- Różnice w cenach samochodów marek chińskich i tych dobrze znanych bardzo się zmniejszyły – za sprawą obniżek w cennikach tych ostatnich
- Okazuje się też, że niektórzy dilerzy znanych marek bardzo chętnie udzielają rabatów. Polityka cenowa chińskich dystrybutorów jest całkiem inna
- Sprawdziłem, czy za cenę popularnego chińskiego SUV-a można kupić podobne auto znanej i uznanej marki. Wyniki eksperymentu okazują się zaskakujące
- Praktycznie każdy z najpopularniejszych chińskich SUV-ów ma dobrą alternatywę wśród modeli uznanych marek. Dopłacić trzeba niewiele bądź wcale nie trzeba dopłacać do auta, które pod wieloma względami jest lepsze. W tekście znajdziecie liczne przykłady
- Dlaczego firmy są sceptyczne i nie kupują chińskich samochodów?
- Jak naprawdę sprzedają się chińskie samochody w Polsce?
- Co zamiast MG HS?
- Co zamiast MG ZS? Czy jest choć jeden europejski konkurent?
- Baic 5 – tak tani, że nie ma konkurencji? Usiadłem, gdy zobaczyłem ofertę, którą dostałem
- Co zamiast Omody 5? Wydawała się tania, póki nie dostałem oferty od dilera Kii
- Jaecoo 7 czy Toyota RAV4?
- A może coś tańszego niż chiński SUV? Proszę bardzo, znalazłem
O ile firmy tak bardzo jeszcze się nie kwapią, by zamiast "normalnych" samochodów kupować tańsze chińskie auta, to już w statystykach zakupów dokonywanych przez osoby prywatne chińskie samochody zaczynają być dobrze widoczne. Przykładowo na liście 20 najpopularniejszych modeli kupowanych w Polsce przez firmy w okresie styczeń-sierpień 2025 r. nie ma ani jednego "chińczyka", no... może poza Volvo XC60 na 7. miejscu, ale to model dobrze znany od lat i "oswojony", sprzedający się zresztą ostatnio coraz słabiej. Za to na liście popularnych modeli kupowanych przez osoby prywatne na 7. miejscu mamy MG HS, a na 9. MG ZS. Dobrze sprzedają się też Omoda 5, Baic Beijing 5, Jaecoo 7...
Wiadomo: cena czyni cuda, ale czy naprawdę samochody europejskich, amerykańskich czy japońskich marek są aż o tyle droższe, by uzasadniało to szturm na salony z samochodami chińskich marek? Okazuje się, że nie do końca.
Zanim przeczytasz do końca, zobacz, jak chińskie SUV-y wypadły na tle 12 innych, niechińskich w teście, jakiego nikt wcześniej nie przeprowadzał:
Dlaczego firmy są sceptyczne i nie kupują chińskich samochodów?
Zanim sprawdzimy, jak chińskie marki samochodów mają się na polskim rynku i co ewentualnie mogą zaproponować w zamian europejscy konkurenci, warto zastanowić się, dlaczego nabywcy firmowi są – przynajmniej na razie – bardziej sceptyczni wobec chińskiej motoryzacji?
Otóż po pierwsze, bardzo istotny parametr samochodu flotowego to jego utrata wartości. Jeśli utrata wartości jest wysoka, to oznacza to, że rata najmu czy leasingu też jest wysoka – bo musi pokryć prognozowaną utratę wartości samochodu. A że prognozowana wartość rezydualna chińskich aut po 2-3 latach jest na razie dość niska (czyli utrata wartości wysoka), to w praktyce koszt użytkowania tańszego samochodu wcale nie musi być niższy niż nieco droższego pojazdu, który wolniej traci na wartości. Oczywiście, ta matematyka dotyczy także nabywców prywatnych, ale ci akurat z reguły do zakupów samochodowych nie podchodzą aż tak drobiazgowo pod kątem kosztów, z kalkulatorem w ręku.
Po drugie, aby sprzedawać samochody flotom, trzeba je przekonać, że nie będzie problemów z serwisem. Z tym akurat, niezależnie od deklaracji przedstawicieli chińskich marek, bywa na razie różnie, pojawiają się opóźnienia w dostawach części zwłaszcza do napraw powypadkowych.
