Rok 2015. Polska. Po naszych drogach jeździ już milion samochodów elektrycznych, z których 100 tys. powstało w Polskich fabrykach. To wizja, którą w radio TOK FM przedstawił wiceminister energii Michał Kurtyka. Czy jest realna? W tej chwili nie, ale rząd pracuje na zmianami w ustawach, które sprawią, że plany te staną się bliższe rzeczywistości. Wiceminister finansów Wiesław Janczyk powiedział, że jego resort pracuje już nad nowymi rozwiązaniami, które mają sprawiać, że motoryzacja stanie się bardziej ekologiczna. Pierwszym krokiem – według słów wiceministra – ma być obniżenie stawki akcyzy na gaz ziemny (CNG), którym napędzany jest nikły procent pojazdów jeżdżących po polskich drogach. Stawka ta być może spadnie nawet do zera. Kłopot  w tym, że gaz ziemny można tankować w bardzo niewielkiej liczbie miejsc i to przede wszystkim w dużych miastach. U nas popularny jest bowiem gaz płynny (LPG). Ten jednak na pewno nie stanieje.

Druga sprawa to auta na prąd. Dość ważną przeszkodą w zwiększaniu popytu na takie pojazdy są ich wysokie ceny. Obecnie najtańszych w Polsce, elektryczny model to Smart fortwo, który kosztuje aż 94 500 zł. Sporo, biorąc pod uwagę, że to 2-osobowe auto miejskie. Jednym ze sposobów na obniżenie ceny ma być zlikwidowanie 3,1-procentowej akcyzy na samochody elektryczne. Kłopot w tym, że to zmiana niemal nieistotna, bo wspomniany Smart po zniesieniu tego podatku staniałby o... 3 tys. zł. Taka zmiana raczej nikogo nie zachęci do zakupu miejskiego wozu na prąd zamiast wygodnej limuzyny z nowoczesnym silnikiem Diesla.

Drugi pomysł Ministerstwa Finansów to podwyższenie kwoty, którą firmy mogą odliczyć przy zakupie pojazdów elektrycznych. Miałoby to być nawet 30 tys. euro, a to już zauważalna zmiana z punktu widzenia przedsiębiorcy. Kolejna planowana ulga dotyczy zwolnienia z podatku od nieruchomości miejsc, w których zbudowano stanowiska do ładowania pojazdów elektrycznych.