- Przepisy pozwalają na umieszczanie kolejnych znaków drogowych nawet co 10 metrów
- Na nadmiar znaków drogowych nakładają się skomplikowane przepisy, a także niefortunne kombinacje znaków, które wprowadzają kierowców w błąd
- Nie ma obecnie uniwersalnych zasad, które określałyby zasięg obowiązywania znaków zakazu i sposób odwoływania ich – przepisy opisują te parametry dla każdego znaku osobno
- Każdy zarządca drogi jest odpowiedzialny za organizację ruchu na swoim terenie i każdy robi to na swój sposób, co powoduje m.in. regionalne różnice w sposobie oznakowania dróg
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Wbrew pozorom wzory i sposób umieszczania przy drogach znaków drogowych określane są przez setki stron bardzo szczegółowych przepisów. Wiele z nich jednak jest warunkowych – czyli coś "zaleca się", ale nie "wymaga", wiele zapisów można interpretować na różne sposoby. Wiele znaków może się dublować, choć wcale nie jest to konieczne.
Są znaki, które stawia się na wszelki wypadek i tylko po to, by w razie jakiegoś zdarzenia drogowego zredukować do minimum ryzyko roszczeń przeciwko zarządcy drogi. Dodatkowym problemem dla kierowców jest to, że różne znaki z tej samej grupy mają różny zasięg obowiązywania, niektóre tworzą komiczne i (pozornie) wykluczające się zestawienia, zaś całokształt przepisów obowiązujących użytkowników dróg jest tak skomplikowany, że praktycznie nie ma kierowców, którzy znaliby pełne znaczenie wszystkich znaków, z jakimi mogą spotkać się na drodze.
Jednym słowem: chaos! I choć z pewnością znajdą się tacy, którzy powiedzą: "Jeśli nie znasz przepisów, to oddaj prawo jazdy", to to nie jest rozwiązanie optymalne – w tym wypadku zapewne 99 proc. kierowców musiałoby oddać swoje uprawnienia. Wszyscy są winni?
Ile może być znaków na kilometr?
Przepisy nie określają wprost maksymalnej liczby pionowych znaków drogowych, jakie można upchnąć na kilometrze drogi, ale robią to pośrednio, określając minimalne odległości pomiędzy nimi. I tak na drogach o dopuszczalnej prędkości powyżej 90 km/h minimalna odległość pomiędzy znakami to 50 metrów, na drogach o dopuszczalnej prędkości powyżej 60 km – 20 m, a na pozostałych drogach następny znak może być umieszczony w odległości co najmniej 10 metrów. Jednocześnie przepisy pozwalają na umieszczenie nawet trzech znaków na jednym słupie (ale maksymalnie dwóch np. w kombinacji ze znakiem "ustąp pierwszeństwa").
Łatwo więc wyliczyć, że teoretycznie na kilometrze drogi da się upchnąć nawet 300 znaków w jednym kierunku jazdy, ale to oczywiście teoria. Już 20 znaków na kilometr daje wrażenie szumu informacyjnego, choć na najbardziej "uregulowanych" odcinkach dróg spotyka się ich nawet kilkadziesiąt – i jest to wprawdzie bałagan, ale zgodny z prawem. Dodajmy reklamy, ogłoszenia, znaki poziome albo gęsto zapisane tabliczki opisujące np., kogo jakiś znak nie dotyczy: by się zapoznać, trzeba by czasem zatrzymać się na dwie minuty, blokując ruch...
Czy znaki drogowe są równe?
Zdecydowanie nie są – jest 5 wielkości znaków (określanych w przepisach jako "wielkie", "duże", "średnie", "małe" i "mini"), które stosowane są w zależności od rodzaju drogi i dozwolonej na danym odcinku prędkości: im większa droga i wyższa dopuszczalna prędkość, tym znaki są większe. Znaki "wielkie" są zastrzeżone dla autostrad, a "duże" dla dróg ekspresowych, dróg dwujezdniowych poza obszarem zabudowanym, a na obszarze zabudowanym – jeśli dopuszczalna na danym odcinku prędkość jest wyższa niż 60 km/h. Najmniejsze znaki stosuje się na drogach dla rowerów czy np. w wąskiej, zabytkowej zabudowie.
