Rodziny z trójką dzieci mogą co miesiąc dostać 1000 zł wsparcia z programu „500+” – to całkiem poważna kwota, jeśli ktoś myśli o zakupie auta. Oczywiście, za pojedynczy tysiąc można kupić najwyżej rzęcha nienadającego się na rodzinny środek transportu – co innego, jeśli przynajmniej część tej kwoty przeznaczy się na miesięczną ratę kredytu. Gdyby wierzyć reklamom, za tyle da się jeździć fabrycznie nowym autem, i to wcale nie z najniższej półki. Niestety, entuzjazm opadnie, kiedy wczytacie się w szczegółowe warunki tych ofert – albo raty będziecie spłacać dłużej, niż posłuży auto, albo po kilku latach regularnych spłat trzeba będzie dorzucić jeszcze tzw. ratę balonową, wynoszącą z grubsza tyle, ile wówczas będzie wart ten samochód.
Kredyt wzięty pod... kredyt
Dla rodzinnych finansów znacznie korzystniejszym rozwiązaniem może okazać się samochód używany, który w całości uda się spłacić w ciągu roku lub dwóch lat. Dlaczego wybraliśmy tak krótki okres spłaty? Bo podczas podejmowania decyzji finansowych lepiej nie być przesadnym optymistą. Na razie to głównie opozycja twierdzi, że państwa na dłuższą metę nie stać na finansowanie tego programu, choć i ze strony przedstawicieli rządu słychać pierwsze wypowiedzi, które wskazują, że w przyszłości mogą się zmienić np. zasady wypłaty świadczeń, choć nikt na razie tego głośno nie mówi.
Niedawno wicepremier Mateusz Morawiecki na nieoficjalnym spotkaniu z sympatykami i członkami partii rządzącej w przypływie szczerości stwierdził: 500+ jest na kredyt. Zadłużyliśmy się o dodatkowe 20 mld zł, bo chcemy promować dzietność. Wyraził też swoje niezadowolenie z tego, że jednym z pierwszych efektów działania tego programu okazał się skokowy wzrost importu używanych aut, co nie zbuduje nam PKB. Minister finansów Paweł Szałamacha namawia do pomysłu, żeby przynajmniej lepiej sytuowane rodziny odbierały świadczenie w formie obligacji skarbowych. Dziś to tylko oferta, jutro – kto to wie?
Samochód służy rodzinie
Już wkrótce może się okazać, że „wsłuchując się w głosy Polaków”, rząd zmieni zasady wypłacania świadczeń lub pojawią się dodatkowe obostrzenia. Brać kredyt pod zastaw środków, które państwo w naszym imieniu pozyskuje na kredyt – w najwyższym stopniu ryzykowne!
Czy w ogóle powinno się wydawać pieniądze przeznaczone na dzieci na zakup samochodu? Jeśli inne potrzeby rodziny są już zaspokojone, to czemu nie! Przecież auta kupowane przez rodziny służą również dzieciom. Żeby się o tym przekonać, wystarczy poobserwować ruch w dużych miastach – kiedy tylko w szkołach i przedszkolach dzieci mają wolne, korków jest znacznie mniej, bo rodzice nie wożą swoich pociech. A poza wielkimi miastami, gdzie nie ma alternatywy dla samochodu w postaci komunikacji publicznej, auto rodzinne okazuje się czymś niemal niezbędnym!
W galerii prezentujemy auta, które można kupić za kilkanaście tysięcy złotych i które rzeczywiście nadają się do roli samochodów rodzinnych. We wszystkich tych modelach bez problemu powinny zmieścić się trzy foteliki, rodzinne zakupy czy wózek dziecięcy. Który z nich jest najlepszy? Jak to w przypadku aut używanych zwykle bywa, najwięcej zależy od stanu konkretnego egzemplarza, podpowiadamy jednak, które wersje są obarczone najmniejszym ryzykiem. A gdzie go zatem szukać? Po pierwsze, w awaryjności, po drugie, w dostępności i cenach części zamiennych, po trzecie – w zużyciu czy też zniszczeniu interesującego was egzemplarza. Przy wyborze auta rodzinnego znaczenie ma też jego wielkość – nie każda rodzina pomieści się w zwykłym kombi.
Citroën Berlingo oraz jego brat bliźniak Peugeot Partner to bardzo popularne auta, występujące
w najróżniejszych wersjach – od „blaszanek” aż po ciekawie wyposażone pojazdy rekreacyjne, z przeszklonym dachem i mnóstwem pomysłowych schowków. Pod względem mechaniki jest to całkiem solidna propozycja. W aktualnej generacji do wyboru są diesle 1.6 HDi (solidne, o ile regularnie wymienia się w nich olej) oraz benzyniaki o tej samej pojemności. Przednie zawieszenie bywa nietrwałe, ale za to naprawy okazują się zwykle tanie.
