Napęd na cztery koła, wbrew pokutującej wciąż opinii, nie służy wyłącznie do jazdy terenowej. Okazuje się być niezwykle pomocny w popularnych samochodach, kiedy przyczepność drastycznie spada i napęd na jedną oś po prostu nie zapewnia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa.

Współczesne rozwiązania w dziedzinie 4x4 są już tak zaawansowane, że wersje napędzane na dwie osie nie są o wiele droższe od tych z napędzanymi dwoma kołami. Nie powodują też powstania "wirów w baku", bo spalanie takich aut jest tylko nieznacznie wyższe.

Dobrą okazją do zapoznania się z aktualną ofertą producentów w dziedzinie napędów na cztery koła był dzień spędzony na terenie lotniska w Ułężu. Tu, pod okiem specjalistów ze Szkoły Bezpiecznej Jazdy Tomasza Czopika, można było przekonać się co do zaoferowania ma japoński producent Suzuki.

Do mojej dyspozycji były cztery modele, w różnych wariantach silnikowych i z różnymi skrzyniami biegów. Jeździłem małym i niezwykle dzielnym Jimny, dużą i komfortową Grand Vitarą, która w terenie radzi sobie wcale nie gorzej, uterenowionym SX4, który pozytywnie mnie zaskoczył, a także nowością w gamie Suzuki, dynamicznym Kizashi. Moim towarzyszem podczas całego dnia był znany pilot rajdowy i instruktor w SBJ Robert Hundla, z którym wymienialiśmy cenne uwagi dotyczące m.in. napęd na cztery koła i działania systemu ESP.

Dla modeli SX4 i Kizashi wyznaczony był slalomowy tor na zaśnieżonym asfalcie pasa startowego. W przypadku mniejszego modelu, sprawdzaliśmy jego zachowanie w różnych trybach, od napędu na przednią oś z wyłączonym systemem ESP, poprzez automatyczny rozdział napędu na obie osie, aż po tryb zblokowania napędu 4x4. O ile w przypadku "ośki" z wyłączonym ESP jazda slalomem z prędkością wyższą od 20 km/h kończyła się poza wyznaczonym torem, to już w trybie 4x4 było o niebo lepiej i samochód słuchał poleceń kierowcy przy znacznie wyższych prędkościach.

Nie trzeba wspominać o działaniu układu ESP, który niewprawnym kierowcom uratuje zdrowie, a nawet życie, w wielu groźnych sytuacjach, choć trzeba pamiętać, że żaden system ani żaden napęd nie zastąpią odpowiedniej prędkości, dostosowanej do panujących warunków. Pozytywnym zaskoczeniem była jazda modelem SX4 w trybie zblokowanego napędu 4x4, co jest możliwe dla prędkości poniżej 60 km/h. W takim wariancie samochód zachowuje się bardzo przewidywalnie i ma duże rezerwy bezpieczeństwa. Tryb ten będzie przydatny szczególnie na zaśnieżonych czy oblodzonych podjazdach.

Świetnym rozwiązaniem jest napęd montowany w nowym modelu Kizashi. Można w nim wybrać tryb 2WD, gdzie napędzana jest przednia oś oraz "inteligentny" wariant 4WD. Działa on tak, że dołącza napęd tylnej osi w momencie wciśnięcia pedału gazu, niejako uprzedzając ewentualną utratę przyczepności. Działa więc, można powiedzieć, profilaktycznie, co sprawdza się w praktyce.

Pochwał nie szczędził Tomasz Czopik, doświadczony rajdowiec, który nie tylko twierdził, że Kizashi prowadzi się niemal jak czteronapędowa rajdówka, ale nawet dał pokaz możliwości samochodu. Miałem okazję jechać na fotelu pasażera podczas takiej próby i powiem, że zrobiło to na mnie wrażenie. Oczywiście chodzi o Kizashi, bo co do umiejętności Tomasza Czopika chyba nikt nie ma wątpliwości.

Pozostałe modele z napędem na cztery koła, dostępne w salonach Suzuki, to Jimny i Grand Vitara, których możliwości można było sprawdzić poza asfaltem. Jeśli chodzi o model Jimny, to jego zdolność radzenia sobie w trudnym terenie jest powszechnie znana i mogę ją tylko potwierdzić. Ten niepozorny, mały samochód, z nadwoziem zbudowanym na ramie, jak w prawdziwych autach terenowych sprzed lat, jest uwielbiany przez pracowników leśnych i… kobiety.

W tym drugim przypadku zapewne ze względu na nieduże wymiary, które ułatwiają parkowanie i wysoką pozycję za kierownicą. Natomiast miłość leśników do Jimny’ego zrozumiałem, kiedy zjechałem z wytyczonego szlaku prosto w pobliski las. Samochód zręcznie przejeżdżał przez wąskie korytarze między drzewami, niestraszne mu były leżące grube gałęzie i bez problemu pokonywał strome wzniesienia i wąskie rowy, którymi płynęły strumyki. Nieoceniony jest w Jimnym tryb blokady rozdziału napędu pomiędzy obie osie, a szczególnie reduktor, dzięki któremu można się poczuć jak w małym czołgu. Suzuki powinno tylko pomyśleć o zamontowaniu układu ESP, ponieważ w trybie napędu na jedną oś, moc idzie na koła tylne, a wtedy każde dodanie gazu na śliskiej nawierzchni kończy się wykręceniem efektownego bączka.

Niemniej dzielna i o niebo bardziej komfortowa jest Grand Vitara. Właściwie wszędzie tam, gdzie wjechałem Jimnym, udało się dotrzeć i nią. Dostępne w tym dużym Suzuki tryby to napęd na dwie osie z rozdziałem automatycznym, blokada napędu oraz blokada z reduktorem. Nie muszę wspominać, że gdyby moc przekazywana była na dwa koła, pomoc osób trzecich w wyciągnięciu auta z terenu byłaby niezbędna.

Czy warto dołożyć kilka tysięcy złotych dla napędu na cztery koła? Powiem krótko: warto!

Dzień spędzony na torze testowym i pokonanie wielu kilometrów za kierownicą kilku modeli Suzuki z napędem 4x4 utwierdziło mnie w tym, co wiedziałem od dawna. Napęd na cztery koła powinien być seryjnie montowany we wszystkich sprzedawanych samochodach i myślę nawet, że warto zastanowić się nad wprowadzeniem odpowiednich regulacji prawnych. Skoro tak przydatny system jak ABS, a także poduszki powietrzne, są wymagane przepisami, w przyszłym roku obowiązkiem będzie montowanie układu ESP w nowych autach, to dlaczego w niedalekiej przyszłości nie wprowadzić odgórnego obowiązku montowania napędu na cztery koła?