Czy wiesz, że... znaki pionowe nie są całkiem pionowe? Choć w praktyce różnie z tym bywa, przepisy nakazują, aby tarcza znaku pionowego była pochylona w stronę jezdni o ok. 5 proc.
Jaki zasięg ma znak, czyli... bądź czujny!
Jeśli chodzi o obowiązywanie znaków zakazu, to obowiązują one, co do zasady, punktowo lub odcinkowo (np. zakaz wjazdu, zakaz ruchu pojazdów o określonej masie) albo do najbliższego skrzyżowania. Mogą być też odwoływane innymi znakami, np. znakiem "koniec zakazów", ale... jest wiele wyjątków:
- Znak zakazu umieszczony pod zieloną tabliczką z nazwą miejscowości (E-17a) obowiązuje na terenie całej miejscowości – aż do przekreślonej zielonej tabliczki z nazwą miejscowości. W obrębie tej miejscowości może być odwoływany na niektórych odcinkach dróg znakiem podwyższającym dozwoloną prędkość albo obniżającym ją, ale na pozostałych odcinkach dróg obowiązuje. Taki zestaw znaków (np. ograniczenie prędkości i tablica z nazwą miejscowości na jednym słupie) niesie pułapkę: gdy wyjeżdżasz już z obszaru zabudowanego, naciskasz odruchowo gaz i rozpędzasz się do np. 90 km/h. Tak można zapłacić 500 zł mandatu – ograniczenie obowiązuje aż do przekreślonej zielonej tablicy!
- Znak zakazu umieszczony pod tabliczką mówiącą o początku terenu zabudowanego obowiązuje, (Uwaga!!!) albo do końca obszaru zabudowanego, albo do wyjazdu z miejscowości (znak E-18a). Albo-albo.
- Nazwa znaku B-42 "koniec zakazów" może być myląca. Znak ten bowiem nie odwołuje wszystkich zakazów, a jedynie: zawracania, wyprzedzania, używania sygnałów dźwiękowych, a także ograniczenie prędkości. Znak ten nie odwołuje np. zakazu zatrzymywania się.
- Zakaz zatrzymywania się dotyczy tylko tej strony drogi, przy której jest ustawiony, a może być ustawiony zgodnie z kierunkiem ruchu albo (co bywa przydatne) pod prąd. Jeśli nie widzimy znaku ustawionego "pod prąd", nie dowiemy się, czy po drugiej stronie drogi obowiązuje również zakaz zatrzymywania się, chyba że dojedziemy aż do najbliższego skrzyżowania (zakaz zatrzymywania się obowiązuje do kolejnego skrzyżowania lub do odwołania) i zawrócimy, sprawdzając, czy taki znak ustawiono. Ważne: zakaz zatrzymywania się nie dotyczy miejsc wyznaczonych do parkowania.
- Niektóre znaki zakazu obowiązują do najbliższego skrzyżowania (m.in. ograniczenie prędkości, zakaz zatrzymywania się, zakaz zawracania). Warto jednak wiedzieć, że nie każde przecięcie się dróg jest skrzyżowaniem. Nie jest skrzyżowaniem np. przecięcie się drogi publicznej z drogą wewnętrzną. By nie dostać mandatu za parkowanie na zakazie, trzeba nie tylko wiedzieć, że droga wewnętrzna nie czyni skrzyżowania, ale też zauważyć znak, którego tablica, gdy go mijamy, ustawiona jest równolegle do naszej drogi...
Znaki drogowe: niebezpieczne połączenia
To, że wielu kierowców nie odróżni tabliczki informacyjnej umieszczonej pod znakiem, mówiącej, czy zakaz obowiązuje na jakimś dystansie (np. 3 km) czy zacznie obowiązywać za 3 km, to jedno. Na drogach można napotkać jednak prawdziwe majstersztyki, które powstały zgodnie z rozporządzeniem, a powodujące, że nawet inteligentny kierowca czy rowerzysta staje i zaczyna zastanawiać się: o co chodzi? To np. połączenia znaku B-9 ("zakaz wjazdu rowerów", który oznacza zakaz ruchu rowerów i na jezdni, i na poboczu) z tabliczką... "nie dotyczy rowerów".
