- Nowa na polskim rynku marka Bestune ma już 19 lat
- Bestune należy do koncernu FAW, który jest najstarszym chińskim producentem samochodów
- Sprzedawane teraz auta marki Bestune nie mają jeszcze europejskiej homologacji, z aktualnym wyposażeniem nie miałyby na nią szans
- Chińska marka zaczyna od wprowadzenia na rynek polski wyłącznie wariantów benzynowych, w przyszłości mają dołączyć do nich hybrydy oferowane już w innych krajach
- Samochody Bestune są popularne m.in. na rynku rosyjskim. Jeden z nich sprzedawany jest tam nawet ze znaczkiem Łady
- W Polsce modele Bestune mają być oferowane w innych salonach niż auta należącej do tego samego koncernu marki Hongqi, pozycjonowanej jako segment premium. Tu grupa docelowa jest inna
- Trzy modele Bestune na początek
- SUV Bestune T90: nazywa się jak rosyjski czołg, ma walczyć z Toyotą RAV4 i Skodą Kodiaq
- Auta jeszcze bez europejskiej homologacji
- Bestune T90: napędu 4x4 nie ma nawet za dopłatą
- Bestune T77. Na rosyjskim rynku znają go jako Ładę X-Cross 5
- Bestune B70: czy to chiński konkurent dla Skody Superb?
- Bestune na polskim rynku. Czy europejska konkurencja ma się czego bać?
Bestune? Pierwsze słyszę! To zapewne wciąż najczęstsza reakcja na nową markę, ale w przyszłości może się to zmienić. Nie, to nie żaden garażowy startup z Azji, ale jedna z wielu marek należących do chińskiego, państwowego giganta motoryzacyjnego, FAW (First Automotive Works), czyli firmy, która chwali się tym, że jest najstarszym chińskim producentem samochodów. FAW to poważny gracz: produkuje ok. 3,5 mln aut rocznie, zatrudnia ok. 120 tys. pracowników, od wielu lat współpracuje na chińskim rynku m.in. z Volkswagenem i Toyotą.
Sama marka Bestune też nie jest taka całkiem nowa, bo ma już 19 lat. A teraz chce wejść do Europy i konkurować z dotychczasowymi partnerami, w dodatku korzystając wciąż z pozyskanego od nich know-how. Kwietniowa premiera marki na targach Poznań Motor Show to też europejski debiut marki i to udany, bo setka zamówień na auta, które można było tylko obejrzeć na stoiskach targowych to imponujący rezultat. Klienci targowi kupowali auta niemal w ciemno, ja miałem okazję się nimi przejechać. Czy jazdy testowe zrobiły na mnie tak duże wrażenie, jak lektura niezwykle atrakcyjnych cenników?
Przeczytaj także: To najlepszy SUV za 90 tys., jakiego można kupić. I to z polskiego salonu. Rozgromił rywali
Trzy modele Bestune na początek
Bestune startuje w Polsce z dosyć przejrzystą gamą modelową: dwa SUV-y (T90 i T77) oraz duży liftback (B70). Żadne elektryki czy hybrydy, na razie tylko warianty "czysto spalinowe", w dodatku z układami napędowymi złożonymi z klocków, które mogą się spodobać polskim nabywcom. Silniki do wyboru: 1.5 i 2.0 TSI, przy czym zbieżność nazw z jednostkami napędzającymi Volkswageny nie jest tu przypadkowa – to konstrukcje bardziej (1.5) lub mniej (2.0) bazujące na jednostkach z volkswagenowskim rodowodem, ale raczej nie na tyle, żeby móc choćby liczyć na współzamienność części z europejskimi odmianami tych silników.
Skrzynie biegów (tylko automaty, w zależności od wersji dwusprzęgłowe lub hydrokinetyczne) od Borga Warnera i Aisina, czyli też bez egzotyki. W nieodległej przyszłości do oferty mają też trafić hybrydy.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoSUV Bestune T90: nazywa się jak rosyjski czołg, ma walczyć z Toyotą RAV4 i Skodą Kodiaq
Zacznijmy od modelu Bestune T90, bo przecież SUV-y wciąż rządzą na rynku. W dzisiejszych czasach nazwa jak w rosyjskim czołgu nie jest zapewne atutem, tym bardziej że auto to nic w sobie z czołgu nie ma. Co ciekawe, m.in. na rynku rosyjskim Bestune oferuje jeszcze jeden model o czołgowej nazwie, czyli T55.
