W efekcie powstał Ignis. Nadwozie/jakość. Podstawowe zadanie plastikowych nakładek nanadkola, progi i zderzaki to upodobnienie Ignisa do "bulwarowej terenówki". Czarna deska rozdzielcza, choć wykonana z twardego plastiku, wygląda naprawdę dobrze, a głęboko osadzonego zestawu wskaźników nie powstydziłoby się nawet auto sportowe. Trochę gorzej oceniamy jakość montażu - podczas jazd po nierównościach z kokpitu dochodziły trzaski. Na przednich siedzeniach podróżuje się wygodnie, z tyłu mamy dużo miejsca nad głowami, ale przestrzeń na nogi jest niewielka. Jazda w trzy osoby na tylnej kanapie to (podobnie jak we wszystkich autach o zbliżonych wymiarach) możliwość czysto teoretyczna. Niezbyt duży bagażnik daje się łatwo powiększyć przez położenie dzielonego oparcia kanapy. Układ napędowy/osiągi. Choć małe Suzuki jest produkowane także z napędem na obie osie, polska oferta firmy nie przewiduje takiej opcji. 93-konny silnik sprawia, że nawet przy 4 osobach na pokładzie nie ma większego problemu z dynamicznym przyspieszaniem. Na mokrej nawierzchni Ignis ma jednak kłopoty z trakcją - przy nieobciążonym samochodzie ruszanie wymaga wyjątkowo delikatnego posługiwania się pedałem gazu, inaczej koła zaczną buksować. Niestety elektroniczna kontrola trakcji jest niedostępna. Plus za precyzyjnie działającą dźwignię biegów.Układ jezdny/komfort. Sztywno zestrojone zawieszenie dobrze radzi sobie na ostrych zakrętach - i to mimo dość wysokiego nadwozia. Układ kierowniczy pozwala wyczuć samochód, a siła wspomagania jest dobrze dawkowana. Taka charakterystyka układu odbiła się jednak na komforcie - nieregularne nierówności nie są dostatecznie tłumione, choć pracy zawieszenia w środku nie słychać. ESP niedostępne. Koszty/bezpieczeństwo. Wersja GS jest nieźle wyposażona, ale poza lakierem metalizowanym nie mainnych opcji. Za blisko 50 tys. zł dostajemy miejski samochód z wysokim nadwoziem, podobny do minivana, ale poza wyglądem z "terenówką" ma on niewiele wspólnego. Ignis nie był poddany testom zderzeniowym Euro-NCAP.