Jeśli w wakacje traficie na Pomorze albo na Warmię, zapewne natraficie na taki komplet. A rzecz jest o tyle tajemnicza, że wzór tabliczki T-22 z napisem "nie dotyczy" i symbolem roweru wypadł z rozporządzenia o znakach drogowych już 6 lat temu i trzeba poświęcić chwilę czasu, by dowiedzieć się, co naprawdę oznacza. Jednocześnie korekta przepisów nie wymogła usunięcia tabliczek. A zatem: Tabliczka T-22 mówi: "Nie dotyczy rowerów jednośladowych". Połączenie jej z "zakazem wjazdu rowerów" oznacza, że nie wolno wjechać rykszą, rowerem towarowym, itp, ale zwykłym rowerem jechać można. Czy dałoby się to objaśnić jaśniej? Tak, ale...
Ograniczenia prędkości: czy zawsze są potrzebne?
W teorii (wyrażonej nawet przepisami stworzonymi dla osób zajmujących się organizacją ruchu) ustawienie znaku ograniczającego dozwoloną prędkość to ostateczność.
Warto zwrócić uwagę na stwierdzenie, że ograniczeniu prędkości powinno "w zasadzie" towarzyszyć wyjaśnienie, czemu ono służy. W zasadzie – czyli tak albo nie. Z rozporządzenia dla drogowców dowiadujemy się też, że w szczególności ma sens ustawianie ograniczeń prędkości, gdy za odcinkiem o dobrej przyczepności pojawia się śliski kawałek drogi, gdy na jakimś odcinku jest źle widoczny, niespodziewany zakręt, gdy trwają roboty drogowe, itp. Znak drogowy nie powinien jednak służyć jako pretekst do wystawiania mandatów i nie powinien pojawiać się w miejscu, gdzie jest zbędny. Chodzi o to, by nie nadwyrężać zaufania kierowców. A jak jest? Różnie!
To samo rozporządzenie podpowiada drogowcom, że ograniczenie prędkości jest konieczne, gdy otoczenie i warunki wokół drogi niewystarczająco podpowiadają kierowcom, że w danym miejscu wypadałoby zwolnić. W efekcie na wąskiej, krętej i dziurawej drodze można zgodnie z prawem jechać 90 km/h, a na wielu odcinkach dróg dwupasmowych – 70 albo 50. Na marginesie: surowsze niż 50 km/h ograniczenia prędkości wolno stosować poza obszarem zabudowanym tylko w wyjątkowych okolicznościach, ogólnie nie zaleca się takiej organizacji ruchu.
Czy znaki drogowe muszą się dublować?
Nie muszą, ale – niestety – mogą. Jeśli przeciwległe pasy ruchu oddzielone są linią ciągłą, kierowca wie, że nie wolno mu na nią najeżdżać, a więc i wyprzedzanie innego samochodu w sposób zgodny z prawem jest niewykonalne. Po co zatem osobny znak pionowy zakazujący wyprzedzania? Na marginesie: zakaz wyprzedzania "B-25" oznacza zakaz wyprzedzania przez pojazdy silnikowe innych pojazdów silnikowych wielośladowych, a zatem nie rowerów i nie motocykli.
A po co stosowane czasem znaki wprowadzające strefowe ograniczenie prędkości do 20 km/h na tym samym słupie, na którym wisi "strefa zamieszkania", skoro ustawowo w strefie zamieszkania obowiązuje taki limit? Może są dwie strefy – strefa w strefie?