Model T90 to pokaźny ( długość 4718 mm, szerokość 1880 mm i wysokość 1710 mm), ale całkiem zgrabnie wyglądający SUV – nieco większy od Volkswagena Tiguana, Toyoty RAV4, a nawet Skody Kodiaq. Gdyby przy wyborze auta dla nabywców podstawowym kryterium był stosunek długości auta do jego do ceny, to przed każdym z 31 tworzonych właśnie (do końca roku, na dziś ma być ich już 17) salonów Bestune stałyby kolejki. Ceny tego modelu zaczynają się od 129 900 (wersja T90 1.5 Business 160), a wersja z silnikiem 2.0 o mocy 245 KM kosztuje cennikowo 149 900 zł. Ceny są tu jak nazwa – bojowe!
Co dostajemy w zamian? Auto nie tylko z zewnątrz jest duże, w środku też ma dużo miejsca i co ważne i w autach z Chin wcale nie takie oczywiste – pozycja za kierownicą, nawet dla wysokiego kierowcy jest poprawna, kierownicę da się regulować w dwóch płaszczyznach, a fotele mają wystarczająco długie siedziska. Niby oczywiste, ale nie w autach z Chin. Bagażnik mógłby być większy – tym bardziej że mnóstwo miejsca zajmuje niezbyt dobrze zaprojektowana styropianowa wkładka przykrywająca koło zapasowe.
Auta jeszcze bez europejskiej homologacji
Na wstępie warto zaznaczyć, że egzemplarze udostępnione do testów, ale też i te, które w najbliższych miesiącach mają trafiać do klientów, nie mają homologacji europejskiej, ale w przyszłości ma się to zmienić. Na razie są rejestrowane na podstawie jednostkowych dopuszczeń, co przy małej skali jest możliwie.
No i to, że nie są to wersje skrojone na Europę, czuć tu od razu. Po pierwsze: te auta nawet ruszają inaczej od samochodów z oficjalnej, europejskiej dystrybucji. Reakcja na gaz jest szybka i gwałtowna – w modelach, które mają przechodzić badania w cyklu WLTP jest zupełnie inaczej, przebieg mocy i momentu obrotowego jest w nich taki, żeby obniżyć zużycie paliwa i emisję podczas prób. Tu wciskasz gaz i auto bez chwili namysłu wyrywa do przodu. Idę o zakład, że egzemplarze z homologacją europejską już takie wyrywne nie będą. Druga subtelna różnica względem modeli konkurencji tradycyjnych marek: po ruszeniu nie przeszkadzają nam asystenci informujący np. o przekroczeniu prędkości – w autach z dystrybucji europejskiej system ten jest obowiązkowy od 2024 roku. Czego jeszcze nie ma? Polskiej wersji językowej, fabrycznego wsparcia dla Android Auto czy Apple Carplay (można użyć aftermarketowego adaptera – w przyszłości ma się pojawić rozwiązanie fabryczne), radio nie ma funkcji RDS (nie wyświetla nazwy stacji, ani żadnych informacji emitowanych przez nadawcę, wyłącznie częstotliwość).
Brakuje lusterka fotochromatycznego, a przede wszystkim bardzo brakuje fizycznych przycisków, bo większość funkcji sterowana jest z poziomu ekranu dotykowego. No i nie ma ładowarki indukcyjnej, są za to porty USB. Warto też pochwalić jakość kamer 360 stopni – obraz z nich jest naprawdę czytelny, przynajmniej za dnia – w nocy nie miałem okazji ich testować.
Wnętrze na zdjęciach prezentuje się chyba lepiej niż w rzeczywistości – jakość tworzyw i wykonania są na akceptowalnym poziomie, ale nie ma efektu "wow", jaki zapewniają także już niektóre nowe modele z Chin. Światła w środku dodaje duże, panoramiczne okno dachowe, a tapicerka z perforowanej skóry ekologicznej ma przeszycia, niczym skórzane tapicerki w autach z najwyższej półki.
