Fotoradary stały się częścią polskiej rzeczywistości motoryzacyjnej przeszło dwie dekady temu, gdy pierwsze urządzenie tego typu pojawiło się w Warszawie przy Trasie Łazienkowskiej. Podstawą do ich działania jest cała masa aktów prawnych. Chcąc wymienić najważniejsze, należy wspomnieć m.in. o prawie o ruchu drogowym, ustawie o drogach publicznych, prawie o miarach i ustawie o strażach gminnych.

W teorii fotoradary mają realizować bardzo proste zadanie. Ustawia się je w szczególnie ważnych punktach drogowych po to, aby kierowca, widząc obecność urządzenia pomiarowego, przestraszył się mandatu i zwolnił. Poprawa bezpieczeństwa powinna dotyczyć tych miejsc, w których zdarza się największa liczba wypadków i kolizji. Fotoradary miały być ustawiane także w bezpośredniej bliskości szkół, przedszkoli czy ośrodków zdrowia.

Fotoradar ustawia się tam, gdzie jeżdżą najszybciej!

O ile założenia były naprawdę szczytne, o tyle kierowcy bardzo szybko zauważyli, że nie do końca przełożyły się na realną sytuację. W opinii użytkowników dróg głównych powodów rodzenia się patologii należy szukać w przychodach z mandatów. Władze lokalne i państwowe zauważyły, że rozmieszczenie rosnącej liczby fotoradarów nie w punktach, w których będą miały wpływ na bezpieczeństwo, a tam, gdzie najłatwiej złapać kierowcę przekraczającego dozwoloną prędkość, może przynieść potężne zyski.

O jak dużych pieniądzach mówimy? Tylko w zeszłym roku i tylko sama Inspekcja Transportu Drogowego wygenerowała dla skarbu państwa przychód wynoszący 86 milionów złotych. To oznacza, że każdego dnia z mandatów wpływało prawie 236 tysięcy zł! Do kwoty tej oczywiście należy doliczyć sumy zarabiane przez samorządy z fotoradarów obsługiwanych przez straże gminne i miejskie. Wielki „biznes” napędza do działania. Rekordziści dysponujący armią kilku urządzeń pomiarowych są w stanie zarobić w ciągu roku nawet 9 milionów złotych. A to ogromny zastrzyk gotówki dla kasy gminy i znaczący wpływ dla budżetu państwa.

Przez wiele lat policja oraz straże gminne twierdziły, że uwagi dotyczące nieprawidłowego lokowania fotoradarów stanowią wyłącznie wymówkę dla kierowców, którzy chcą uniknąć kary za wykroczenie. O tym, że zarzuty nie do końca są wyssane z palca, mieliśmy okazję przekonać się już kilka lat temu. Najwyższa Izba Kontroli uważnie przyjrzała się systemowi radarowemu obsługiwanemu przez straże gminne i miejskie oraz doszła do wniosku, że jego rozmieszczenie nie ma na celu poprawy bezpieczeństwa, a zasilanie samorządowego budżetu pieniędzmi z mandatów.

Więcej zysków? Prywatny właściciel o to zadba

Sama kwestia niewłaściwego lokowania fotoradarów nie jest jedyną anomalią. Jako że urządzenia są drogie i nie wszystkie gminy było stać na ich zakup, na początku nowego milenium włodarze miast wpadli na ciekawy pomysł. Postanowili poprosić o pomoc prywatne firmy. Ich zadaniem był zakup aparatury pomiarowej i jej obsługa. Jako że firmy czerpały zyski z fotoradarów, zależało im na jak największej ilości wystawionych mandatów. Zdaniem kierowców efektem były spore nadużycia. Na szczęście od kilku lat podobne postępowanie nie jest zgodne z prawem. Nowelizacja ustawy o drogach publicznych ograniczyła prywatnym przedsiębiorstwom możliwość obsługi urządzeń pomiarowych do montażu, demontażu oraz napraw i remontów.

Użytkownicy dróg coraz częściej zwracają uwagę na to, że walka o pieniądze z fotoradarów staje się bardziej brutalna. Po pierwsze, wyraźnie rośnie liczba urządzeń pomiarowych. Pod koniec roku 2013 w całym kraju było ich już 661! Po drugie, kierowcy otrzymują mandaty za coraz mniejsze przekroczenia prędkości. Po trzecie, grzywny często są wystawiane na podstawie zdjęć, które GITD i strażom gminnym ciężko byłoby obronić w sądzie. Przykłady? Fotka jest niewyraźna lub nie widać na niej twarzy kierowcy. Po czwarte, armię fotoradarów wspiera poszerzająca się flota nieoznakowanych samochodów wyposażonych w wideorejestratory.

Chęć maksymalizowania wpływów połączona często z błędami popełnianymi przez funkcjonariuszy doprowadza do kuriozalnych sytuacji. Jedną z głośniejszych spraw ostatnich kilku miesięcy jest przypadek mężczyzny z Pomorza, który otrzymał informację o popełnieniu wykroczenia i propozycję mandatu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego samochód w momencie zarejestrowania przewinienia znajdował się na lawecie (co było wyraźnie widoczne na zdjęciu) i to laweta przekroczyła prędkość!

Wpływ radarów na bezpieczeństwo: takich badań nie ma!

Mimo iż fotoradary funkcjonują na polskich drogach od przeszło dwóch dekad, jak na razie nie pojawiły się żadne opracowania naukowe wskazujące związek przyczynowo-skutkowy między ilością radarów a spadkiem liczby kolizji czy wypadków. Jeżeli urządzenia pomiarowe będą lokalizowane w miejscach, które są najbardziej „dochodowe”, nietrudno przewidzieć, że stosowne badania albo nigdy nie zostaną przeprowadzone, albo ich wyniki nie okażą się korzystne dla władz.

Na koniec kilka słów wyjaśnienia. Opisując powyższy mechanizm, wcale nie chcę powiedzieć, że fotoradary są niepotrzebne, a kierowcy powinni rozwijać na drogach dowolną prędkość. Zasady muszą obowiązywać i powinny dotyczyć każdego. Bardziej chodzi mi o udzielenie głosu kierowcom i wskazanie dostrzeżonych przez nich nieprawidłowości. Nadrzędnym celem montażu urządzeń pomiarowych przy drogach bezwzględnie musi być bezpieczeństwo! Władze, czy to państwowe, czy to gminne, nigdy nie powinny pozwolić na to, aby intencją stało się zarabianie pieniędzy. Jedynym wyjściem z sytuacji jest normalizacja. W przeciwnym razie użytkownicy dróg nadal będą się czuli oszukani i wykorzystani.