z systemem szkoleń policji jest wciąż źle, o czym świadczą nie tylko wyniki kontroli NIK, ale też np. informacje ze spraw sądowych. Funkcjonariusze nadal bardzo często używają do pomiarów prędkości aut wyposażonych w wideorejestratory – pomiar takim urządzeniem jest dokładny tylko wtedy, jeśli na określonym odcinku radiowóz porusza się z taką samą prędkością, co ścigany pojazd, czyli zachowuje wobec niego stały dystans – a ten oceniany jest „na oko”. Owszem, pomiar da się zweryfikować, analizując nagranie, ale można to zrobić w ramach postępowania przed sądem, które trwa to znacznie dłużej niż np. zatrzymanie prawa jazdy na drodze, co policjanci czynią automatycznie, a obwiniony nie ma szans na obronę. Ten sam problem dotyczy też oczywiście innych form pomiaru prędkości, jeśli kierowca zostanie obwiniony o przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w terenie zabudowanym – nawet jeśli nie przyjmie mandatu i ma mocne dowody na swoją niewinność, to i tak przez trzy miesiące będzie pozbawiony prawa jazdy.
- Poważne wątpliwości ekspertów budzi też część przydrożnych fotoradarów – nadal w użyciu są urządzenia, które mają wprawdzie komplet wymaganych prawem dokumentów wydawanych przez państwowe instytucje metrologiczne, choć nie do końca wiadomo na jakiej podstawie, bo poza nazwą to inne urządzenia od tych, które wcześniej przedstawiano do tzw. zatwierdzenia typu (homologację pozwalającą na stosowanie danego typu urządzenia do pomiarów).
Wyższe grzywny w Kodeksie wykroczeń
To – jak można się spodziewać – jedna z najważniejszych zmian zapowiedzianych przez rząd. Maksymalna stawka grzywny za wykroczenie to obecnie pięć tys. zł, rząd chce ją podnieść do 30 tys. zł. Można się jedynie domyślać, że zmiana nie dotknie tylko kierowców – podniesienie stawek grzywien jedynie dla tej grupy popełniających wykroczenia byłoby irracjonalne.
- Za: stawki grzywien nie były od dawna aktualizowane i dla niektórych sprawców groźba zapłaty 5-tysięcznej grzywny nie jest problemem. Ograniczenie wysokości grzywny do pięciu tysięcy zł utrudnia skuteczne karanie tak krnąbrnych piratów drogowych jak np. słynny warszawski Frog.
- Przeciw: Ogólne podniesienie maksymalnej wysokości grzywny oznaczałoby wyższe kary i dla kierowców, i dla wyprowadzających psa bez smyczy do lasu, i dla protestujących pod Sejmem, i dla osób wchodzących do autobusu miejskiego bez maseczki. 30 tysięcy zł to już poważna kwota – dla wielu to np. więcej niż ich roczne dochody! W sytuacji, gdy coraz częstsze jest nadużywanie siły i uprawnień przez policjantów, a także wydawanie przez rząd zakazów i nakazów niezgodnie z prawem (potwierdzają to liczne wyroki sądów), to niebezpieczny kierunek.
Wyższe kary dla prowadzących po alkoholu
Opinie o tym, że polskie prawo pobłażliwie traktuje pijanych sprawców wypadków, są mocno przesadzone. Obecnie za prowadzenie samochodu po alkoholu można dostać za pierwszym razem do 2 lat więzienia, a za kolejnym – od trzech miesięcy do pięciu lat. Po zmianach kara za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości miałaby wynieść do trzech lat więzienia za pierwszym razem i do ośmiu lat więzienia za kolejnym – bez możliwości ukarania sprawcy wyłącznie grzywną i bez możliwości zawieszenia wykonania kary. Wysokie grzywny miałyby dotyczyć także rowerzystów czy sterników kierujących po alkoholu.
I całkowita nowość: rodziny ofiar wypadków śmiertelnych spowodowanych przez pijanego kierowcę otrzymywałyby rentę zasądzaną automatycznie przez sąd, nawet bez wniosku pokrzywdzonych czy prokuratora. Rentę miałby płacić sprawca wypadku.
- Za: takie jest oczekiwanie wielu ludzi, zwłaszcza ofiar wypadków spowodowanych przez nietrzeźwych kierowców.
- Przeciw: kary dla nietrzeźwych kierowców są bardzo wysokie, nie tak dawno były zaostrzane! Skoro nie pomagają, to czy zaostrzenie kursu coś zmieni? Już dziś kierowca skazany po raz drugi za kierowanie w stanie nietrzeźwości obligatoryjnie, dożywotnio dostaje zakaz prowadzenia pojazdów. Skazany nie będzie płacił renty ofiarom, bo będzie siedział w więzieniu. Już dziś zresztą sąd może zasądzić rentę dla ofiar (każdego) sprawcy wypadku, a płacić będzie ubezpieczyciel sprawcy. To dla ofiary znacznie lepsze rozwiązanie od świadczenia wypłacanego przez przestępcę, bo ubezpieczyciel, w przeciwieństwie do pijaka, zawsze jest wypłacalny. Kara finansowa dla nietrzeźwego kierowcy i tak jest już dziś z racji abstrakcyjnej wysokości nieściągalna – ubezpieczyciel może dochodzić od niego zwrotu wypłacanych odszkodowań, a to zwykle kilkadziesiąt a nawet kilkaset tys. zł!