To nam się podoba: duża podaż, przestronne wnętrze dla 5 osób z bagażem, oszczędne diesle, niedrogie części.
To nam się nie podoba: stuki w przednim zawieszeniu, problemy ze smarowaniem turbosprężarek
w dieslach.
To jeden z tańszych sposobów na wożenie rodziny w niemal luksusowych warunkach. Do wyboru: egzemplarze z USA, z paliwożernymi dużymi benzyniakami oraz modele z europejskiej produkcji, z silnikami wysokoprężnymi. Na rynku spotkacie też przedłużonego Grand Voyagera. Bezpieczniejszym rozwiązaniem dla rodzinnego budżetu jest zakup auta z silnikiem benzynowym i zamontowanie w nim instalacji LPG, bo diesle (szczególnie 2.5 CRD) uchodzą za kapryśne. Zaletami Voyagera są prosta konstrukcja i niedrogie części zamienne.
To nam się podoba: niska cena zakupu, atrakcyjna stylistyka i przestronne wnętrze, tanie części. Benzyniaki lubią gaz.
To nam się nie podoba: kapryśne diesle 2.5, częste awarie elektryki i elektroniki. Słabe benzyniaki 2.4, problemy z korozją.
Trudno w to może uwierzyć, ale Xsara Picasso jest modelem niezwykle cenionym przez... taksówkarzy. Ma wprawdzie tylko 5 miejsc, ale jej wnętrze oceniamy jako przestronniejsze niż w niejednym aucie klasy wyższej. Nie będziemy was oszukiwać, że to całkowicie bezawaryjny samochód, bo tak nie jest, ale przy odrobinie cierpliwości może posłużyć przez lata i setki tysięcy kilometrów, szczególnie jeśli uda się wam znaleźć egzemplarz z silnikiem 2.0 HDi o mocy 90 KM lub jednym z prostych benzyniaków 1.6/1.8 (110/115 KM).
To nam się podoba: atrakcyjne ceny zakupu, wciąż ciekawa stylistyka, przestronne wnętrze (dla 5 osób), duża podaż części.
To nam się nie podoba: kapryśna elektronika, luzy w zawieszeniu i zużycie tylnej belki, nietrwałe „dwumasy” w mocnych dieslach.
Niepozorna Dacia w wersji MCV może pomieścić 7 pasażerów (3. rząd siedzeń występował tylko w dodatkowo płatnej opcji). Co prawda, w takiej konfiguracji bagażnik kurczy się do 200 l, ale Logan kombi to jedno z najtańszych 7-osobowych aut na rynku wtórnym. Niestety, niskobudżetowa Dacia słabo znosi próbę czasu, bo egzemplarze z początku produkcji mają problem z korozją i trwałością materiałów we wnętrzu. Za to prosta konstrukcja i podzespoły zapożyczone ze starszych modeli Renault zapewniają niską awaryjność i tanie naprawy.
To nam się podoba: wersja 7-osobowa z 3 rzędami siedzeń, atrakcyjne ceny zakupu, niskie koszty utrzymania.
To nam się nie podoba: niska jakość wykonania, ubogie wyposażenie, korozja, kiepskie prowadzenie pod obciążeniem.
ale na rynku regularnie pojawiają się egzemplarze sprowadzane z zagranicy. Dzięki małej popularności auto niewiele kosztuje. Nie jest to może najlepszy rodzinny van na rynku, ale w kategorii „cena/jakość” to naprawdę ciekawa propozycja. Mnóstwo miejsca w środku i dobre wyposażenie to jego główne zalety. Wady? Korozja i raczej przeciętne właściwości jezdne. Do wyboru: paliwożerne silniki 2.7 (benz.) lub bardziej rozsądne 2.0 (benzyna – 140 KM i diesel – 113 KM).
To nam się podoba: bardzo niska cena zakupu, przestronne wnętrze, dobre wyposażenie, przyzwoita trwałość mechaniki.
To nam się nie podoba: korozja nadwozia, umiarkowana dostępność części, przeciętne właściwości jezdne.