I jeszcze jedno: niektóre chińskie marki europejską ekspansję zaczynają od Polski. To w praktyce oznacza, że jeśli ktoś jeździ samochodem za granicę, powinien być ostrożny – jeśli w kraju, przez który przejeżdżamy, nie ma sieci autoryzowanych serwisów danej marki, to jakikolwiek problem techniczny oznacza konieczność przewiezienia samochodu na lawecie do Polski. To jednak kłopot.
Jak naprawdę sprzedają się chińskie samochody w Polsce?
W Polsce spośród chińskich marek samochodowych na pierwszym miejscu w okresie styczeń-sierpień 2025 r. bezapelacyjnie usadowiło się MG, które sprzedało łącznie 8839 samochodów. Ta marka oferuje zarówno auta benzynowe, jak i hybrydowe oraz elektryczne, sprzedaje jednak głównie elektryczne. Na drugim miejscu jest Omoda (4455 samochodów), która w sierpniu 2025 r. zaliczyła jednak spory spadek względem lipca (o 20 proc.). Na trzecim miejscu jest rodzeństwo Omody – marka Jaecoo (18-proc. wzrost w sierpniu, łącznie w ciągu ośmiu miesięcy 2025 r. 3612 sprzedane samochody). Jaecoo bazuje na razie na jednym modelu SUV-a w kilku wariantach. Na czwartym miejscu jest Baic (3116 samochodów od stycznia do sierpnia 2025 r.), na piątym BYD (2812 zarejestrowanych aut od początku roku). Dalej: Leapmotor (808 sprzedanych aut), który jest na rynku od niedawna i szybko rośnie, a stoi za nim koncern Stellantis, potem Forthing (516 aut od początku roku) i Cherry (120 aut). Spośród chińskich marek plasujących się na dalszych miejscach większość sprzedaje miesięcznie po kilka samochodów, niektóre jeden-dwa lub ostatnio nawet zero.
To kolejny powód, aby ostrożnie podchodzić do zakupu chińskiego samochodu: część tych marek upadnie, w niektórych przypadkach upadną tylko polskie przedstawicielstwa – to właściwie pewne, to jedynie kwestia czasu. Co wtedy z serwisem i częściami? Na pewno będzie trudniej niż w przypadku auta "starej" marki z tradycjami i stabilną pozycją jak Volkswagen, Renault, Toyota, Peugeot i wiele, wiele innych.
My jednak będziemy szukać alternatywy dla najpopularniejszych chińskich modeli, które są dla znanych marek szczególnie groźnymi konkurentami. To, w większości, dość przyzwoite samochody, choć nie zawsze dopasowane do przyzwyczajeń i postury przeciętnego Europejczyka.
Co zamiast MG HS?
MG HS w cenniku figuruje od kwoty 117 tys. 900 zł za słabiej wyposażoną wersję z manualną skrzynią biegów – w praktyce samochód ten oferowany jest w "wiecznej" promocji za kwotę od 109 tys. 900 zł.
Benzyniak 1.5 z automatem kosztuje 137 tys. 900 zł, w promocji 129 tys. 900 zł.
Jest też wersja hybrydowa – droższa odmiana wyposażeniowa z tym napędem kosztuje w promocji 139 tys. 900 zł. No i Plug-in w promocyjnej cenie od 154 tys. 500 zł do 163 tys. 500 zł.
Ten SUV z napędem na przód dość dobrze trafia w potrzeby przeciętnego polskiego kierowcy: jest długi na niecałe 4,7 m – czyli może zaoferować sporą ilość miejsca dla pasażerów i na ich bagaż, ma napęd wyłącznie na przednie koła, co obniża cenę; w droższej z dwóch dostępnych wersji wyposażeniowych samochód jest "wszystkomający"... no, prawie. Są kamery cofania, czujniki parkowania, zestaw układów asystujących kierowcy, podgrzewane siedzenia i wiele innych. Nie ma np. reflektorów matrycowych – nawet w opcji – a to coś, co w autach europejskich znane jest od lat i ostatnio pojawia się nawet w samochodach niższych segmentów jako wyposażenie opcjonalne.
Gdy tak patrzę na MG, przychodzi mi na myśl... Ford Kuga – popularny SUV o dużo dłuższym stażu rynkowym i – moim zdaniem – o podobnej, ale jednak szlachetniejszej linii nadwozia niż MG. Rzut okiem do cennika i... no cóż, warto porozmawiać.
