Szefowie firm i zieloni powinni wreszcie zdjąć różowe okulary! Może wtedy zauważą, że w prawdziwym życiu nie ma mowy o pełnej skuteczności rozwiązania, a efekty uboczne mogą być tragiczne.

Działanie systemu Start-stop jest dosyć proste. Za każdym razem gdy kierowca zatrzymuje auto i albo puszcza pedał sprzęgła, albo do oporu naciska pedał hamulca (skrzynia automatyczna), silnik wyłącza się. Ponowne uruchomienie motoru następuje w sytuacji, w której kierowca, chcąc przygotować auto do dalszej jazdy, naciśnie pedał sprzęgła i wrzuci bieg lub puści pedał hamulca (skrzynia automatyczna). Co dają chwilowe przerwy? Dzięki nim jednostka napędowa w trakcie postoju nie pracuje na marne, nie spala dodatkowej ilości paliwa i nie stanowi zbędnego obciążenia dla środowiska.

8 procent paliwa mniej? Ale tylko na papierze!

Zdaniem producentów motoryzacyjnych Start-stop jest w stanie obniżyć zapotrzebowanie na paliwo o 5 do 8 procent i wyraźnie ograniczyć emisję szkodliwych gazów. Tyle w teorii. Jak jest w praktyce? W praktyce bywa z tym bardzo różnie. Co z tego, że samochody korzystające z ekologicznego systemu są wyposażane w specjalne alternatory i bardziej wydajne prądnice, skoro nawet tak zaprojektowany układ nie zawsze w warunkach ruchu miejskiego jest w stanie właściwie doładować akumulator. Ma to o tyle duże znaczenie, że przy zbyt niskim poziomie naładowania, Start-stop zostanie najnormalniej w świecie dezaktywowany!

To jednak nie jedyny czynnik, który zablokuje działanie systemu. Ekologiczne rozwiązanie nie włączy się także w sytuacji, w której jednostka napędowa jest niedogrzana lub nadmiernie rozgrzana, trwa oczyszczanie filtra cząstek stałych lub komputer musi utrzymać w kabinie pasażerskiej temperaturę ustawioną przez kierowcę (włączony nawiew lub klimatyzacja). Czasami zdarza się, że podczas dłuższego postoju na światłach silnik wyłączy się, jednak tylko na chwilę. Skrócenie przerwy w pracy jednostki napędowej zazwyczaj wynika z kurczących się rezerw energii elektrycznej w akumulatorze.

Obostrzenia dotyczące działania systemu Start-stop powodują, że jego oddziaływanie jest marginalne. Czemu? Każdy z kierowców większą część kilkudziesięciominutowej drogi do pracy pokonuje zimą na niedogrzanym silniku, latem przy włączonej klimatyzacji, a przy okazji może mieć zbyt słabo doładowany akumulator. W rzeczywistości oznacza to mniej więcej tyle, że rozwiązanie albo wcale nie wyłączy motoru, albo zastosuje zaledwie kilkusekundową przerwę. W efekcie o realnych korzyściach i dla właścicieli aut, i dla ekosystemu można tylko pomarzyć!

Turbo może nie wytrzymać!

Efekt placebo jest jednak dopiero jednym ze zmartwień, które mogą mieć kierowcy. Dużo większy problem dotyczy sposobu eksploatacji podzespołów, a w szczególności turbosprężarki. Działanie systemu Start-stop powoduje nagłe wyłączenie silnika. To kończy się odcięciem smarowania i naraża na dodatkowe obciążenia poszczególne elementy turbodoładowania. W zależności od wielkości średnich przebiegów już po kilkunastu miesiącach powtarzająca się procedura może doprowadzić do poważnej awarii i pociągnąć za sobą skutki dla środowiska. W końcu motor współpracujący z niesprawnym turbo pali więcej i ma bardziej szkodliwe spaliny.

Niektórzy producenci motoryzacyjni do dnia dzisiejszego zdają się nie dostrzegać problemu lub po prostu bagatelizują sprawę. Część firm postanowiła jednak dmuchać na zimne i zdecydowała się na stosowanie systemów zabezpieczające turbosprężarki przed dużo szybszym zużyciem. Na rynku spopularyzowały się dwa rozwiązania. Pierwsze po wyłączeniu silnika sztucznie podtrzymuje ciśnienie oleju w układzie turbodoładowania. Drugie wstrzymuje działanie systemu Start-stop do momentu, w którym temperatura turbo spadnie do bezpiecznego poziomu.

Jak jest ze skutecznością? O ile system zakładający użycie elektrycznej pompy oleju wydaje się być efektywny, o tyle programowa ingerencja w sterowanie systemu nie zawsze okazuje się strzałem w dziesiątkę. Tym samym pomimo funkcjonowania zabezpieczeń, nadal istnieje możliwość nadmiernego obciążania turbosprężarki i nadal może zaistnieć potrzeba wykonania przedwczesnej wymiany.

Start-stop: więcej awarii, droższe naprawy

Ciągłego gaszenia i odpalania nie lubią także same jednostki napędowe. Różnice temperatur występujące w trakcie każdego z cykli w kilkuletnim motorze (zużytym już w pewnym stopniu) mogą doprowadzić do powstania efektu szoku termicznego. A to skróci czas życia poszczególnych elementów oraz sprawi, że naprawy będą częstsze, droższe i pochłoną z nawiązką ewentualne sumy zaoszczędzone na zmniejszonym spalaniu. Poza tym zdaniem części mechaników windowane ceny obsługi serwisowej i ograniczona żywotność przełożą się na szybsze złomowanie aut. W efekcie rynek motoryzacyjny będzie generować sterty odpadów, które w znakomitej większości nie będą podlegać recyklingowi i okażą się śmiertelne dla środowiska.

Realne warunki eksploatacji auta są dalekie od laboratoryjnych. W efekcie na prawdziwej drodze system Start-stop prawdopodobnie nigdy nie będzie działał w stu procentach. Poza tym obciąża podzespoły silnika i powoduje ich szybsze zużywanie się. Czy producenci motoryzacyjni nie zdają sobie z tego sprawy? Naprawdę ciężko w to uwierzyć. Tym samym po raz kolejny okazuje się, że idea ekologii jest zaledwie wartością pozorną.