Jumpy to bliźniak modeli: Fiat Scudo, Peugeot Expert i Toyota ProAce. Auto jest nieco większe od większości europejskich osobowych vanów, ale jednocześnie mniejsze niż typowe busy, np. VW T5, Opel Vivaro czy Fiat Ducato. Po zajęciu miejsca, nawet w wersjach z „wypasem”, widać i czuć, że to dostawczak dostosowany do wożenia pasażerów. W wersjach z długim rozstawem osi nawet przy komplecie 8 pasażerów zostaje jeszcze sporo miejsca na bagaż. Diesel 1.6 jest nieco za słaby (w ponad 20 s do „setki”), 2.0 HDi to lepszy wybór.
To nam się podoba: bardzo przestronne wnętrze, „dziecioodporne” materiały. Niezłe prowadzenie jak na takie auto.
To nam się nie podoba: problemy z tylnym zawieszeniem, wiele wyeksploatowanych egzemplarzy poflotowych.
Opel Zafira 2. generacji nie jest autem powalającym stylistyką, ale za to okazuje się praktyczny. Ułatwia to autorski system Flex7, pozwalający szybko przearanżować kabinę z wersji rodzinnej na dostawczą
z bagażnikiem o poj. 1820 l. Spośród diesli najmniej problematyczny okazuje się silnik 1.9 CDTI w wersji 8-zaworowej (konstrukcja Fiata), odmiana 16V początkowo miała problemy z klapkami w kolektorze. Niestety, w dieslach szybko zapychały się filtry DPF. Bezpieczniejszym wyborem będzie silnik benzynowy 1.8, który występował nawet z fabrycznym LPG.
To nam się podoba: przestronna i dobrze rozplanowana kabina, chowane w podłodze fotele 3. rzędu, niskie koszty utrzymania.
To nam się nie podoba: twarde i trzeszczące plastiki kokpitu, szybko zapychające się filtry cząstek stałych.
Osoby sceptycznie nastawione do francuskich aut, za to ceniące niemiecką motoryzację, mogą sobie tłumaczyć, że to nie może być zły pojazd, skoro Mercedes wybrał go jako bazę modelu Citan (produkowany w tej samej fabryce, z silnikami Renault). Obok standardowej wersji (5 miejsc) trafiają się też egzemplarze 7-miejscowej odmiany Grand. Bliskie związki z Mercedesem nie powinny jednak uśpić czujności w przypadku najpopularniejszego silnika 1.5 dCi – jeśli ktoś wymienia olej tak rzadko, jak to zaleca producent, ryzykuje problemy z panewkami.
To nam się podoba: przestronne wnętrze mimo kompaktowych rozmiarów auta, tanie części zamienne, niskie spalanie.
To nam się nie podoba: po większych przebiegach (powyżej 150 tys. km) bardzo duże ryzyko obrócenia panewek (w 1.5 dCi).
Renault Scénic to przestronny (dostępna 7-osobowa wersja Grand), komfortowy i ładnie zaprojektowany minivan w bardzo kuszącej cenie. Najtańszy model 2. generacji można kupić już za 7000 zł. Niestety, niska cena z czegoś wynika – auto jest awaryjne, a przy tym już skomplikowane, dlatego naprawy nie należą do najtańszych. Problem tkwi w elektryce, ale też w awaryjnych silnikach wysokoprężnych 1.9 i 1.5 dCi (szczególnie sprzed modernizacji). Radzimy szukać modelu po liftingu z trwalszymi wolnossącymi silnikami benzynowymi.
To nam się podoba: relacja ceny do wieku, komfortowe zawieszenie, przestronna kabina (zwłaszcza wersji Grand).
To nam się nie podoba: wysoka awaryjność, ciągłe problemy z elektroniką, niska jakość lakieru, trzeszczący kokpit.
Polacy kochają Volkswageny, ale w przypadku Tourana lepiej, żeby nie była to ślepa miłość. To jeden
z bardziej ryzykownych zakupów w tym zestawieniu. Starsze silniki 2.0 TDI to jednostki podwyższonego ryzyka (problemy m.in. z głowicami, napędem pomp oleju). Nawet silniki 1.9 TDI nie są w tym modelu zupełnie bezpiecznym wyborem, gdyż można trafić na odmianę o kodzie BXE, w której już po niespełna 150 tys. km potrafią obrócić się panewki, co w tym silniku kończy się w taki sposób, że korbowód wybija dziurę w bloku jednostki.
To nam się podoba: praktyczne nadwozie, dobre zawieszenie, duża podaż, olbrzymia oferta części zamiennych.
To nam się nie podoba: awaryjne silniki, kosztowne usterki skrzyń DSG, mnóstwo egzemplarzy ze skręconymi licznikami.