Ford Kuga ma wymiary zbliżone do MG HS, występuje zarówno w wersji benzynowej 1.5/150 KM, jak i hybrydowej 2.5/180 KM. Jest także Kuga oferowana jako hybryda plug-in o mocy 243 KM zbudowana na bazie silnika o poj. 2,5 l. W wersji ze zwykłą hybrydą, jeśli ktoś potrzebuje, Kugę można zamówić z napędem na cztery koła.
Podobnie jak u innych producentów w tych czasach, cennik Forda pełen jest opustów i promocji, choć i tak Ford Kuga pozostaje droższy od MG HS. W wersji ze "zwykłą benzyną" i "w manualu" zaczyna się od 142 tys. 280 zł, droższa benzyna w automacie kosztuje ponad 149 tys. zł. Hybrydowa Kuga kosztuje od 161 tys. 120 zł, a plug-in od 170 tys. 120 zł. Wiadomo jednak, że u dilerów europejskich, japońskich i niektórych amerykańskich marek rabat dostajemy "na wejściu". Dzwonię więc do przypadkowego dilera z pytaniem o samochód "od ręki".
W tym przypadku nic najtańszego nie ma na stanie, ale od ręki mogę kupić Kugę z napędem hybrydowym w środkowej wersji ST-Line X. W cenniku ten samochód stoi za 179 tys. 120 zł, ale ma dołożony pakiet "Winter" o wartości 3000 zł (ogrzewanie kierownicy, podgrzewane fotele z przodu i z tyłu, podgrzewana przednika szyba) opcjonalne koło zapasowe i ma też na sobie drogi lakier metalizxowany. To ile trzeba zapłacić? Po krótkich obliczeniach diler prosi o 174 tys. 900 zł, czyli co najmniej 10 tys. zł mniej niż mówi cennik. W cenie 4-letnia gwarancja plus 4-letni serwis, a także ubezpieczenie na rok – to kolejny drogi bonus.
Chińskie MG z daje 7 lat gwarancji, ale np. klocki hamulcowe są zaskakująco drogie. Hybryda MG kosztuje 139 tys. 900 zł, ale dodaj do tego ok. 5000 zł za ubezpieczenie auta.
Wciąż "chińczyk" wychodzi ok. 30 tys. zł taniej, ale jednak do mnie przemawia For Kuga z silnikiem o poj. 2,5 l, a nie 1,5 l jak w MG, serwisem na każdym rogu, fajnie jeżdżący – model ten zajął znakomite 4. miejsce w "Wielkim Teście Auto Świata 2025", został doceniony m.in. za bezpieczne zachowanie w teście łosia oraz przewidywalne działanie systemów wsparcia kierowcy. 30 tys. zł różnicy... to jednak dużo, chyba że poszukamy jakiejś najtańszej wersji.
Co zamiast MG ZS? Czy jest choć jeden europejski konkurent?
Nowy hybrydowy MG ZS jest o niebo lepszy od poprzedniej wersji tego modelu, co sprawdził i ładnie opisał redaktor Piotr Szypulski. Ten nieduży SUV wyróżnia się niezłym, oszczędnym napędem hybrydowym, nie najgorszym wykończeniem i świetną ceną – w sumie nie dziwi, że jest to drugi najpopularniejszy chiński SUV w Polsce. Kosztuje ten samochód w wersji hybrydowej od 98 tys. 900 zł do 116 tys. 700 zł plus ewentualnie 2250 zł za kolor, przy czym warto wybrać najdroższą wersję. A i tak można się zdziwić np. brakiem... wzdłużnej regulacji kierownicy i mało wygodną pozycją za kierownicą. Skomplikowany, niedopracowany interfejs użytkownika to kolejny temat.
Szukając alternatywy dla tego MG pomyślałem o... Dacii Duster. Te auta dzieli wiele, zwłaszcza charakter, ale łączy to, że oba są samochodami budżetowymi.
Tak jak w ostateczności wybrałbym najdroższą wersję MG, tak jako alternatywę wybrałbym Dustera z najdroższym napędem – 140-konną hybrydą. Hybrydowy Duster w wersji Extreme kosztuje 118 tys. 100 zł, a we "wszystkomającej" (no... prawie) wersji journejy+ aż 123 tys. 600 zł.
