Cobra kontra Focus RS. Wielka bitwa samochodu ze śmigłowcem na lotnisku w Modlinie. Skąd pomysł, by pędzić tuż obok maszyny, niosącej w trzewiach tonę łatwopalnej lotniczej nafty? To długa historia. Jako nastolatek obejrzałem film "Szpieg, który mnie kochał", pierwszego Bonda w życiu. Jest tam długa scena zakończona przemianą samochodu w łódź podwodną, w której Lotus Esprit umyka po krętej nadmorskiej drodze przed śmigłowcem Bell Jet Ranger.

Jako urodzony sceptyk od razu zadałem sobie pytanie: dlaczego w ogóle ma szanse? Czy helikopter nie powinien go natychmiast dogonić? Marzyłem o sprawdzeniu tego w praktyce, ale były problemy z zorganizowaniem odpowiedniego statku powietrznego. Nagle okazało się, że tuż przed Piknikiem Lotniczym w Góraszce uda się wykorzystać jedyny w Europie śmigłowiec Bell TAH-1F Cobra prowadzony przez niesamowitego pilota.

Wybór samochodu łatwy, bo wszyscy pytają, czy nowy Focus RS rzeczywiście jest tak rewelacyjny, jak niedawno napisałem. Kilka tygodni organizacyjnego koszmaru i oto stoimy na płycie lotniska. Focus RS w kolorze Ultimate Green i Cobra, pieszczotliwie nazywana "Snake," czyli "Wąż" przez żołnierzy US Marines, wóz straży pożarnej, karetka pogotowia, ekipa TVN i aż pięciu fotografów polskiej edycji "Top Gear"!

Żołnierze giną dzisiaj

Huey Cobra to kundel. Pod kanciastą skórą kryje się napęd z normalnego Hueya, czyli dobrze znanego z filmów o Wietnamie śmigłowca UH-1 Iroquois. Na początku lat 60. właśnie w Wietnamie zaczęto uzbrajać śmigłowce transportowe, ale do bezpośredniego wsparcia oddziałów w walce nie nadawały się wcale. Były powolne, mało zwrotne i miały dużą powierzchnię czołową kadłuba, w którą łatwo mógł trafić zaopatrzony w broń przez Sowietów partyzant Wietkongu. Spętana kretyńskimi procedurami armia amerykańska początkowo zainwestowała w projekt niezwykle skomplikowanego śmigłowca bojowego, który miał tyle wspólnego z szybkim rozpoczęciem produkcji co wielbłąd z koniem wyścigowym. A śmigłowiec bojowy był potrzebny natychmiast, do precyzyjnego wsparcia żołnierzy, do eskortowania śmigłowców transportowych, wreszcie do zwalczania czołgów T-54, w które ZSRR wyposażył komunistycznych braci z Wietnamu. Tymczasem firma Bell na własne ryzyko skonstruowała lekki i szybki śmigłowiec, wykorzystujący podzespoły sprawdzonego UH-1. Konflikt między dostawcami uzbrojenia, którzy liczyli na lukratywny kontrakt na produkcję droższego śmigłowca, a dowództwem armii USA doprowadził do spotkania w gabinecie szefa sztabu armii amerykańskiej. Padło pytanie, czego potrzebują żołnierze w Wietnamie, i pułkownik Seneff, szef lotnictwa wojsk lądowych, odpowiedział, że żołnierze giną dzisiaj, a nie w przyszłości, i potrzebują wsparcia od zaraz. Podjęto decyzję o jak najszybszym rozpoczęciu produkcji nowego statku powietrznego. Śmigłowiec, którego ostatnią wersję do dziś użytkuje piechota morska USA, od razu sprawdził się w boju.