Bestune T90: napędu 4x4 nie ma nawet za dopłatą
Co do układu jezdnego: tu nie ma np. opcji napędu 4x4, za to z tyłu mamy niemal płaską podłogę. Auto, jak na model tej klasy jest dosyć przeciętnie wyciszone, sześciobiegowa, hydrokinetyczna skrzynia Aisina nie jest przesadnie szybka, ale dosyć płynnie zmienia przełożenia. Układ kierowniczy (można zmieniać jego charakterystykę z poziomu menu komputera pokładowego) działa w sposób akceptowalny, ale nie jest to konstrukcja w żaden sposób wybitna. Na kilkudziesięciu kilometrach jazdy drogami krajowymi i wiejskimi trudno w sposób miarodajny ocenić zużycie paliwa, ale Bestune T90 na pewno nie należy do aut mistrzowsko oszczędnych.
Podsumowując: ładne auto, ale nie taki, w którym można się zakochać, to raczej jedno z tych, do których można się przyzwyczaić. No i wygląda na droższe, niż jest w rzeczywistości, przynajmniej z daleka.
Bestune T77. Na rosyjskim rynku znają go jako Ładę X-Cross 5
Bestune T77 to wprawdzie nowość na rynku europejskim, ale model ten zadebiutował w Chinach w 2018 roku, a od 2023 roku można go kupić w Rosji jako Ładę X-Cross 5.
Bestune T77 to SUV o rozmiar mniejszy od T90, ale też niemały. Mierzy nieco ponad 4,5 metra, to mniej więcej tyle, ile Jaecoo 7, ale znacznie więcej niż Volkswagen T Roc (4,23 m) czy Skoda Karoq (4,38 m). Też ładny, ale trudno w nim znaleźć jakiekolwiek rodzinne podobieństwo z modelem T90. Tu mamy znacznie więcej błyskotek z przodu, ale ogólnie rzecz biorąc, model ten wygląda tak, jakby ktoś zlecił sztucznej inteligencji wygenerowanie projektu nawiązującego do popularnych modeli tego segmentu.
Z zewnątrz udało się nieźle. A w środku? Już trochę gorzej, bo miało być niby prawie luksusowo (widać wiele zapożyczeń np. z różnych modeli Mercedesa), ale miejscami wyszło niestety tandetnie. Ani jakość materiałów, ani jakość montażu nie zachwycają – znów mamy auto, które lepiej wygląda na zdjęciach niż z bliska. W dodatku w czasie jazdy po nierównych nawierzchniach coś w nim czasem skrzypi i trzeszczy, ale może to tylko taka "uroda" testowanego egzemplarza.
No i niestety, mimo silenia się na wygląd "premium", regulacja kierownicy jest tylko w jednej płaszczyźnie, co utrudnia znalezienie optymalnej pozycji za kierownicą. MG w modelu ZS też popełniło ten błąd, ale już go naprawiło. Może tu też się tak stanie?
System multimedialny z (niezbyt czułym i responsywnym) ekranem dotykowym o przekątnej 12,6 cala ma grafikę, jak z najtańszych chińskich tabletów sprzed lat i bardzo przeciętną jakość dźwięku.
Model oferowany jest tylko w jednej wersji silnikowej – z 1.5 TSI pod maską i z siedmiobiegową skrzynią dwusprzęgłową. Za to wersje wyposażenia są dwie – Business i Elegance. Ta pierwsza wyceniana jest na 109 900 złotych, druga jest o 10 tys. złotych droższa. Czyli cena znów bojowa!
Lista braków: podobna jak w przypadku większego SUV-a T90: brak RDS-u, systemu ISA, polskiej wersji językowej, strasznie tandetne lusterko wsteczne bez automatycznego przyciemniania, za to w wiotkiej, plastikowej ramce. Są reflektory LED, ale z manualną regulacją wysokości.
Co do jazdy, to po prostu w miarę poprawny przeciętniak – większość kierowców podczas normalnej jazdy nie powinna mieć wielu powodów do narzekania, chociaż nie jest to ani najlepiej jeżdżące, ani najbardziej komfortowe auto w tym segmencie.
Bestune B70: czy to chiński konkurent dla Skody Superb?
