Wnętrze? Ponure i wykonane z tanich plastików. Wszędzie czerń. Dokładnie mówiąc, czerń Brighton, tkanina nr 001. Co ciekawe, słowa te nie dotyczą jakiegoś prostego autka z Dalekiego Wschodu, lecz nowiutkiego Mercedesa. Białe C 180 Kompressor trafiło do redakcji na początku września 2007 r. Czekało nas pokonanie 100 tys. km autem, w którym jedynym luksusem było radio z piktograficzną nawigacją.
Klasa C nigdy nie była autem tanim, nawet w wersji podstawowej. W 2007 r. ceny modelu C 180 K zaczynały się od 123 500 zł. Co prawda, dzięki naszym umiejętnościom negocjacyjnym testowego „merca” udało się kupić trochę taniej, ale mimo to i tak nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że przepłaciliśmy. Tyle pieniędzy za auto, o którym jeden z testujących napisał, że to na pewno nie jest jakość, do jakiej przyzwyczaił nas Mercedes?
A przecież wszystkie modele tej marki mają podobno bez problemu wytrzymywać przebiegi rzędu 300 tys. km... Cóż, jest tylko jeden sposób, by to sprawdzić: C 180 zostanie u nas tak długo, dopóki jego użytkowanie będzie ekonomicznie uzasadnione. Dzięki temu będziemy mogli się przekonać, ile tak naprawdę warte są dzisiejsze Mercedesy.
Zatem zaczynamy. Początkowo nie byliśmy do końca przekonani, ale okazało się, że auto rozwiewa nasze wątpliwości wraz z każdym pokonanym kilometrem. Mercedes nie mógł urzec nas luksusowym wyposażeniem, ale i tak zrobił dobre wrażenie. Doładowany mechanicznie benzyniak to doskonała i bardzo żwawa jednostka. Nawet powyżej 160 km/h rozpędzanie na piątym biegu nie stanowi żadnego problemu. To prawda, 156-konny motor doskonale radzi sobie z klasą C: jest stosunkowo cichy i – co ważne – oszczędny. Podczas spokojnej jazdy komputer pokładowy informował, że spalanie nie przekracza 7 l/100 km. Warto podkreślić, że były to wartości w dużym stopniu pokrywające się z rzeczywistością. Natomiast średnia z całego testu to 9,9 l/100 km – chyba niewiele jak na auto klasy średniej eksploatowane w dość trudnych warunkach.
Dość powiedzieć, że większość życia nasz "maratończyk" spędził na niemieckich autostradach – z biegiem czasu okazało się, że klasa C jest wręcz stworzona do długich podróży.
Strony dziennika testowego zapełniały się już niemal wyłącznie pochwałami: doskonałe resorowanie, niezwykle precyzyjna i cicha skrzynia biegów, bardzo wygodna pozycja za kierownicą. We wnętrzu nic nie stuka, słychać jedynie szum powietrza opływającego przednie słupki.
Jako dziennikarze motoryzacyjni często zastanawiamy się, ile dodatków w samochodzie potrzebuje przeciętny użytkownik. Po przejechaniu kilku kilometrów klasą C już wiemy. Odpowiedź brzmi: niewiele! Weźmy np. C 180 K w wersji podstawowej: ten model wystarcza w sam raz i sprawia, że kierowca czuje się szczęśliwy. To auto jest na tyle proste, że nic w nim nie piszczy, nie trzeszczy ani nie puka.
U nas poczujesz się jak w domu – takim sloganem Mercedes niegdyś reklamował się w Niemczech. Co ciekawe, stare hasło jak ulał pasuje do nowego modelu: C 180 K jest bezpieczne, przytulne i bezproblemowe.
Ale uwaga – podstawowa klasa C to nie tylko bezpieczeństwo i dynamiczny silnik. Mercedes zaskoczył nas również pewnym prowadzeniem. Nieważne, czy były to szybkie łuki autostradowe, czy ostre nawroty na ciasnych parkingach – układ kierowniczy i zawieszenie w każdej sytuacji dają pełne wyczucie oraz kontrolę nad autem. Układ jezdny skutecznie tłumi nierówności i jest przy tym wystarczająco sztywny. Montaż opon zimowych (wykonanych z miękkiej mieszanki) zwiększył nieco komfort resorowania, ale ucierpiała na tym niestety precyzja prowadzenia. Można to było odczuć m.in. na prostych odcinkach dróg: podczas gdy na oponach letnich klasa C jechała jak po sznurku, na zimówkach zachowywała się odczuwalnie mniej stabilnie.
Mimo to nasz "maratończyk" pokonał dystans 100 tys. km bez najmniejszego wysiłku. Raz co prawda zatrzymała nas przebita opona – nie byłoby o czym mówić, gdyby auto wyposażono w koło zapasowe. Niestety, zamiast niego w kufrze znaleźliśmy puszkę uszczelniacza. Takie rozwiązanie ma swoje zalety (pusta wnęka zwiększa przestrzeń ładunkową), ale w sytuacji awaryjnej może kosztować sporo nerwów. Zwłaszcza kierowcom, którzy używają łatki w spreju po raz pierwszy, procedura napełniania koła może przysporzyć nieco problemów. Jeśli na dodatek okaże się, że dziura jest zbyt duża, konieczne będzie wezwanie lawety. Tak było niestety i w naszym przypadku.
Poza tym zwróciliśmy uwagę na zużycie oleju silnikowego: na dystansie 100 tys. km konieczne było dolanie w sumie 13 litrów. Średnio daje to 1,3 l oleju na każde 10 tys. km.
Takailość mieści się oczywiście w normie producenta, jednak z drugiej strony mało który z naszych "maratończyków" wymagał dolania ponad 10 l środka smarnego na dystansie 100 tys. km. A ponieważ podczas oględzin nie stwierdzono żadnych wycieków, możnaprzyjąć, że olej był spalany przez jednostkę napędową.
Ocenę celującą Mercedes stracił jednak z innych powodów. Po pierwsze: przepalające się żarówki. Aż dziewięciokrotnie zmuszeni byliśmy wymienić którąś z nich. Po drugie: wilgoć w bagażniku. Okazało się, że niechlujnie zamontowano jedną z uszczelek. Po trzecie: pęknięta przednia osłona tarczy hamulcowej. Usterka spowodowana była wadą materiału, którą Mercedes na szczęście zdążył już wyeliminować.
Podsumowując: C 180 K w podstawowej odmianie to doskonałe auto, które niczego nie udaje. Osoby szukające luksusowegowyposażenia lub sportowych wrażeń nie będą z niego zadowolone. Ten Mercedes przede wszystkim przypadnie do gustu kierowcom ceniącym komfort i... święty spokój. Wersja Classic jest na tyle goła, że praktycznie nie ma co się w niej popsuć. Usterki skomplikowanej elektroniki? Nie tutaj!
Ale czy C 180 K to Mercedes tak dobry, jak za dawnych lat? Dopiero się przekonamy. Auto przecież zostaje u nas i mamy zamiar przejechać nim kolejne 100 tys. km, a może nawet więcej!