Istnieje wiele opisów heroizmu pilotów Cobr, którzy przy wielkich stratach własnych potrafili niszczyć wietnamskie czołgi uczestniczące w bezpośredniej walce z Amerykanami. "Nasza" Cobra należy do zespołu Flying Bulls z Salzburga i jest jedynym takim śmigłowcem w Europie. Gdy jeszcze była własnością Chucka Aarona w USA, zagrała w serialach "JAG" oraz "Strażnik Teksasu". Od grudnia 2005 roku rezyduje w Austrii. Tuż po naszym wyścigu jej pilot Siegfried Schwarz prezentował ją w locie w Góraszce. Śmigłowiec ma wirnik główny o średnicy niecałych 14 metrów, pusty waży około 3 ton i ma silnik turbinowy Lycoming o mocy 1800 KM. Rozpędza się nawet do 350 km/h, może się wznieść na 3700 metrów. Problemem jest tylko zasięg, wynoszący zaledwie 510 km, nic dziwnego, potężny silnik przepala 400 litrów paliwa Jet A-1 na godzinę.

Przedni napęd rządzi

Jeszcze kilka lat temu zadusiłbym każdego, kto przepowiedziałby, że napiszę szczerą pochwałę przedniego napędu. Focus RS to jednak prawdziwe arcydzieło Teamu RS, kierowanego przez wiecznie młodego inżyniera Josta Capito. Przednie zawieszenie z układem RevoKnuckle (działa, bez kitu), świetny, turbodoładowany silnik (305 KM), wreszcie niezbyt wielka masa (niecałe półtorej tony)... Czy ma szanse w walce ze śmigłowcem?

Hm, na papierze Ford jest dwukrotnie lżejszy od czarnej Cobry, ale za to ma sześciokrotnie mniej mocy. Dobrze, że w tym śmigłowcu do działka M197 nie ma amunicji, a pod skrzydełkami po bokach nie wisi ani osiem rakietowych pocisków kierowanych TOW, ani wyrzutnie rakiet niekierowanych Hydra 70. Bo unieszkodliwić śmigłowiec przy użyciu samochodu umie tylko Bruce Willis w filmie "Szklana pułapka 4.0".

Chwila prawdy

Zaczynamy od zapoznania z trasą. Wymyśliłem układ bez przesadnie długich prostych, niektóre zakręty są pod dziwnym kątem, coś koło 120 stopni. Nie ma mowy o cięciach po trawie, bo na starych pokomunistycznych lotniskach w trawie można trafić na przykład na solidnie zabetonowane kątowniki, do których kiedyś przytwierdzano tablice propagandowe o treści typu: "Żołnierzu! Naprzód do walki o pokój!" czy coś w tym stylu. Przed szybkimi przejazdami umawiam się z Siegfriedem, że śmigłowiec będzie trzymał się przestrzeni ograniczonej w poziomie przez szerokość pasa startowego i asfaltowych dróg kołowania, z których korzystamy. Chodzi o to, by nie ścinał zakrętów, lecąc nad trawą. Pierwszy start do wyścigu i na pierwszych metrach genialna trakcja Forda (szpera Quaife) daje mi przewagę. Zanim Cobra rozbuja się do większej prędkości, Focus już pędzi, poświstując przy zmianach biegów zaworem upustowym turbosprężarki. Tuż przed końcem najdłuższej prostej wyścigu czarna ważka jest tuż przy mnie, a czubek płozy znajduje się może pół metra od bocznej szyby. Umie gość latać...

Podnosi dziób śmigłowca, zwalniając przed ciasnym zakrętem, znowu zyskuję troszkę. Na nawrocie Focus stawia zasłonę dymną z przednich kół walczących o przyczepność, ale dym znika szybko zdmuchnięty przez targający też autem strumień powietrza z wirnika. Skończyliśmy bieg prawie łeb w łeb. Cobra pozostaje w zawisie, Schwarz obraca ją z kaskaderską precyzją i ruszamy ponownie. W jednym miejscu próbuję poprawić błąd z poprzedniego okrążenia, ale niewiele to daje. Wiem teraz, że ściganie się autem z helikopterem to nie jest kompletna bzdura. Obejrzę jeszcze raz tego Bonda, tym razem z większą dozą sympatii.