Tak, Dacia Duster to bardzo plastikowy samochód, ale w wersji hybrydowej jeździ dobrze i bardzo oszczędnie, ma charakter, nie ma w nim problemu z zajęciem wygodnej pozycji za kierownicą. Uważam, że to bardzo rozsądna alternatywa dla MG ZS, a w dodatku... kosztuje w praktyce tyle samo. Co do rabatów, to w Dacii na zbyt wiele nie liczcie – tak bez proszenia diler zaproponował mi 3000 zł opustu. Dalej rozważacie MG?
Baic 5 – tak tani, że nie ma konkurencji? Usiadłem, gdy zobaczyłem ofertę, którą dostałem
Baic 5 to mniejszy brat Baica 7. Tym większym jeździłem nieco dłużej i bylem zdruzgotany tym, jak niedokończone chińskie samochody oferowane są na polskim rynku. W największym skrócie: wolno jeździ, za to dużo pali. Baic 5 jest pod wieloma względami lepszy, bardziej dopracowany od większego brata, a przy okazji kusi ciekawymi kolorami, które naprawdę mogą się podobać. W Wielkim Teście Auto Świata 2025 Baic Beijing 5 nie błyszczał, bo też umiarkowanie dobrze się ten samochód prowadzi. Podobać może się jednak – poza kolorem – cena tego samochodu.
W cenniku na 2024 r. auto kosztowało 127 tys. 900 zł plus ewentualnie 2900 zł za kolor, plus 2900 zł za pakiet Comfort plus ewentualnie od 4600 zł za instalację LPG. Tak – te samochody można (a nawet warto) wyposażyć w instalację LPG – bo ich silniki 1.5 nie należą do przesadnie oszczędnych.
W tym roku w cenniku pojawiła się wersja "biznesowa" za 99 tys. 900 zł – pozbawiona wielu układów wsparcia kierowcy, nie mająca nawet przednich czujników parkowania, bez przyciemnianych szyb i wielu innych opcji obecnych w wersji Luxury... Raczej więc zostańmy przy wersji Luxury za 129 tys. 900 zł plus ewentualnie 2900 zł za lakier i 2900 zł za pakiet Comfort (podgrzewana przednia szyba, spryskiwacze, tylna kanapa, kierownica, powiększony zbiornik spryskiwacza – po naszemu to taki pakiet "Winter"). No i wciąż można kupić sobie instalację LPG za 4599-5207 zł (plus koszt montażu).
Jakaś alternatywa? Jeśli auto ma być wygodne, fajnie zaprojektowane i świetne – moim zdaniem – pod względem ergonomicznym, to proszę bardzo: Renault Austral z 160-konnym silnikiem benzynowym (to miękka hybryda) – od 139 tys. 900 zł za podstawową wersję Evolution, przez Techno za 150 tys. 900 zł do 162 tys. 900 zł za odmianę Esprit Alpine. Nie sugeruję jako alternatywy Baica 5 Renault Australa w wersji z 200-konną hybrydą, bo raz, że jest droższa nawet w podstawowej wersji, a dwa, że takie porównanie byłoby obrazą dla Renault. Nawet "miękka" hybryda Renault będzie palić wyraźnie mniej niż benzynowy Baic.
A jaka jest prawdziwa cena do zapłaty za Renault Australa? No, teraz trzymajcie się. O propozycję proszę na standardowym formularzu dostępnym na stronie Renault – chciałbym auto w wersji podstawowej lub średniej, raczej tańsze niż droższe.
Po godzinie przychodzi mejlem oferta na samochód w wersji Techno z nadwoziem dwukolorowym (czerwone nadwozie i czarny dach) z pakietem "Safety", pakietem "Winter Premium" (m.in. elektrycznie regulowany i podgrzewany fotel kierowcy z masażem), elektrycznie otwieraną klapą bagażnika. Zgodnie z cennikiem wychodzi 175 tys. zł czyli daleko ponad budżet osoby kupującej Baica 5, ale rabat jest imponujący – wynosi aż 32 tys. 900 zł.
Do zapłaty jest równe 142 tys. zł, a zatem nie miałbym najmniejszych, najmniejszych wątpliwości, co jest lepszą ofertą: Baic 5 w wersji Luxury czy średnio wypasiony Renault Austral de facto za tę samą cenę: biorę Renault i nie patrzę więcej w stronę chińskiego SUV-a.
