Obecnie mamy 394 km. W tym roku ma ich przybyć 12 km. W systemie koncesyjnym ani jeden centymetr!Między 1994 r. a dniem dzisiejszym, czyli między 250 a 394 kilometrami, miały miejsce trzy symptomatyczne wydarzenia. Najpierw okazało się, że ustawa o autostradach płatnych jest warta tyle, ile papier, na którym ją napisano. Koncesjonariusze okazali się za biedni, by w ogóle rozpocząć budowę. Zmieniono więc prawo i państwo m.in. zbuduje najdroższe odcinki autostrad, czyli obwodnice miast, a potem odda je pod nadzór prywatnego koncesjonariusza, który za przejazdy pobierać będzie opłaty.Drugim wydarzeniem było ustalenie strategii drogowej w 1998 r. Zakładano, że do 2015 r. powstaną wszystkie autostrady, 1431 km dróg ekspresowych dwujezdniowych i 2918 km dróg ekspresowych jednojezdniowych. Koszty oszacowano na 140 mld zł. Był to koncert życzeń. Ustalono więc wariant realny nazwany minimalnym. Zakładał on budowę części autostrad, 711 km dwujezdniowych dróg ekspresowych i 1089 km jednojezdniowych. Cenę ustalono na 104 mld zł. Realizacji nawet nie zaczęto.Trzecim wydarzeniem było przygotowanie w ubiegłym roku na wiosnę przez ówczesnego ministra transportu Jerzego Widzyka nowego planu budowy dróg w oparciu o dofinansowanie przez Unię Europejską. Jaki był projekt, przemilczmy, bo jak wynika ze styczniowej informacji o negocjacjach z UE, przekazanej przez Ministerstwo Infrastruktury posłom, plan ten został przez ekspertów w Brukseli najzwyklej wyśmiany.Plan PolaTrzy autostrady i zawiązek czwartej (A-3 ze Świnoujścia do granicy z Czechami w Lubawce) w postaci drogi ekspresowej, trasa Warszawa - Białystok - Suwałki - granica z Litwą w Budzisku, droga Warszawa - Gdańsk i zaczątki połączeń z Poznania do Bydgoszczy oraz z Wrocławia do Łodzi. Wszystko do 2010 r. Za 3 lata miałyby powstać odcinki A-4 z Wrocławia do granicy niemieckiej, A-2 między Koninem i Nowym Tomyślem oraz obwodnica Łodzi, a w ciągu A-1 dojazd do Gdańska. Gros inwestycji przewidziano na okres między 2005 a 2010 r. Budowę obwodnicy Warszawy zaplanowano wzdłuż drogi nr 50 z Sochaczewa przez Żyrardów i Grójec do Góry Kalwarii.Skarb państwa chce wyłożyć na budowę 37-46 mld zł. Według dyrektora Biura Studiów Sieci Drogowej inżyniera Marka Rolli to pieniądze, za które można zbudować około 1200 km autostrad i 1000 km dróg ekspresowych. Co ważne, kapitał państwa to tylko argument przetargowy do pozyskania środków unijnych. Kredyty Europejskiego Banku Inwestycyjnego przyznawane są w parytecie 1:1, czyli że do każdej złotówki wyłożonej przez skarb państwa EBI dodaje swoją złotówkę. Granty z funduszu ISPA przyznawane są według zasady 25 proc. z budżetu państwa i 75 proc. z funduszu. Granty PHARE można otrzymać przy parytecie 1:1, a częściowo w sysemie 25 proc. od inwestora i 75 proc. z funduszu. Według Marka Rolli jest możliwość pozyskania co najmniej 100 mln zł z grantów i pożyczek.Drobny problemRząd chce zdobyć część pieniędzy z winiet, czyli opłat za prawo do jazdy drogami szybkiego ruchu. Nazywa to zaciągnięciem zobowiązania wobec kierowców, ale gwarancji, jak na zobowiązania przystało, nie daje.Plan nie wspomina o drogach lokalnych. Te zaś przypominają olimpijską trasę do jazdy po muldach. Na ich remont potrzeba tyle, ile na budowę autostrad. Na samą modernizację 5 tys. km dróg krajowych w celu dostosowania ich do wytrzymałości nacisku TIR-ów trzeba 35 mld zł.Może więc dojść do tego, że za 8 lat będziemy mieć eleganckie autostrady i drogi ekspresowe o długości 3 tys. km oraz zryte niczym kretowisko 280 tys. km pozostałych szos i ulic.