- Problem jest głębszy: ci pijący kierowcy, których kary mogłyby powstrzymać, często nie znają ogromu konsekwencji, które im grożą. Na pozostałych to w ogóle nie działa, a więc zaostrzanie kar nie ma sensu. W innych krajach, np. w Niemczech (gdzie przepisy dotyczące jazdy po alkoholu są łagodniejsze niż w Polsce) za wyjątkowo skuteczny „bat” na kierowców przyłapanych na jeździe po alkoholu są obligatoryjne badania medyczno-psychologiczne (w Niemczech to tzw. MPU Medizinisch-Psychologische Untersuchung, funkcjonujące pod obiegową nazwą „Idiotentest”). Sprawcy boją się go bardziej niż wysokich mandatów!
Nowość: obligatoryjna konfiskata pojazdu
Osoby, które pod wpływem alkoholu popełniły przestępstwo drogowe (np. spowodowanie niebezpieczeństwa sprowadzenia katastrofy) rząd chciałby karać dodatkowo obligatoryjną konfiskatą pojazdu, nawet jeśli ten pojazd należy do kogoś innego. W tym przypadku (gdy pojazd należy do kogoś innego) kluczowe byłoby stwierdzenie, czy właściciel mógł lub powinien się domyślać, iż kierowca popełni przestępstwo kierowania po pijanemu.
- Za: przemawiająca do wyobraźni kara
- Przeciw: zabieranie cudzych samochodów to ze strony państwa wysługiwanie się właścicielem pojazdu na zasadzie: niech sam dochodzi od sprawcy zwrotu pieniędzy za samochód. Jeśli państwo chce kogoś ukarać finansowo, może nałożyć na niego grzywnę (obecnie pijany kierowca, oprócz innych kar i regresu ubezpieczeniowego, płaci od pięciu do 60 tys. zł grzywny). W polskich warunkach ukarana osoba trzecia ma niewielkie szanse na dochodzenie roszczeń od pijanego kierowcy (kolegi, klienta, pracownika) – procesy trwają dłużej niż kiedykolwiek. Wreszcie: samochód nie zawsze jest aż tak cenny, żeby jego konfiskata była dolegliwą karą.
Punkty karne: łatwiej uzbierasz, trudniej wyzerujesz konto
Koniec z kursami reedukacyjnymi! Rząd zapowiada likwidację możliwości „odpracowania” punktów karnych przez wzięcie udziału w płatnym kursie-pogadance na temat bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Ponadto chce, aby punkty kasowały się nie po roku, a po dwóch latach. I nowość: o ile dziś za pojedyncze wykroczenie maksymalna stawka kary to 10 punktów, po zmianach byłoby to 15 punktów karnych.
- Za: egzamin kontrolny to straszna kara dla pirata drogowego.
- Przeciw: Zapowiadana od lat likwidacja płatnych szkoleń dla kierowców naruszających przepisy ruchu drogowego, pozwalających w ”podbramkowych” sytuacjach zmniejszyć stan konta punktowego, to zły pomysł. Oczywiście, szkolenie szkoleniu nierówne, ale niektóre z nich, np. prowadzone przez policjantów obsługujących wypadki i pokazujących uczestnikom szkolenia zdjęcia zmasakrowanych ofiar, rzeczywiście potrafią przemówić do wyobraźni. Wielu kierowców po prostu nie ma świadomości tego, jakie konsekwencje może mieć zbyt szybka jazda. Poza tym, częstsze i skuteczniejsze kontrole drogowe działają lepiej niż wysokość kary! Złapanie kogoś dwa razy na wykroczeniu 10-punktowym działa prewencyjnie nieporównywalnie lepiej niż jednorazowa wpadka „za 15 punktów”! Nikt nie jeździ tak ostrożnie, jak kierowcy, którym brakuje punktu czy dwóch do utraty prawa jazdy.
Wyższe stawki OC dla jeżdżących niebezpiecznie
Stawki OC miałyby zostać powiązane z historią „wykroczeniową” kierowcy. Im więcej wykroczeń popełniasz, tym wyższe OC płacisz. Teoretycznie mogłoby działać to i w drugą stronę: ten, kto jeździ bezpiecznie i jest „nienotowany”, mógłby dostawać lepsze oferty ubezpieczeniowe.
