ORLEN przedłużył z Panem współpracę. Co to de facto oznacza dla sportowca pańskiej klasy?

Nasza współpraca oznacza dla mnie stabilność. W dzisiejszych dynamicznych czasach wiele rzeczy potrafi się bardzo dynamicznie zmieniać. W sportach motorowych wsparcie i stabilność jest bardzo ważne. Może nie daje ono pewności siebie, bo jej nigdy nie ma, ale w moim przypadku daje pewne możliwości połączenia programów, tak jak to robiłem w ostatnich latach i będę robił w przyszłym roku. Nie wszystko oczywiście przychodzi za darmo i na pewne rzeczy trzeba pracować. Z ORLENem współpracujemy już pięć lat i współpraca układała się bardzo pozytywnie. Z perspektywy sportowej nie mogę powiedzieć złego słowa o naszych relacjach. Poznałem tutaj wiele osób, z którymi współpracuję i to jest dla mnie bardzo ważne. Poza aspektem sportowym czynnik ludzki jest bardzo ważny. W dzisiejszych czasach sportowcy na wysokim poziomie ciągle są pod presją wyników, prezesów, celów i konkurentów. To nie jest łatwe zadanie.

Jak Pan ocenia sytuację sponsoringu w polskim sporcie? Motorsport nie jest tani.

Sytuacja się poprawia. Polska wykonała ogromny skok w kartingu, bo od tego przecież zaczyna się motorsport. Kiedy ja wyjeżdżałem na wyścigi zagraniczne w 1998 roku, byłem niemalże osamotniony. Jako jedyny jeździłem całe mistrzostwa, a Polacy, którzy pojawiali się na torach, występowali jedynie w pojedynczych wyścigach. Dziś jest mnóstwo osób zaczynających w bardzo młodym wieku. Kiedy ja miałem siedem lat, było to wówczas egzotyczne. Motorsport jest bardzo drogim sportem i zawsze pieniędzy będzie za mało. Dziś jednak jest ich znacznie więcej, niż było kiedyś. Wciąż jednak trzeba wykonać dużo pracy. Potrzeba też wiary. Z punktu widzenia biznesowego, jeśli ktoś wydaje pieniądze, chciałby mieć zwrot. Jeśli zawodnik jest młody, to ciężko mówić o dużych zwrotach. Wiara musi być pielęgnowana, a do tego potrzeba cierpliwości. Dziś chcemy mieć wszystko na już i wszystko dzieje się szybciej. W motosporcie wiele się zmieniło, a młodzi kierowcy znacznie szybciej dorastają.

Spędził Pan pół życia w Formule 1 i doczekał się Pan, że logo polskiej firmy pojawiło się w tych wyścigach. Z punktu widzenia padoku, jak duży jest impakt tych zawodów?

Myślę, że mało osób zdaje sobie sprawę z tego, co zostało wykonane. Ja byłem częścią tego projektu. Na arenie międzynarodowej w Formule 1 był polski kierowca z logo polskiej marki. Dopiero czas nam pokaże, jakie to było ważne. Z mojej perspektywy wszyscy się mnie pytali o to, co robi ORLEN i czym w ogóle jest ORLEN. Dziś w padoku Formuły 1 i myślę, że nie tylko,większość kibiców wie już, skąd jest ORLEN. Tak się buduje markę i świadomość ludzi. Sam ORLEN też się rozrasta, bo to nie jest już tylko polska marka.

Media rozpisują się o tym, że zapoznałeś się z najnowszym hypercarem Ferrari. Jakie są Pańskie wrażenia?

Tak, ale to była tylko przystawka. Musieliśmy zobaczyć i sprawdzić pewne rzeczy, by w razie czego był czas na reakcję i poprawki. Mam nadzieję, że do testów dojdzie jak najszybciej. Zmiana kategorii wiąże się z nowymi wyzwaniami, trzeba poznać nowe rzeczy i zdobyć wiedzę. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że jakość pracy buduje się na wiedzy. Tej z kolei nie da się szybko pozyskać i zdobyć. Trzeba po prostu jeździć autem.

Co jest największym wyzwaniem w wyścigach długodystansowych?

Jest ich wiele. Mówiąc najprościej, jest wszystko to, co ma miejsce w Formule 1 oraz dochodzi współpraca z partnerami z zespołu. Wyzwania Formuły 1 są pomnożone, bo wyścig trwa o wiele dłużej. To zaś oznacza, że jest znacznie większe ryzyko popełnienia błędów, wystąpienia awarii oraz utraty koncentracji. Jest to zupełnie inny sport. Niekoniecznie osoba, która dobrze sobie radzi w Formule 1 będzie sobie dobrze radzić w tych wyścigach. W pewnych aspektach trzeba się dostosować.