Dużo chaosu i "znakozy" powodują też skrzyżowania równorzędne, jeśli przez dany teren prowadzi jedna szeroka i bardziej ruchliwa droga, a do niej dochodzą mniejsze. W takiej sytuacji "dla uspokojenia ruchu" niektórzy zarządcy drogi z premedytacją likwidują nadrzędność drogi dotychczas głównej – i wtedy co 100-200 metrów trzeba zwalniać i uważać na nadjeżdżających z prawej strony, a więc nie opłaca się nawet rozpędzać. Żeby zmniejszyć liczbę ofiar takich rozwiązań, zarządcy dróg (gdy drogi różnią się szerokością lub natężeniem ruchu) przy każdym wlocie na skrzyżowanie stawiają znak: skrzyżowanie równorzędne. Jedno skrzyżowanie – cztery znaki. Dałoby się zrobić to prościej? Pewnie, ale wtedy ruch byłby... nazbyt płynny. Nie każdy zarządca drogi ma takie priorytety!
Drobne różnice – poważne zmiany
Coraz częściej na jednej tarczy znaku drogowego umieszcza się dwa znaki. Przykład coraz częściej spotykany: znak C-13/16, czyli na jednej połówce droga dla rowerów, a na drugiej – droga dla pieszych. Nie każdy jednak wie, a przepisy... no cóż, nie są "na wierzchu", że przedzielenie pionowe tych znaków albo poziome ma znaczenie zasadnicze dla treści znaku. Jeśli poziome – po tej samej powierzchni poruszają się i piesi, i rowerzyści, ci drudzy mają jechać powoli i ustępować pieszym. Gdy rozdział jest pionowy – rowerzyści jadą swoją stroną, a piesi idą swoją – i ci drudzy nie mają prawa (poza nielicznymi wyjątkami) wejść na drogę dla rowerów. Ale kto rozpoznaje takie subtelności na znakach?
Z drobnych różnic, które na bezpieczeństwo ruchu mają większy wpływ niż cokolwiek innego, warto wymienić "zieloną strzałkę" pozwalającą na warunkowy skręt – najczęściej w prawo. Ale "zielona strzałka" może być też skierowana w lewo – i wtedy pozwala zarówno na warunkowy skręt w lewo, jak i na zawracanie. Bywa mylona przez kierowców z sygnalizatorem kierunkowym S-3, który też ma postać zielonej strzałki, ale nie jest ona odseparowana od głównego sygnalizatora, tylko umieszczona na sygnalizatorze głównym: ta nie pozwala na zawracanie, za co niejeden kierowca zapłacił wysoki mandat.
Każda droga oznakowana inaczej
Podróżując po Polsce, łatwo zauważyć regionalizację: na jednej drodze powtarzają się ciągle znaki ostrzegające przed śliską nawierzchnią, na innej ostrzegające o zwierzętach, na jeszcze innej mamy co chwila ograniczenia prędkości, a na innej jedziemy płynnie i jednostajnie. Na jenym odcinku drogi jest znak na znaku, a na innym spokój – jedzie się spokojniej i bezpieczniej. Czasem zasadne stają się podejrzenia, że jakaś wytwórnia musiała sprzedać kilkaset znaków i wcisnęła je jednemu zarządcy drogi, a ten musiał potem znaleźć na nie miejsce.
W przeszłości do Ministerstwa Infrastruktury wpływały już interpelacje poselskie, których autorzy pytali: czy potrzeba nam na drogach aż tyle znaków drogowych? Czy nie dałoby się coś z tym zrobić? Minister już parę lat temu wyjaśnił, że zgodnie z prawem:
- Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) zarządza ruchem na drogach krajowych,
- Marszałek województwa zarządza ruchem na drogach wojewódzkich,
- Starosta zarządza ruchem na drogach powiatowych i gminnych.
- Kompetencje wymienionych organów (GDDKiA, marszałka województwa oraz starosty) nie obejmują zarządzania ruchem na drogach publicznych położonych w miastach na prawach powiatu...
- ...a jeszcze w strefach zamieszkania i w strefach ruchu itp. są inni zarządcy, którzy zajmują się organizacją ruchu na swoim terenie.
W tej sytuacji minister nic nie może, a zwłaszcza nie chce.
No właśnie... audyt oznakowania na polskich drogach byłby mile widziany, ale od lat Ministerstwo Infrastruktury nie ma do tego ani głowy, ani chęci. Za to powstają nowe wzory znaków drogowych, których w sumie jest już kilkaset.