Ponieważ SUV-ów, także tych bardziej egzotycznych, jest na naszym rynku mnóstwo, to sam najbardziej byłem ciekaw innej nowości od Bestune – dużego liftbacka B70. Chociaż mówienie o nowości to w tym przypadku pewne nadużycie, bo model ten debiutował w Chinach już pięć lat temu. Tu chiński producent znowu najwyraźniej chce zapunktować relacją ceny do wielkości. Auto ma gabaryty zbliżone do Skody Superb czy Toyoty Camry, ale cenowo bliżej mu do Octavii. Za to z wyglądu, wypisz-wymaluj: Toyota! Tyle że Toyota od dziesięcioleci nie oferuje Camry w wersji liftback, czyli z dużą klapą.
Tak jak w przypadku SUV-a T90 do wyboru mamy wersje z silnikiem 1.5 TSI (160 KM) i 2.0 TSI, która w tym modelu ma jednak 218, a nie 245 KM. Za wersję z mniejszym silnikiem trzeba zapłacić 119 900 zł, czyli dokładnie tyle, co za droższy wariant SUV-a T77, a za topową odmianę 2.0T AT Elegance: 139 900 zł.
No i znów mamy auto niby bogato wyposażone, ale z istotnymi brakami wynikającymi z niedopasowania do wymogów europejskiego rynku – w tym również brak regulacji kierownicy przód-tył. W tej klasie to już naprawdę nie wypada!
Na plus: ilość miejsca w środku, zarówno z tyłu, jak i z przodu. Jakość materiałów jest przeciętna, ale przynajmniej Chińczycy, w przeciwieństwie do wielu producentów europejskich, nie stosują triku polegającego na tym, że plastiki otaczające kierowcę i pasażera z przodu są znacznie szlachetniejsze od tych, z którymi kontakt mają pasażerowie tylnych miejsc – tu jest tak samo przyzwoicie (ale nie rewelacyjnie) i z przodu i z tyłu.
System multimedialny i układ menu są zbliżone do tych, jakie znajdziemy w wielu autach chińskich marek – przy odrobinie wprawy można się w nim odnaleźć, choć dla Europejczyka nie wszystko wydaje się oczywiste. Podobnie jak w modelu T90, również w B70 bardzo dobrze działa system kamer.
Jak jeździ Bestune B70? Po kilkudziesięciu przejechanych kilometrach mam wrażenie, że to nie tylko pod względem jakości wykonania po prostu przeciętniak – bez poważnych deficytów, ale też i bez szczególnie mocnych stron, wykraczających poza to, co ma do zaoferowania konkurencja. Wariant dwulitrowy ma wprawdzie dynamiczny silnik (mniej niż 8 sekund do setki, prędkość maksymalna to 220 km na godz.), ale niezbyt szybką skrzynię biegów, ale jak na ten segment rynku i raczej stateczną grupę docelową, powodów do narzekania nie będzie nawet w przypadku wariantu z silnikiem 1.5 TSI.
Bestune na polskim rynku. Czy europejska konkurencja ma się czego bać?
Podsumowując: po krótkim kontakcie najmniejsze wrażenie zrobił na mnie model T77, w przypadku którego czuć już po prostu, że nie jest to najnowsza konstrukcja. Wszystkie te auta mają pewne niedociągnięcia, które nie wynikają z tego, że producent nie potrafi – po prostu nie budowano ich z myślą o najbardziej wymagających rynkach Europy. Większość ich mankamentów stosunkowo łatwo da się usunąć. Można się więc spodziewać, że jeśli producent uzna, że będzie na nie wystarczająco dużo chętnych, to zapewne wprowadzi modyfikacje, chińskie firmy znane są z tego, że w takich przypadkach potrafią działać naprawdę szybko, więc europejska konkurencja powinna się mieć na baczności. Na razie Bestune oferuje dobrze wycenione auta dla niezbyt wymagających użytkowników. Model B70 mógłby być np. świetną taksówką, ale to, czy przyjmie się na rynku w takiej roli, będzie zależało od tego, czy da się go łatwo zaadaptować do zasilania gazem. Atutem aut marki Bestune może być gwarancja, która wynosi 5 lat (ograniczona do 150 tys. km), choć niektórzy konkurenci oferują o dwa lata dłuższą ochronę. O jakość komponentów mechanicznych bać się raczej nie trzeba – koncern FAW potrafi produkować samochody. Powodem do obaw może być za to potencjalnie wysoka utrata wartości i ewentualne trudności z odsprzedażą po kilku latach – ale taki już urok wszystkich debiutujących marek.