Co zamiast Omody 5? Wydawała się tania, póki nie dostałem oferty od dilera Kii
Omoda 5, SUV klasy kompaktowej o długości 437 cm, to bez wątpienia jeden z najpopularniejszych w Polsce chińskich SUV-ów. Omoda w okresie styczeń-sierpień 2025 r. sprzedała w Polsce prawie 4,5 tys. samochodów – głównie modelu 5, który do niedawna był jedynym w ofercie. Auto ma silnik 1.6 o mocy 147 KM współpracujący z automatyczną przekładnią dwusprzęgłową. To niezbyt nowoczesny napęd – średnie spalanie według danych technicznych wynosi 7 l na 100 km, ale diler lojalnie uprzedza, że trzeba przygotować się na 9. Przyspieszenie do setki – 10,1 s., prędkość maksymalna to 195 km na godz. Auto ma napęd na przód.
Są dwie wersje – Comfort za 115 tys. 500 zł i premium za 129 tys. 500 zł. Ta tańsza wersja pozbawiona jest automatycznej klimatyzacji, 8-głośnikowego nagłośnienia Sony, systemu kamer 360 stopni i jeszcze kilku elementów wyposażenia. Wybieram premium, zwłaszcza że diler kusi dostępnością od ręki. A mogę dostać ofertę? Jak to – dziwi się diler – oferta jest w Internecie. Ostatecznie dostaję obietnicę małego rabatu, jeśli zdecyduję się na auto w kolorze czerwonym – widać ten się gorzej sprzedaje. Zapraszamy do salonu!
Warto przy tym wspomnieć, że chińskie marki też wprowadzają promocje. W przypadku Omody można liczyć na ubezpieczenie na pierwszy rok praktycznie gratis.
Jako alternatywę Omody 5 wybrałem Kię Sportage. To całkiem zgrabne auto, trochę większe niż Omoda 5 (dokładnie o 17 cm, to w sumie trochę więcej niż "trochę"), oferowane z napędami benzynowymi, hybrydowymi oraz hybrydowymi z wtyczką. Każdy silnik można skonfigurować z napędem na przednią oś lub 4x4. Są cztery wersje wyposażeniowe, do każdej można dokupić jakieś opcje. Obecnie w sprzedaży jest już model po face liftingu, zdarzają się jeszcze w ofercie auta przed modernizacją. Samochód oferowany jest z 7-letnią gwarancją – dokładnie tak, jak chińska Omoda.
Odpowiednikiem Omody 5 byłaby Kia Sportage z podstawowym silnikiem benzynowym. Jest tylko jeden problem: cennik podpowiada, że cena tego auta grubo przerasta budżet niezbędny do kupna Omody. Ale – jako się rzekło – warto pytać.
Już pierwszy telefon do losowo wybranego salonu Kii pokazuje, że naprawdę warto. Po rozpoznaniu potrzeb (ma być raczej tanio i raczej dobrze) diler proponuje wersję limitowaną Anniversary – auto sprzed face liftingu z silnikiem 1.6/160 KM i przekładnią automatyczną, ze skórzaną tapicerką, pełnym elektrycznym sterowaniem foteli, ogrzewaniem siedzeń, ma się rozumieć z automatyczną klimatyzacją, z pakietem obejmującym m.in. adaptacyjny tempomat ma kosztować 140 tys. zł – dokładnie 139 tys. 900 zł. Jest tylko jeden problem –mówi handlowiec – auto jest bez przebiegu, ale zarejestrowane. Czy to przeszkadza Panu?
Biorąc pod uwagę rabat w wysokości 28 tys. 800 zł to... nie, nie powinno to przeszkadzać. Wciąż wychodzi ok. 10 tys. zł więcej niż trzeba zapłacić za Omodę, ale chyba w tym przypadku warto się zastanowić, prawda?
Chwile później dostaję od innego dilera ofertę na podobne auto, tylko z dachem panoramicznym – za 144 tys. zł. Naprawdę wciąż uważacie, że Omoda 5 jest taką cenową okazją?
Jaecoo 7 czy Toyota RAV4?
Sprzedaż chińskiego Jaecoo – brata Omody – w Polsce opiera się na modelu 7. Benzynowe Jaecoo 7 występuje w wersji Urban z napędem na przód (139 tys. 900 zł) i w wersji Offroad z napędem na cztery koła za 157 tys. 900 zł. Ten Offroad jest o tyle ciekawy, że ma nieczęsto już spotykany, mechaniczny napęd 4x4, wyglądający zresztą na solidnie zrobiony. Silnik benzynowy oznacza jednak dość wysokie spalanie.