- Za: to uczciwa kara ze powodowanie zagrożenia. Nawet jeśli liczba mandatów wynika z pokonywania dużej liczby kilometrów, to jednak przekłada się to na ryzyko powodowania wypadków
- Przeciw: jest ryzyko, że z pomysłu pozostanie tylko kij: dla jednych polisy zdrożeją, dla pozostałych stawki się nie zmienią
Wyższe kary dla kierowców: to zadziała, ale na krótko?
Owszem, same mandaty w ostatnich latach się nieco zdewaluowały, ale przecież wymyślono szereg nowych sankcji, w tym takie, od których nie ma realnej ścieżki odwoławczej. Weźmy zabieranie praw jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym – nawet jeśli ktoś się nie przyznaje i naprawdę jest niewinny, słowo policjanta wystarcza, by delikwentowi zabrać prawo jazdy. Można się skarżyć, ale zanim zapadnie wyrok, kara i tak zostanie wykonana. Co więcej, to właśnie jest jeden z przykładów na to, że wysokość kary na dłuższą metę nie działa: kara jest wysoka, każdy się jej boi, i co? I nic! Owszem, tuż po wprowadzeniu nowych przepisów widać było, że ostrożnych kierowców na terenie zabudowanym przybyło – w międzyczasie dotkliwe kary spowszedniały.
Tymczasem system fotoradarowy działa byle jak i najskuteczniejszy jest tam, gdzie kierowcy są wprowadzani w błąd i nie wiedzą nawet, jak szybko mogą jechać. Podobnie jest z pomiarami prędkości wykonywanymi przez funkcjonariuszy – najlepsze „łowy” są tam, gdzie wszystkim wydaje się, że wolno (lub da się) jechać szybciej, niż w rzeczywistości pozwalają na to przepisy. Systemowy problem polega też na tym, że tak naprawdę służbom nadzorującym przestrzeganie przepisów drogowych nie zależy na poprawie bezpieczeństwa. Nie z tego są rozliczane! Miernikami skuteczności działań są zatrzymane prawa jazdy, wystawione mandaty, przyłapani na prowadzeniu po alkoholu – im jest ich więcej, tym wyższe środki na etaty czy sprzęt.
Państwo zarabia na piratach drogowych
Sztandarowy przykład z ostatnich miesięcy to odcinkowe pomiary prędkości na przebudowywanych fragmentach trasy A1. Odcinki objęte kontrolą są słabo oznakowane, wielu z dziesiątek tysięcy kierowców przyłapanych na przekroczeniu prędkości było przekonanych, że poruszają się już po odcinku, na którym nie obowiązuje specjalne ograniczenie prędkości, ale po autostradzie, albo przynajmniej poza terenem zabudowanym. Gdyby odcinki oznaczyć lepiej (np. kilkoma dodatkowymi tablicami z przypomnieniem obowiązującego ograniczenia prędkości i faktu, że, jest ona elektronicznie kontrolowana), efekt profilaktyczny byłby z pewnością lepszy, jednak do budżetu nie wpłynęłoby kilkaset milionów złotych z tytułu kar. Oczywiście, takie kalkulacje są krótkowzroczne – wpływy z mandatów nie pokryją strat związanych z kosztami społecznymi wypadków, ale pokazuje to, na czym najbardziej państwu zależy.
Kolejny przykład fatalnej realizacji sensownych założeń, to niedawno prowadzone zmiany dotyczące pierwszeństwa na przejściach dla pieszych, obniżenia dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanych w godzinach nocnych, czy wymaganych odstępów między autami: zabrakło skutecznej (a tak naprawdę: jakiejkolwiek!) kampanii informującej o tym, co i dlaczego się zmieniło i jak powinni zachowywać się kierowcy! Zamiast poprawy bezpieczeństwa w najbliższych miesiącach czeka nas raczej fala spektakularnych wypadków!
Najpierw zmiany systemowe, później wyższe kary?
Niech więc rządzący zaostrzają sankcje dla kierowców – ale najpierw niech państwo zrobi porządek samo ze sobą. Gwałtowny wzrost kar, bez innych działań profilaktycznych i ułatwiających jazdę zgodną z przepisami (ujednolicenie przepisów drogowych porozrzucanych teraz w wielu aktach prawnych, lepsza organizacja ruchu, czytelne oznakowanie, naprawa zniszczonych odcinków dróg lokalnych), doprowadzą tylko do tego, że kierowcy stracą resztki zaufania do policji i innych służb i będą czuli się jak zwierzyna łowna. Kierowcy muszą mieć pewność, że policja i inne służby korzystają ze sprzętu, który zapewnia wiarygodne pomiary, oraz że używają go zgodnie z zasadami sztuki i że wszyscy gramy do jednej bramki!
Ubocznym skutkiem gwałtownego wzrostu kar będzie też większe ryzyko korupcji – pokusa, żeby kilkutysięczną łapówką wykupić się od kilkudziesięciotysięcznej grzywny nakładanej w praktyce „wedle uznania funkcjonariusza” będzie dla wielu olbrzymia.