jej Ford Ka uczestniczył w kolizji drogowej. W stojącego na czerwonym świetle Forda uderzył samochód, który nie zdołał wyhamować. 2 tygodnie trwało ustalanie terminu oględzin samochodu. Kolejnym problemem był kosztorys, który miał zostać dostarczony w ciągu 7 dni od daty oględzin, lecz niestety nie sporządzono go. Później kosztorysznacznie zaniżono, gdyż zawierał "urealnienie na części zamienne Ford w wysokości 50 proc.". Wynika z tego, że resztę kosztów musi pokryć właścicielka Ka. "Szkodę wyceniono na kwotę 2800 zł. Postanowiłam odwołać się od tej decyzji, gdyż uszkodzenia auta przewyższają tę kwotę. Ostatecznie oddałam samochód do ASO Forda, która wyceniła naprawę na 8 tys. zł. I tu pojawił się kolejny problem: ubezpieczyciel sprawcy kolizji do dzisiejszego dnia nie przesłał zgody na wykonanie naprawy".Inny przypadek z Samopomocy dotyczył zaniżenia odszkodowania o podatek VAT.Karol Fryc z Tarnobrzega w zeszłym roku uczestniczył w kolizji drogowej nie ze swojej winy. Otrzymał odszkodowanie z polisy OC sprawcy (HDI Samopomoc). Ubezpieczyciel zaproponował rozliczenie kosztorysowe. "Do wysokości odszkodowania nie miałem roszczeń, ale zaskoczyła mnie wypłata kwoty netto z wcześniej ustalonej sumy. Po przeanalizowaniu obowiązujących przepisów prawa i po konsultacji telefonicznej z prawnikiem Rzecznika Ubezpieczonych napisałem wezwanie do zapłaty bezprawnie uszczuplonej kwoty odszkodowania skierowane do Samopomocy. Niestety firma odmówiła" - przyznaje Fryc. Dopiero interwencja naszej redakcji doprowadziła do wypłacenia pełnego odszkodowania.Ubezpieczyciele zarabiają na wrakachPZU rozlicza szkodę całkowitą z OC niezgodnie z Kodeksem cywilnym (art. 363), który mówi, że naprawienie szkody powinno nastąpić według wyboru poszkodowanego, przez przywrócenie stanu sprzed wypadku bądź przez zapłatę odszkodowania. Decyzja o naprawie szkody powinna więc być przedmiotem porozumienia obu stron, a nie może zostać jednostronnie narzucona przez ubezpieczalnie. Tymczasem PZU przyjmuje, że szkoda całkowita musi przekroczyć 70 proc. wartości auta (niektóre 80 proc.). Jeżeli koszt naprawy przekroczy 70 proc. wartości pojazdu, jest on traktowany jako pozostałości (wrak). Te ostatnie często wyceniane są dużo wyżej niż wartość rynkowa. Np. pozostałości po rozbitym Roverze wartym w dniu szkody 20 tys. zł wycenia się na 14,5 tys. zł i oddaje właścicielowi, reszta sumy ubezpieczenia (5,5 tys. zł) jest wypłacana. Pozostałości udaje się sprzedać jedynie za 2,5 tys. zł. Strata - 12 tys. zł.Robert Wiśniewski z Białobrzegów po 8 dniach eksploatacji Astry II z 1999 roku mógł stracić 2,4 tys. zł. Tak się niefortunnie złożyło, że 8 dni po zawarciu ubezpieczenia w PZU miał wypadek. Towarzystwo ubezpieczeniowe uznało, że wartość auta przed wypadkiem wynosiła 26,4 tys. zł, i od tej sumy naliczyło odszkodowanie w wysokości 13,2 tys. zł. 8 dni wcześniej auto było warte według PZU 28,8 tys. zł. Po naszej interwencji PZU wypłaciło wyższe odszkodowanie. Michał Witkowski z PZU tak tłumaczył zaniżenie odszkodowania: "W przypadku szkód wysokiej wartości PZU proponuje szybką wypłatę tzw. oszacowanej, bezspornej części odszkodowania. Po przedstawienu przez klientów niezbędnych dokumentów, które pozwolą wyjaśnić wszelkie okoliczności zaistnienia szkody i jej rozmiar, kwota odszkodowania może ulec zmianie".Piotr z Warszawy walczy z Wartą o zweryfikowanie wyceny kosztów naprawy. Ubezpieczyciel proponuje naprawę 3-letniego auta z wykorzystaniem tańszych zamienników. "To jakiś absurd! Nie po to serwisuję auto w ASO, by naprawiać je teraz na podróbkach" - oburza się Piotr.Krzysztof z Katowic płaci za niekompetencję rzeczoznawcy Ergo Hestii. "Ekspert przy wycenie pominął wiele elementów, które kwalifikują się do wymiany. ASO próbuje przekonać rzeczoznawcę, ten jednak wie lepiej. Niedopuszcza np. wymiany drzwi na nowe. Mówi, że można je wyklepać. To po to płaciłem kilka tys. zł za polisę, żeby teraz walczyć z Hestią?" - pyta Krzysztof.Jesteśmy zaprawieni w bojachKrzysztof Wyszomirski - szef firmy blach.