Gdyby ktoś chciał auto nieco bardziej oszczędne, może zdecydować się na wersję hybrydową. W tym wypadku tańsza wersja wyposażeniowa kosztuje 159 tys. 900 zł, a droższa aż 169 tys. 900 zł. Wadą tej hybrydy jest napęd wyłącznie na przednie koła. Cena też wydaje się dość wysoka.
Zaletą hybrydowego Jaecoo 7 jest bogate wyposażenie zwłaszcza w wersji Exclusive. Tańsza opcja Select nie ma dachu panoramicznego (dla niektórych użytkowników to zaleta), ale też elektrycznie otwieranej klapy bagażnika, lepszego nagłośnienia, podgrzewania i chłodzenia siedzeń (przy tapicerce z materiału skóropodobnego do ważne), bezprzewodowej ładowarki do telefonu i kilku jeszcze gadżetów.
Jest i promocja: ubezpieczenie na pierwszy rok za złotówkę, co oznacza w praktyce rabat w wysokości ok. 6000 zł.
Alternatywa? To może być np. Toyota RAV4 – najpopularniejszy SUV świata. Dlaczego Toyota? Cóż... jest to samochód wykończony niezbyt finezyjnie – w tym, moim zdaniem, przypomina Jaecoo, choć jednak interfejs użytkownika w Toyocie jest o wiele lepiej dopasowany do przyzwyczajeń europejskiego klienta. Wyposażenie wnętrza Jaecoo jest bogatsze niż Toyoty (no chyba, że mówimy o wysokiej wersji RAV4, ale jednak nie tym razem), za to Toyota jest ciut większa, no i przy napędzie hybrydowym występuje także w wersji 4x4.
Zalety Toyoty: nieprawdopodobnie wręcz niska utrata wartości, świetna dostępność do serwisu w Polsce i za granicą, sprawdzona jakość, wysoka bezawaryjność i oszczędny 220-konny napęd. Nie bez powodu jest to auto chętnie kupowane niemal na całym świecie.
Tylko tak: aktualne RAV4 ma już następcę (jeszcze nie są znane ceny nowej RAV-ki i nie można jeszcze jej kupić) i – nieco inaczej niż w przypadku wielu innych popularnych w Polsce marek – ten model pozostaje dość drogi, nawet biorąc pod uwagę rabaty, które dostajemy u dilera "przy wejściu".
Okazuje się, że dostępność zwłaszcza tańszych RAV4 jest dość ograniczona. Najtańsze od ręki dostępne RAV-ki z napędem na przód "chodzą" po ok. 178 tys. zł, a z napędem 4x4 – od ok. 188 tys. zł – już po rabacie naliczonym przez dilera w wysokości, uwaga, ponad 19 tys. zł. W każdym wypadku mówimy o napędzie hybrydowym. Wciąż wychodzi o kilka-kilkanaście tys. zł więcej niż trzeba zapłacić za Jaecoo 7, ale warto zadać sobie pytania: to aż kilkanaście tys. zł czy "tylko" tyle?
W kwestii alternatywy Jaecoo z napędem na cztery koła polecam też zapytać o ofertę na Hyundaia Tucsona – różne opcje napędowe do wyboru, są rabaty, a najniższa w ogóle cena na ten model to niewiele ponad 120 tys. zł.
A może coś tańszego niż chiński SUV? Proszę bardzo, znalazłem
Ma być taniej? Proszę bardzo: Suzuki S-Cross. Model już nienowy (można powiedzieć z przekąsem: "sprawdzony"), zdaniem wielu jeździ lepiej niż wygląda, raczej bezproblemowy i łatwy w obsłudze. Cena niewątpliwie jest zaletą: za najdroższą tegoroczną wersję 1.4 mild Hybrid z napędem 4x4 i z automatyczną przekładnią zgodnie z cennikiem trzeba zapłacić 157 tys. zł. Najtańsza wersja z tym napędem kosztuje tylko 142 tys. zł. Jeśli wierzyć cennikowi, dostępne są też S-Crossy 1.5 z 2024 r. – z napędem 4x4 i automatyczną skrzynią biegów od 131 tys. zł. I pewnie nie jest to cena ostateczna – wystarczy spytać dilera, by się przekonać.