-lakier. BLS w Warszawie- Kancelaria prawna, z którą współpracujemy, reprezentuje naszą firmę w kilkudziesięciu sprawach. Do tej pory niemal wszystkie pozwy wygraliśmy. Firmy ubezpieczeniowe często zaniżają wyceny napraw. W wielu przypadkach swoje racje trzeba udowadniać w sądzie. Naprawiamy z reguły drogie samochody. Ich właściciele nie chcą słyszeć, by montować w nich tańsze zamienniki. Jeśli chodzi o elementy, które bezpośrednio decydują o bezpieczeństwie pasażerów, sami zalecamy korzystanie z części oryginalnych. Niekiedy rzeczoznawcy przy powtórnej wycenie "miękną".Kiedy zaniżają wypłaty?Firmy ubezpieczeniowe zaniżają odszkodowanie nie zawsze zgodnie z prawem. Ubezpieczyciele chętnie orzekają szkodę całkowitą. Wówczas część pieniędzy (najczęściej mniej niż połowę) wypłacają w gotówce, a resztę klient ma uzyskać, sprzedając wrak auta (niektóre towarzystwa udostępniają adresy firm skupujących wraki). Najczęściej okazuje się, że sugerowana przez ubezpieczyciela cena wraku mija się z realiami rynkowymi. Co wtedy zrobić? Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych, podpowiada, że w takim przypadku należy sprawdzić oferty kilku firm skupujących wraki. Trzeba również zamieścić ogłoszenie w lokalnej prasie (koszty później i tak pokrywa zakład ubezpieczeniowy), żeby wykazać przed firmą ubezpieczeniową, że dołożyliśmy wszelkich starań, by sprzedać wrak. Skasowane auto możemy sprzedać firmie, która zaproponuje za nie najwyższą cenę. Jeśli będzie ona niższa od zakładanej wartości, ubezpieczyciel musi zwrócić różnicę w gotówce.Problem amortyzacji cz'ści to drugi grzech ciężki ubezpieczycieli. Przykład: PZU wypłaca odszkodowanie z AC, licząc naprawę po cenach tanich zamienników. Klient naprawia auto. Druga szkoda w tym samym aucie -PZU koryguje wartość pojazdu na umowie, bo był on wcześniej naprawiany na zamiennikach, a nie na częściach oryginalnych. Rzecznik Ubezpieczonych uważa, że samochody zadbane, których właściciele mimo upływu gwarancji nadal jeżdżą do ASOitam je naprawiają, mają prawo się domagać, by samochód po szkodzie był naprawiany przy użyciu oryginalnych części.Ponadto zakłady wypłacają niższe odszkodowania, gdy: - rzeczoznawca niewłaściwie oszacuje wielkość szkody,- właściciel nie dotrzymał warunków umowy (np. spóźnione zgłoszenie szkody).Co to jest udział własny?Udział własny w szkodzie to część kosztów naprawy pokrywana przez właściciela auta potrącana z odszkodowania i obliczana stosownie do zawartej umowy. W przypadku pojazdów nowszych, zawierając ubezpieczenie, zalecamy wybór wariantu "warsztat". Gwarantuje on bezgotówkowe rozliczanie szkód. Firmie ubezpieczeniowej trudniej będzie zakwestionować wysokość naprawy szkody. Warsztat sam rozlicza się z ubezpieczycielem.Auta po wypadku tracą na wartościO tym, że auta powypadkowe tracą na wartości, wiedzą niemal wszyscy. Wyjątek stanowią firmy ubezpieczeniowe, które bardzo niechętnie wypłacają za to odszkodowanie - trzeba się o nie upomnieć. Do wyceny aut polecamy rzeczoznawców Dekry. Ich ekspertyza najbardziej trzyma się realiów rynkowych. Ubezpieczyciele niechętnie wypłacają odszkodowania z tytułu utraty wartości handlowej dla właścicieli aut straszych niż 3-letnie. Czy to znaczy, że one nie tracą na wartości? Tracą stosunkowo mniej.Jak się skutecznie zabezpieczyć?Ubezpieczając samochód, zawsze trzeba przeczytać ogólne warunki ubezpieczenia. Tam są wyszczególnione przypadki, w których firma ubezpieczeniowa może zaniżyć odszkodowanie, np. za przekroczenie prędkości, spóźnione zgłoszenie szkody itp. Rafałowi Wachowiakowi ze Starogardu Gdańskiego skradziono Audi A4. Samochód był ubezpieczony na 60 tys. zł w firmie Filar. Właściciel auta od razu zgłosił kradzież na policję, niestety ubezpieczyciela powiadomił po 9 dniach. Karą za spóźnienie było wypłacenie połowy odszkodowania. Klient pozwał firmę Filar do sądu. Proces trwał aż 4,5 roku. Sąd przyznał rację Filarowi, ale... nakazał wypłatę odszkodowania w wysokości 100 proc.! Powodem był brak uzasadnienia przez Filar, dlaczego obniżył odszkodowanie właśnie o 50 proc., a nie np. o 30 czy 10.